Boję się, że będę mówił: spokojnie, jakoś to będzie, a potem pewnego dnia obudzę się w zupełnie innym kraju i będzie już za późno – mówi Krzysztof Zalewski, wokalista, który w sobotę w Domu Kultury w Lublinie będzie promował swoją najnowszą płytę „Złoto".
• „Chyba najbardziej niedoceniony artysta w tym kraju. Wszechstronnie utalentowany i charyzmatyczny” – to fragment najpopularniejszego komentarza na YouTube pod teledyskiem do Twojego utworu „Luka”. Czujesz się niedoceniony?
– Nie, co najwyżej utalentowany i charyzmatyczny :) Nie czuję się niedoceniony. Mogę robić to, co kocham, na koncerty przychodzą ludzie. Powiedziałbym raczej, że mam dużo szczęścia w życiu.
• W 2013 roku „Zelig”, pod koniec 2016 roku – „Złoto”. Czym różniła się praca nad obiema płytami?
– „Zelig” był latami cyzelowany w studiu Fonoplastykon, a „Złoto” powstawało między koncertami, w różnych studiach. Na „Zeligu” za produkcje odpowiedzialny był Marcin Bors, przy „Złocie” producentów jest wielu, przez co większą odpowiedzialność za całość musiałem wziąć na siebie. Poza tym niektóre piosenki ze „Złota” powstawały niejako w trakcie koncertów, więc na pewno jest tam więcej koncertowej energii niż na „Zeligu”.
• „Nie zostało po mnie nic, nie nazywa się mną plac” – śpiewasz w utworze „Chłopiec”. Jest ci z tego powodu naprawdę smutno, czy to raczej odetchnięcie z ulgą? Chciałbyś, żeby za 100 lat jakiś placyk lub skwerek w Lublinie, np. koło „Staszica”, nosił imię Zalewskiego? Albo inaczej – co chciałbyś po sobie zostawić?
– Po sobie chciałbym pozostawić parę evergreenów, żeby wzruszały jeszcze Twoje prawnuki. A tak serio – piosenka „Chłopiec” to raczej takie rozliczenie się z oczekiwaniami wobec życia z punktu widzenia 30-latka. Próba znalezienia odpowiedniej perspektywy. Z punktu widzenia Drogi Mlecznej wszyscy jesteśmy ze wsi i nic po nas nie zostanie, więc nie ma się czym przejmować, z drugiej strony po trzydziestce trudno traktować się dalej jak dzieciaka (mimo uprawianego zawodu) i jest to moment na jakieś rozliczenie się z sobą samym. Zawsze miałem wygórowane ambicje, więc to takie oko puszczone do lustra, a wers – nie nazywa się mną plac – jest dla mnie chyba najzabawniejszy z całej płyty. Językowo jest śmieszny. Jak w tym dowcipie rysunkowym – Wałęsa pokazuje Wachowskiemu lotnisko w Gdańsku i mówi: „Widzisz, Mieciu – to jest lotnisko imienia mnie”.
• Twoja muzyczna droga zaczynała się w Lublinie. Jakie miejsca, sytuacje lub osoby miały wpływ na to, gdzie i kim teraz jesteś?
– Na pewno największy wpływ miała moja mama, która zabierała mnie co tydzień do teatru, odkąd skończyłem trzy lata – najpierw był to Teatr Lalki i Aktora, potem Teatr im. Osterwy. Niewątpliwie Szkoła Muzyczna im. Lipińskiego i pani Gruszka, która prowadziła chór. Na pewno moi kumple z Lublina i okolic, z którymi montowałem pierwsze zespoły i na pewno liceum im. Staszica, gdzie odbywały się pierwsze przeglądy muzyczne i można było pokazać się koleżankom z klasy z gitarą.
• A jeśli złowiłbyś złotą rybkę, która zaoferowałaby ci karierę muzyczną swoich marzeń – jakiego znanego artysty byłaby to kariera?
– Davida Bowie – nie sposób byłoby się nudzić.
• W piosence „Polsko” krzyczysz do człowieka, który wraca po kilku latach i nagle ci mówi, co możesz i z kim. Nie boisz się stawać po określonej stronie sceny politycznej?
– Boję się nie stawać. Boję się, że będę mówił: spokojnie, jakoś to będzie, a potem pewnego dnia obudzę się w zupełnie innym kraju i będzie już za późno. Żeby była jasność: nie mam nic przeciw sympatykom PiS, uważam, że powinniśmy mieć różne poglądy i próbować ze sobą rozmawiać. Nie podoba mi się natomiast retoryka prezesa, który odmawia mi prawa do patriotyzmu, bo mam inne poglądy niż on. Uważam, że to bardzo szkodliwe. Jego postawa oddala nas – Polaków – od pojednania, które będzie musiało kiedyś nastąpić. Przecież mieszkamy wspólnie w jednym domu.
• Nie chowasz się też za niebieskim szkłem, jak ci o których śpiewasz w piosence „Uchodźca”. Ale też chyba nie chcesz śpiewać wprost o tym, co ci na sercu leży. Wydaje mi się, że w pierwotnej wersji tego utworu była tam wyrażana wprost zachęta do przygarnięcia i pomocy uchodźcom, w wersji albumowej już śpiewasz o tym, że zapomnieliśmy o tym, że sami kiedyś byliśmy uchodźcami.
– Sens jest ten sam. Po prostu uznałem, że tak jest lepiej literacko.
• Ale tak w ogóle to nie łatwiej skupić się na śpiewaniu o dziewczynach i imprezach? Po co te wszystkie „trudne” tematy?
– Również one tworzą moją rzeczywistość, a moja muzyka to próba zmierzenia się z otaczającymi mnie sytuacjami. Nie tylko telenowelowo-sercowymi. Spotykam coraz więcej ludzi, którzy w życiu nie widzieli muzułmanina, nie mówiąc o uchodźcach, a plotą o powstrzymywaniu islamskiej zarazy itp. Przestają widzieć w ludziach ludzi. Nie wolno o tym nie pisać. Najpierw jestem człowiekiem, a dopiero potem Polakiem, chrześcijaninem, muzułmaninem, buddystą, wyznawcą latającego potwora spaghetti.
• Co cię ostatnio zdenerwowało?
– Wygrana Trumpa. I nagłówek „W Sieci”, że Kaczyński został „Człowiekiem Wolności” po tym jak wyrzucił dziennikarzy z Sejmu. To już wyraźne dwójmyślenie. To już pachnie Orwellem.
• A co ucieszyło?
– Frekwencja na ostatnich koncertach. W Gdańsku przybyło prawie tysiąc osób – jest więc komu grać, jest komu miłość wysyłać.
• W sobotę grasz w Lublinie. Szykujesz coś specjalnego odwiedzając rodzinne strony? Czegoś się można spodziewać?
– Będzie gość specjalny. A oprócz tego można spodziewać się dużej dawki energii. Każdy koncert gram na 110 procent.
>>>
„Złoto” w Lublinie i Chełmie
Krzysztof Zalewski jest w trasie koncertowej promującej płytę „Złoto”. W piątek o godz. 19 wystąpi w Chełmskim Domu Kultury (pl. Tysiąclecia 1). Bilety kosztują 30 zł. W sobotę o godz. 20 będzie zaś w klubie Dom Kultury w Lublinie (Krakowskie Przedmieście 19). Tutaj bilety są po 40 zł