To nie psy przyczyniły się do śmierci 67-latka z gminy Jeziorzany, którego ciało znaleziono w czwartek wieczorem w polu w miejscowości Krępa. Pierwotnie policjanci i śledczy łączyli to zdarzenie ze śmiertelnym pogryzieniem przez dwa owczarki belgijskie innego mężczyzny, do którego doszło kilka dni wcześniej w pobliskim Skarbicieszu
W poniedziałek odbyła się sekcja zwłok 67-latka. – W jej toku nie stwierdzono obrażeń zażyciowych, które mogłyby być spowodowane przez osoby trzecie lub zwierzęta, w szczególności psy – mówi Dziennikowi Krzysztof Sokół, zastępca prokuratora rejonowego w Lubartowie. Jak dodaje, we wstępnej opinii biegli stwierdzili na ciele mężczyzny „znaczne zmiany pośmiertne”. – Jeśli chodzi o samą przyczynę śmierci, czekamy na opinię pisemną. Zostanie ona sporządzona w przeciągu kilku tygodni.
Na leżące w polu zwłoki w czwartek wieczorem natknęło się dwóch mężczyzn. Ze wstępnych ustaleń śledczych wynikało, że ofiara mogła zostać pogryziona przez psy, o czym miały świadczyć liczne rany. Ciało 67-latka leżało w tym miejscu przez kilka dni. Po raz ostatni był on widziany we wsi tydzień wcześniej. Od tamtej pory nikt nie miał z nim kontaktu.
– Mieszkali we dwóch z niepełnosprawnym bratem. Czy nikt się o niego nie martwił? On często wyjeżdżał na dłużej do pracy. Wszyscy myśleliśmy, że i teraz pojechał – mówił nam w piątek jeden z mieszkańców Krępy.
Pierwotne ustalenia dotyczące domniemanej przyczyny śmierci mężczyzny wynikały także z tego, że jego zwłoki znaleziono ok. 200 metrów od posesji, z której wcześniej uciekły dwa owczarki belgijskie, które w sobotę 23 lipca w oddalonym o niespełna 1,5 kilometra Skarbicieszu zagryzły 48-latka z gminy Baranów. Według wstępnych wyników sekcji zwłok, w tym przypadku przyczyną śmierci były powstałe za życia mężczyzny obrażenia, których charakter wskazywał, że mogły być efektem działania zwierząt. Śledczy wciąż jednak czekają na oficjalną opinię biegłych.
Dwa owczarki belgijskie zostały znalezione tego samego dnia, gdy odkryto zwłoki 48-latka, na jednej z niezamieszkanych posesji w pobliżu. Policjanci próbowali odłowić zwierzęta, jednak mimo celnych strzałów środkiem usypiającym, stały się one jeszcze bardziej agresywne. Wtedy zapadła decyzja o użyciu broni palnej. Jeden z psów został odstrzelony, a drugi, mimo postrzału, zdołał uciec.
Właścicielowi czworonogów grozi do pięciu lat więzienia. Mężczyzna usłyszał zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci i narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia. 63-latek przyznał się do winy. Prokuratura wnioskowała o zastosowanie wobec niego trzymiesięcznego aresztu, jednak Sąd Rejonowy w Lubartowie nie przychylił się do tego wniosku i na początku ubiegłego tygodnia wypuścił go na wolność. Śledczy złożyli zażalenie od tej decyzji.