ROZMOWA Z Mateuszem Błaszczakiem, zwycięzcą naszej loterii mieszkaniowej w 2010 roku
– Pamiętam bardzo dobrze tę sytuację. Żona przyjechała do mnie, do pracy wraz z całą ekipą z Dziennika Wschodniego i poinformowała mnie o tym, co się wydarzyło. Długo nie mogłem w to uwierzyć. Naprawdę byłem w szoku przez kilka ładnych dni, ale z czasem ochłonąłem i przyjąłem to do wiadomości (śmiech).
• Przed losowaniem mieszkanie było pana wymarzoną nagrodą?
– Szczerze mówiąc, nie. Traktowałem to wszystko, jako zabawę. Ale, prawdę mówiąc, chciałem przede wszystkim wygrać samochód. Wysłaliśmy parę serii kuponów na mnie, kilka na żonę. Chociaż z drugiej strony, jeżeli ktoś ma szczęście, to powinien wygrać nawet z jedną serią. My postanowiliśmy jednak szczęściu nieco pomóc. Po cichu liczyłem też, że może uda się zdobyć trochę gotówki. Wyszło jednak zupełnie inaczej i wygraliśmy mieszkanie. Co mogę powiedzieć. Jesteśmy szczęśliwi, że tak się to wszystko ułożyło.
• Od tamtej chwili sporo się zmieniło w waszym życiu?
– Na pewno jesteśmy szczęśliwi i wszystko dobrze się układa. Żyje się nam dużo swobodniej. Nie musieliśmy też brać kredytu, co w dzisiejszych czasach jest bardzo ważne. Dlatego zachęcamy wszystkich do udziału w loterii mieszkaniowej Dziennika Wschodniego. Na naszym przykładzie widać,
że warto mieć marzenia i grać, bo czasami marzenia jednak się spełniają.
• Weźmiecie udział w kolejnej loterii?
– Raczej nie. Chyba damy szansę innym. My już swoje wygraliśmy.
• Po takim sukcesie warto chyba sprawdzić swoje szczęście w innych grach. Brał pan jeszcze udział w podobnych loteriach?
– Prawdę mówiąc, od czasu do czasu gram tylko w totolotka. Nie zauważyłem jednak, żebym od tamtej pory wygrywał częściej.