Białe papierowe obrusy, czerwony barszcz i pożyczane do ostatniej chwili krzesła. – Zróbmy to inaczej – zachęcało przed 11 listopada stowarzyszenie Homo Faber Polaków i mieszkających w Lublinie obcokrajowców. Chętnych na wspólną kolację w Dzień Niepodległości było więcej niż miejsc
Karl do Lublina przeprowadził się z Krakowa. Uczy angielskiego, wracać na wyspy nie zamierza. Kontaktowy, gadatliwy, typowa „dusza towarzystwa”, która w domu sama nie posiedzi.
James jest z Madrytu. W ramach programu Erasmus przez pół roku studiuje prawo na KUL. Przyszedł w niedzielę do Galerii Labirynt, bo dostał maila o darmowej kolacji. – Czemu nie? – pomyślał.
Pierwotny plan zakładał zaproszenie 40 osób: po równo Polaków i cudzoziemców. Ci pierwsi kolację przygotowują (wpłacając równowartość dwóch posiłków – 30 zł), ci drudzy przychodzą jako goście. W menu pierogi (wegańskie) i barszcz. Na stołach białe obrusy. Data: 11 listopada, 101. rocznica odzyskania przez Polskę Niepodległości. Na zdjęciu promującym wydarzenie szefowa Homo Faber w jednej ręce trzyma talerz, w drugiej odpaloną racę.
– To było nasze marzenie, by z osobami, które są nam bliskie, spotkać się przy stole – tłumaczy Marta Sienkiewicz z Homo Faber . – Planowaliśmy to wydarzenie na 50 osób, ale po dwóch dniach na liście było już 40, głównie cudzoziemców. Co parę godzin zwiększaliśmy limit i szukaliśmy kolejnych stołów i krzeseł. I błagaliśmy Ósmesmake o jeszcze więcej pierogów.
Ostatecznie w święto Niepodległości w galerii przy ul. Popiełuszki stawiła się blisko setka: Polaków, Ukraińców, Białorusinów, Hiszpanów, Anglików, Turków, Amerykanów. Chętnych było znacznie więcej.
– To dla mnie zaszczyt – powitał gości Waldemar Tatarczuk, szef Galerii Labirynt. – Prezentujemy sztukę współczesną, która nie jest dekoracją na ścianę, by było na czym zawiesić oko, ale zajmuje się sprawami istotnymi dla ludzi. Mam nadzieję, że w przyszłości będziemy spotykać się częściej.
Anna Dąbrowska, Homo Faber: Przed II wojną światową Polska to był wielonarodowy, wielowyznaniowy, wieloetniczny. I choć my Polacy bardzo byśmy tego chcieli, to trudno uznać, że był to dom rozumiejący, tolerancyjny i dla wszystkich
sprawiedliwy. Nawracanie na polskość to raczej niechlubne momenty naszej historii. Warto je znać, by nie iść tą samą drogą dzisiaj.
Bartosz Wójcik (cytując napisany specjalnie na tę okazję wiersz brytyjskiej artystki i performerki Saleny Godden): Nie gotuj się na wojnę, gotuj zupę!
Kristina i Maria: Przyszłyśmy tu, by świętować polskie święto z Polakami. I spróbować polskiej kuchni.
Pół tysiąca pierogów (ze Spółdzielni Roślinnej Ósmesmake) znika szybko. Na stołach jest też czerwony barszcz i kolorowe flamastry. Przydadzą się gdy trzeba będzie zapisać imiona nowych znajomych w odpowiednich kratkach kwestionariusza. Pytania to pretekst, by podejść i zagadać. I tak dowiaduje się, że Irina lubi gotować i tańczyć. Podobnie jak dziewczyny z Tarnopola i Lwowa. Paula interesuje się modą, a Świętosław „uprawia rośliny”. Pytań jest wiele, nieznajomych twarzy jeszcze więcej. Czasem zapisujesz w odpowiedniej kratce imię, uśmiechasz się i idziesz dalej. Czasem przystajesz na dłużej. Słychać polski, rosyjski, ale głównie angielski. Ktoś się ubiera i wychodzi. Ktoś inny wyciąga instrumenty i zaczyna grać.
– Mamy taką nieśmiałą refleksję, że chyba właśnie ustanowiliście z nami nową lubelską tradycję obchodów Święta Niepodległości – stwierdzą w wtorek na Facebooku dziewczyny z Homo Faber.
– Było przepięknie, dziękuję! – odpisze im ktoś.