Pierwszy radiowóz napotykamy w Garbowie. – My tu stoimy tylko na wabia – nie ukrywa Arkadiusz Delekta, z lubelskiej drogówki. – Kierowcy busów już wiedzą, że tu jesteśmy. Zwalniają, a potem znowu jadą jak chcą.
– Niech kierowcy uświadomią sobie, że nie wożą ziemniaków – mówi A. Delekta. – Niektóre z pojazdów dojeżdżają do Warszawy w godzinę i czterdzieści minut, wyprzedzają na trzeciego, na skrzyżowaniach, na podwójnej ciągłej.
W Garbowie policjanci nie mają zastrzeżeń do mercerdesa sprintera, który wiezie kilka osób do Warszawy. Kierowca ma dokumenty, liczba miejsc zgadza się z tą wskazaną w dowodzie rejestracyjnym.
– Najgorzej jest z samochodami, które zostały przerobione na osobowe – mówi kom. Sławomir Góźdź z lubelskiej drogówki. – Czasem dodany jest jeden rząd siedzeń.
Kilkanaście kilometrów dalej – w Żyrzynie – busy sprawdza Inspekcja Transportu Drogowego. Kontrolerzy patrzą na czas pracy kierowców, pozwolenia, zgodność kursu z rozkładem jazdy. – Czepiacie się kierowcy o pięć minut. A to, że kontrola trwa 40 minut nikogo nie obchodzi – denerwuje się kierowca busa, który wiezie pasażerów z Ryk do Lublina.
– Proszę pamiętać, że ma pan w aucie 20 osób – tłumaczy mu młodszy inspektor Andrzej Czyżewski.
Kierowca nie ma karty drogowej, w której udokumentowałby ile czasu spędza za kierownicą i jakie ma przerwy. Będzie musiał złożyć wyjaśnienia.
Dalej trasa jest szeroka i można się rozpędzić. Na efekty nie trzeba czekać. W Moszczance nieoznakowany patrol policji wlepił właśnie mandat kierowcy busa, który przez teren zabudowany jechał blisko setką. Kosztowało to go 250 zł.
Efekty akcji
za przekroczenie prędkości. – Niemal wszystkie zostały nałożone przez funkcjonariuszy, którzy przeprowadzali kontrole w nieoznakowanych radiowozach – mówi
A. Delekta. – Będziemy kontynuować takie kontrole.