Rozmowa z Adamem Fimiarzem, pełniącym obowiązki dyrektora Samodzielnego Publicznego Szpitala Wojewódzkiego im. Papieża Jana Pawła II w Zamościu.
Minął już tydzień odkąd kieruje pan szpitalem „papieskim” w Zamościu. Poznał go pan?
– Nie, to zdecydowanie za mało, aby zapoznać się z funkcjonowaniem tak dużej placówki medycznej. Myślę, że będę mógł powiedzieć, iż znam szpital za jakiś miesiąc. Chcę poznać każdą z komórek, zaczynając od części „białej”, czyli pracy personelu medycznego, przez pozostałe, mające również ogromny wpływ na funkcjonowanie całości. Dopiero wtedy będę mógł zacząć myśleć o podejmowaniu decyzji, które pozwolą na rozwiązanie istniejących problemów.
Ale przez te kilka dni chyba nie siedział pan wyłącznie w swoim nowym gabinecie. Coś pana zdołało zaskoczyć?
– O tak, na plus. Bardzo pozytywnie zaskoczyli mnie ludzie. Chce się im pracować. Ale zorientowałem się, że od swojego szefa oczekują klarownych decyzji i działań, wskazania kierunków, które mogłyby pomóc w rozwiązaniu problemów kadrowych. Nie mam czarodziejskiej różdżki, byłbym szaleńcem obiecując, że wszystko będzie idealnie. Ale na pewno dołożę wszelkich starań, aby było jak najlepiej. Już na początku zapowiedziałem, że drzwi mojego gabinetu są zawsze otwarte, a ja jestem otwarty na wszelkie opinie, także te krytyczne. Uważam, że dzięki uczciwym rozmowom można wiele osiągnąć.
A jakie problemy już pan zauważył?
– Pierwszym, z którym musimy sobie na pewno poradzić priorytetowo to wznowienie działalności zawieszonego oddziału neurochirurgii. Bo teraz on po prostu stoi pusty. Mamy 4 lekarzy, potrzeba co najmniej 6-7. Specjalistów z tej dziedziny nie ma w Zamościu, musimy ich znaleźć w innych ośrodkach. I nie jest tajemnicą, że zasadnicza w tej kwestii będzie sprawa porozumienia się co do wysokości wynagrodzeń.
A co z pediatrią? Poprzednia dyrektor nie zdołała uruchomić oddziału.
– To trudna kwestia. Mamy wyznaczoną wstępną lokalizację pod pediatrię, a także plan co do miejsca, w którym oddział miałby działać docelowo. Jest potencjał. Ale problem to nie baza, tylko ludzie. Jestem już po rozmowach z lekarzami, mam jeszcze kilka kartek z nazwiskami i kontaktami do kolejnych. Jednak skompletowanie zespołu jest wyzwaniem. Musimy mieć co najmniej trzech lekarzy na stałe i mniej więcej tylu samo na dyżury. Moim marzeniem byłoby, gdyby udało się tę kwestię doprowadzić do finału w ciągu 4-5 miesięcy. To bardzo optymistyczny, ale realny termin.
Żeby zatrudniać specjalistów, jak sam pan przyznał, trzeba im zaoferować odpowiednie pieniędze. Tymczasem pańska poprzedniczka rozpoczęła swoje szefowanie w szpitalu od zapowiedzi restruktyryzacji i cięć poborów.
– Nie jestem archeologiem, nie chcę rozmawiać o przeszłości. Nie jest tajemnicą, że wisi nad nami bicz w postaci naprawdę dużego długu. Mamy zobowiązania wymagalne, które musimy pokrywać, by zapewnić szpitalowi ciągłość dostaw i usług. To w obecnej sytuacji wyzwanie. Ale nie planuję w związku z tym żadnych obniżek pensji pracowników.
Więc może podwyżki?
– Te zapowiedziane, ministerialne mają obowiązywać od 1 lipca. Jak duże będą w poszczególnych grupach, dowiemy się po publikacji rozporządzenia. Niczego więcej nie mogę obiecać. A jeśli szpital będzie realizował kontrakty i się bilansował, to na pewno żadnych pieniędzy nie zostawię dla siebie. Na pewno postaram się w przyszłości wypracować jakiś system motywacyjny. Jednak o tym będziemy mogli rozmawiać dopiero za jakiś czas.