• Skąd pomysł na biografię Budki Suflera? Jakiś szczególny sentyment do zespołu, czy przekonanie, że jego historia to doskonały materiał na książkę?
– To nie był mój pomysł, dwa lata temu dostałem taką propozycję od zespołu.
• Znaliście się wcześniej?
– Nie. Napisałem swego czasu do Akcentu i do Lizardu o dwóch pierwszych płytach Budki, bo one towarzyszyły mi od lat. Spodobały im się te teksty i padło na mnie.
• Poczuł się pan wyróżniony?
– Oczywiście. Ale nie zdawałem sobie sprawy, co mnie czeka... Książka miała być uzupełnieniem płyty z ostatniego koncertu Budki w Lublinie. Jakieś 100 stron... Tyle że w trakcie pracy projekt zaczął ewoluować i ze 100 stron zrobiło się prawie 1000. Praca nad książką była również dla mnie odkrywaniem Budki. Wciąż dochodziły nowe wątki, kolejne elementy bez których ta opowieść byłaby niepełna.
• Miał pan swojego przewodnika po historii Budki?
– Niewątpliwie taką osobą był Tomasz Zeliszewski, „kustosz pamięci” - jak sam o sobie żartuje. To z nim odbyłem najwięcej spotkań, to on wykonał tytaniczną pracę dokumentacyjną. Tomasz czuł się twórcą tej książki, jej kreatorem. Bywało między nami burzliwie, spieraliśmy się, ale bez niego tej biografii by nie było.