Skupiamy uwagę na systemach artylerii rakietowej czy samolotach piątej generacji, ale jeśli chcemy mieć skuteczną armię, to musimy ją zaprojektować technologicznie od zwykłego żołnierza, skończywszy na systemach łączności czy kooperacji z sojusznikami – ROZMOWA z dr Jackiem Raubo, ekspertem portalu Defence24
- Polska armia zbroi się na potęgę. Od przyszłego roku budżet na obronność ma wzrosnąć o 20 mld zł, do trzech procent PKB. W obecnej sytuacji geopolitycznej jest to naturalny kierunek?
– Zacznijmy od tego, że Polska została pozbawiona złudzeń, jeśli ktoś jeszcze je miał, jeśli chodzi o jej położenie geograficzne. Znajdujemy się na styku bardzo agresywnej polityki rosyjskiej. Nie dotyczy ona tylko Ukrainy czy chociażby Naddniestrza oraz innych państw, w których Rosjanie bezpośrednio ingerują, ale też tego styku z Sojuszem Północnoatlantyckim.
Jesteśmy dziś jednym z kluczowych hubów transportowo-logistycznych w zakresie działań na rzecz pomocy NATO dla Ukrainy, ale musimy też pomagać sobie, jeśli chodzi o naszą pozycję obronną. Dlatego można tylko się cieszyć, że mamy konsensus dotyczący wydatków na modernizację armii i jej dofinansowanie, bo są pewne segmenty w polskich siłach zbrojnych, które nie wymagają nawet myślenia perspektywicznego pod kątem przyszłej wojny, ale dozbrojenia tu i teraz. Nie widzę tu więc negatywnego aspektu zwiększenia finansowania sił zbrojnych. Pamiętajmy, że obok uzbrojenia w grę wchodzi również kwestia wymogu zwiększania wydatków na szkolenie istniejących już struktur wojskowych czy budowanie nowych.
Zauważmy, że kreujemy całkiem nową dywizję (18. Dywizja Zmechanizowana z dowództwem w Siedlcach, w skład której wchodzi m.in. 19. Lubelska Brygada Zmechanizowana – dop. aut.), rozbudowujemy Wojska Obrony Terytorialnej, wprowadzamy też inne rodzaje służby w siłach zbrojnych. To wszystko wymaga pieniędzy i wyposażenia. Skupiamy uwagę na systemach artylerii rakietowej czy samolotach piątej generacji, ale jeśli chcemy mieć skuteczną armię, to musimy ją zaprojektować technologicznie od zwykłego żołnierza, skończywszy na systemach łączności czy kooperacji z sojusznikami.
- Plany zbrojeń brzmią ambitnie, ale czy uda się je zrealizować? W ostatnich latach słyszeliśmy o wielu porażkach w kompletowaniu uzbrojenia dla polskiej armii.
– My jako państwo od dłuższego mamy problem z podejściem do kompleksowego pozyskiwania systemów uzbrojenia. Bardzo często mamy w naszych siłach zbrojnych jednostki, które są bardzo dobrze wyposażone i traktowane priorytetowo. Z drugiej strony są jednostki, w których park maszynowy przypomina niekiedy muzealne eksponaty. Dzisiaj kluczowym wyzwaniem nie jest utrzymanie poziomu dofinansowania, bo to nie jest dyskusja wojskowa, tylko polityczna, zależąca także od stanu gospodarki czy edukacji. Ale musi powstać bardziej efektywny system usprawniający procesy zakupowe.
Moim zdaniem jednym z wyróżników będzie dopracowanie doktryny. Są w Polsce eksperci uważający, że w ogóle nie mamy strategii i działamy „na ślepo”. W moim odczuciu, patrząc przez strategię bezpieczeństwa narodowego, zostały nam przekazane zręby długofalowego bezpieczeństwa. Ale tę wizję trzeba dopełnić odpowiednim sprzętem. Tu zaczyna się element najtrudniejszy. Po pierwsze, nie da się jednym systemem uzbrojenia zrewolucjonizować sił zbrojnych. Zakupy zbrojeniowe będą skuteczne dopiero wtedy, kiedy wszystkie zostaną wkomponowane w system widziany z perspektywy strategicznej, operacyjnej i taktycznej. One muszą ze sobą współgrać między wszystkimi rodzajami naszych sił zbrojnych, ale także między Polską a jej partnerami.
To bardzo istotne, żeby wojska w ramach NATO czy inicjatyw unijnych mogły siebie „widzieć” pod względem łączności czy systemów kontroli dowodzenia. To jest wielkie wyzwanie, nie tylko dla Polski. Uważam, ze na dzień dzisiejszy staramy się iść w kilku bardzo dobrych kierunkach, bo zdiagnozowaliśmy swoje problemy, ale chodzi o tempo wprowadzania nowych systemów uzbrojenia. Każdy z nich ma swoje walory, ale to od nas będzie zależało, na ile będzie wykorzystywany.
- Jest pan spokojny o realizację zapowiadanych planów zbrojeniowych?
– Jeżeli mówimy o efektywności i skuteczności prowadzenia zamówień i realizacji modernizacji sił zbrojnych, to musimy brać pod uwagę nie okres, w którym pierwsze czołgi czy zestawy rakietowe trafią do jednostek, ale moment, w którym zakończy się cały proces wdrażania wszystkich systemów. Uważam, że dopiero wtedy, kiedy polscy operatorzy zostaną przeszkoleni w stu procentach i będą mogli samodzielnie obsługiwać ten sprzęt, będziemy mogli powiedzieć, czy się udało, czy nie. Na dzień dzisiejszy nie jestem pesymistą, bo zespoły, które kupujemy, mają swoje wyjątkowe cechy, które odpowiednio wykorzystane mogą zagwarantować nam to, czego nie mieliśmy dotychczas.
