Rozmowa z Markiem Saganowskim, trenerem Motoru Lublin
- W rundzie jesiennej ani Adam Ryczkowski, ani Tomasz Swędrowski nie strzelili nawet jednego gola. Można chyba jednak powiedzieć, że obaj wracają do formy. Ten pierwszy w sparingach uzbierał cztery bramki, a drugi też kilka razy pokazał się z dobrej strony i mecze kontrolne zakończył dubletem przeciwko Świtowi Nowy Dwór Mazowiecki…
– Myślę, że rzeczywiście obaj wracają do formy. „Swędro” już wcześniej dawał sygnały, że jego dyspozycja rośnie. A te bramki zdobyte w ostatnim sparingu, to gole z gatunku stadiony świata, zwłaszcza ten pierwsza z rzutu wolnego. Dlatego bardzo się cieszymy. Tak samo zresztą, jak z postawy „Rykiego”. Nie tylko strzelał, ale i stwarzał sobie i innym ofensywnym zawodnikom sporo dogodnych sytuacji.
- Czy jednym z zadań na zimową przerwę było właśnie odbudowanie tych zawodników?
– Nie do końca, bo ja cały czas w nich wierzyłem. Wiedziałem, że mają wielki potencjał i pokazali to w meczach kontrolnych. Liczymy, że tak samo będzie już w lidze.
- W sobotnim spotkaniu nie zagrał chociażby Damian Sędzikowski. Czy jego występ w Krakowie stoi pod znakiem zapytania?
– Nie. Damian mógł już zagrać przeciwko Świtowi, ale zgłosił lekki uraz i woleliśmy dmuchać na zimne. Taka sama sytuacja była w przypadku Bartka Zbiciaka, który też mógł pojawić się na boisku przynajmniej na kilkanaście minut, ale też woleliśmy go oszczędzić i nie ryzykować żadnej poważniejszej kontuzji.
- Victor Massaia i Adrian Dudziński od dawna leczą poważniejsze urazy. Jak wygląda obecnie ich sytuacja?
– Adrian będzie miał konsultację podsumowującą jego zabieg 24 lutego i najprawdopodobniej od początku marca dostanie zgodę, żeby wrócić do treningów. Wiadomo, że w przypadku Victora sprawa była poważniejsza, bo chodziło o kolano. Wszystko wskazuje jednak na to, że w kwietniu może być do dyspozycji.
- To by oznaczało, że Brazylijczyk ma jeszcze szansę pojawić się na boisku w tym sezonie…
– Szczerze mówiąc mam taką nadzieję. Chciałbym, żeby zdążył się wykurować i pokazać co potrafi. To bardzo dobry stoper. Uważam, że im większa rywalizacja panowałaby na środku defensywy, tym lepiej dla zespołu i reszty chłopaków. Ja też wolę mieć kłopot bogactwa przy wyborze składu niż nie mieć, w kim wybierać. Większa rywalizacja jest dobra dla wszystkich.
- Jakub Kosecki też będzie chyba potrzebował trochę czasu, żeby wrócić do optymalnej dyspozycji?
– Na pewno będzie musiał spokojnie pracować i powoli wchodzić do gry. Uważam jednak, że zawsze, jak pojawi się na boisku, to będzie robił różnicę. Są zawodnicy, którzy super wyglądają w sparingach, czy cudownie na treningach, ale jak przychodzi presja i mecz o punkty to jest zupełnie inaczej.
- Dużo ma pan jeszcze znaków zapytania odnośnie podstawowego składu na mecz z Hutnikiem?
– Tak naprawdę jeden, może dwa jeszcze są. Ale chodzi też o różne zdarzenia, które mogą mieć miejsce: kontuzje, czy choroby, a sytuację może też zmienić jakiś transfer. Jeżeli uda nam się kogoś ściągnąć w najbliższych dniach, to może oznaczać jeszcze małe przemeblowania w składzie. Od dawna powtarzam, że szukamy zawodnika na dziesiątkę, a to ma być dla nas taki rozgrywający, którzy będzie dużo pod grą. Wiemy kogo szukamy, bo chcemy doświadczonego piłkarza, który będzie bez problemów radził sobie z grą pod presją.