- Do końca 2026 roku do Polski trafi m.in. 250 nowoczesnych czołgów Abrams. Krytycy wytykają tu m.in. brak zaangażowania polskiego przemysłu w ich produkcję. Czy to na tę chwilę najlepszy z możliwych wyborów?
– Moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak najlepszy możliwy wybór. Każde rozwiązanie będzie miało swoich krytyków i zwolenników. Biorąc pod uwagę ofertę rynku, żaden zakup uzbrojenia nie będzie akceptowany przez wszystkich. Ale jestem przekonany, że Polska w krótkim okresie nie byłaby w stanie wyprodukować samodzielnie pojazdu o cechach, jakie są nam potrzebne do rozwinięcia nowej dywizji. Moim zdaniem z Abramsów jesteśmy w stanie naprawdę wiele wyciągnąć, szczególnie we współpracy z Amerykanami.
Co do polskiego przemysłu obronnego, to niestety latami był i wciąż jest on traktowany trochę po macoszemu. To jest najlepszy okres, żebyśmy zauważyli, że w pewnych elementach już teraz nasze firmy – zarówno prywatne, jak i te z kapitałem państwowym – posiadają rozwiązania, które trzeba wprowadzać na masową skalę. Być może nie będą to systemy broni pancernej, ale powinniśmy być świadomi tego, że nasze systemy do zwalczania statków powietrznych, uzbrojenie strzeleckie czy wyposażenie żołnierzy mogą być w jak największym stopniu dostarczane przez polskie firmy. Nie spodziewajmy się jednak, że będzie to 80 proc. całego uzbrojenia. Jestem zwolennikiem olbrzymiego udziału w tych wydatkach naszego przemysłu obronnego, ale pamiętajmy, że musimy się zbroić tu i teraz.
- W ostatnich dniach minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak gościł w Korei Południowej, gdzie prowadził rozmowy na temat pozyskania tamtejszych bojowych wozów piechoty czy armatohaubic. To dobry kierunek?
– Republika Korei, jako producent uzbrojenia, bardzo gwałtownie wchodzi na rynki już od wielu lat, ma kilka znanych w skali świata koncernów i produkuje nie tylko na potrzeby swojej, wysoce rozbudowanej armii. Szuka partnerów na całym świecie i jest obecna na rynkach, które mogły się jej wcześniej wydawać egzotycznymi.
Ale jest ciekawym partnerem także dlatego, że nie prowadzi rozgrywek w Europie w kwestiach geopolitycznych, bardziej interesują ją kwestie ekonomiczno-technologiczne. Jest to ciekawy kierunek, rozpatrywany przez wiele państw na świecie. Nie dziwi mnie więc fakt, że Polska postrzega ten kraj jako partnera, który może wzmocnić szybkość rozwoju naszych sił zbrojnych.
- Zbrojenia to jedno, ale czy ten nowoczesny sprzęt ktoś będzie umiał obsłużyć. Czy Polska poradzi sobie z odpowiednim wyszkoleniem żołnierzy?
– Uważam, że jeśli chodzi o zaawansowane systemy uzbrojenia, polskie siły zbrojne są w stanie zapewnić wykwalifikowany personel do ich obsługi. Problem leży gdzie indziej. Przez lata, poprzez decyzje polityczne kasujące pobór wojskowy czy ćwiczenia dla rezerwistów, zaniedbaliśmy budowanie rezerw. Teraz trzeba to odbudowywać, bo to też są elementy inwestowania w naszą obronność. Wojna w Ukrainie pokazała, że dziś największym mankamentem jest baza szkoleniowa na potrzeby zaplecza na wypadek wojny. Uważam, że poradzimy sobie z obsługą systemów Patriot czy czołgów Abrams, ale pozostaje pytanie, czy w razie potrzeby poradzilibyśmy sobie z tworzeniem nowych jednostek na wypadek takiego konfliktu, z jakim muszą się mierzyć Ukraińcy.
- Mamy przykład Rosji, która miała być „drugą armią świata”, a jak mówią złośliwi, okazała się „drugą armią w Ukrainie”. To może być lekcja dla innych państw?
– Rosja jest mistrzem świata w zakresie marketingu wojskowego. Władimir Putin i jego ekipa stworzyli obraz niezwyciężonej, nowoczesnej i modernizowanej cały czas siły, która w ciągu 72 godzin może pobić NATO i zająć niemalże całe państwo bez mrugnięcia okiem. Finalnie widzimy, jak wygląda kwestia połączenia wszystkich problemów społeczno-politycznych z siłami zbrojnymi. Ta sytuacja jest doświadczeniem nie tylko dla państw europejskich, ale też dla Chin, Indii i wielu innych państw świata.
Ale z drugiej strony Rosji też nie można nie doceniać. Mit „drugiej armii świata” upadł, ale pamiętajmy, że Rosjanie wciąż mają wiele walorów, jeśli chodzi o działania specjalne, możliwości sabotażu, dywersji, zastraszania innych państw działaniami zbrojnymi czy destabilizowania rejonów pozaeuropejskich swoimi najemnikami.
Decyzje Putina pokazują, że ten kraj jest w stanie poświęcić wielką rzeszę swoich żołnierzy, aby przeciwnik odczuł to jak najmocniej. Widzimy to niestety w warunkach wojny w Ukrainie.