Józefów nad Wisłą. Wymarłe wsie, w których nie da się żyć i rzepak albo ugory po horyzont – tak przeciwnicy turbin wiatrowych widzą za kilka lat swoje zadbane sady i plantacje. Mieszkańców gminy podzielił inwestor, który szuka terenu by stawiać wiatraki. Będą sześć razy wyższe od Wieży Trynitarskiej.
80 procent mieszkańców gminy Józefów nad Wisłą pracuje w sektorze rolniczym. Jedna trzecia ziemi, którą uprawiają, porastają sady z których żyje kilka tysięcy rodzin. Teraz pojawił się inwestor, który proponuje by wydzierżawić mu 4 hektary gruntu, które są potrzebne, by ustawić wiatrową turbinę. W grę wchodzi Idalin, Chruślanki Józefowskie, Chruślina Kolonia i Owczarnia. Wiele osób sprzeciwia się takiej inwestycji.
Nikt nie chce pomóc
– Już mówią, że protestujemy przez złośliwość, bo nie zarobimy. Nie to, że my nie zarobimy. My i nasi bliscy stracimy to, co mamy. Począwszy od spadku o połowę wartości gruntów i zmarnowania naszej pracy, po problemy ze zdrowiem. I wygląda na to, że nikt nam nie chce pomóc. Nie jesteśmy przeciwko OZE, mamy fotowoltaikę, solary, myśleliśmy o pompie ciepła. Ale jak wytłumaczyć, że wiatraki nie są dla naszego terenu? My pracujemy w sadach i na plantacjach po 250 dni w roku. Mamy to robić w tym huku, szumie, w tym polu magnetycznym, bo nikt nie kryje, że pracujący wiatrak daje takie efekty. Jak zatrudnimy pracowników sezonowych z którymi już teraz są kłopoty, kto będzie chciał przyjść w takich warunkach? Kilka osób na wiatrakach zarobi, a reszta zostanie z niczym – opowiadają zbulwersowani mieszkańcy jednej z czterech miejscowości gdzie ma się pojawić ferma wiatrowa.
– Jesteśmy psychicznie wykończeni. Atmosfera zrobiła się nie do zniesienia. Już nie wiemy co będzie gorsze: czy jeśli postawią turbiny, czy jeśli ich nie będzie i zwolennicy wiatraków będą się mścić – dodają.
Sytuacja rzeczywiście musi być szczególna. Sołtysi przestają odbierać telefony, gdy dowiadują się o czym będzie rozmowa.
Sadownicy i plantatorzy nie chcą wypowiadać się pod nazwiskiem, proszą by nie wymieniać gdzie mieszkają. Opowiadają, że nawet osoby, które zbierały podpisy pod petycją do władz gminy, by nie doszło do realizacji wiatrowej inwestycji są źle traktowane. Jak relacjonują, w trzech miejscowościach 90 procent ma być przeciw. W czwartej, gdzie ludzie stracili nadzieję, że sprzeciw coś pomoże, 60 proc. nie chce wiatraków.
W niebo, od lutego
Mieszkańcy mają żal do władz, że nie byli o niczym informowani. Gdy spontanicznie wybrali się do gminy, burmistrz miał im powiedzieć, że o niczym nie wie, a radni mieli dziwne miny. Zdenerwowani sadownicy i plantatorzy już sami nie wiedzą czy ich przedstawiciele udawali zaskoczonych czy faktycznie nie byli świadomi sytuacji. Zwłaszcza, że jak twierdzą moi rozmówcy działki na których mają być zlokalizowane turbiny należą do radnych, sołtysów albo byłych radnych. A to, co ich najbardziej bulwersuje – z inwestorem współpracuje jedna z pracownic gminy.
Faktycznie, przedstawiciele firmy, która zarejestrowana jest w Szczecinie, już w lutym rozmawiali z władzami józefowskiej gminy orientując się, czy widzą taką inwestycję na swoim terenie. Wystąpili też o zmianę planu zagospodarowania przestrzennego by móc zrealizować swój pomysł.
– Dysponujemy najnowszą technologią, która pozwala na stawianie dużych wiatraków, w Polsce ani Europie jeszcze takich nie ma. Razem ze śmigłem będą miały 270 metrów. Na takich wysokościach lepiej łapią wiatr. To nie prawda, że typujemy działki po znajomości. Biorąc mapę zwracamy uwagę na odległości od budynków – w tym wypadku to 850 metrów – i 700 metrowy dystans między urządzeniami. Dopiero później sprawdzamy, do kogo należy grunt. Wchodzimy na Lubelszczyznę, planujemy postawić 22 wiatraki, każdy po 8 megawatów. W gminie Józefów nad Wisłą 9. Trudno przewidzieć czy się to uda i w jakim zakresie – mówi Janusz Szaj, dyrektor inwestycyjny firmy Polish Wind Power.
Pytany, czy inwestor bierze pod uwagę jakiego typu uprawy są na terenie, nad którym będą pracowały wiatraki przyznaje, że zna specyfikę regionu a od decyzji właściciela działki zależy czy pod wiatrakiem będzie uprawiał sad czy plantację.
– Po to dzierżawimy od niego cztery hektary. Osobiście stałem pod wiatrakiem, co prawda niższym i o mniejszej mocy, ale ten dźwięk mi nie przeszkadzał. Mógł bym tam nawet pracować 2-3 godziny. To bardzo indywidualna sprawa. Niektórym przeszkadza wiatrak, który mają w polu widzenia, inni nie słyszą szumu. W przepisowej odległości 850 metrów od urządzenia hałas będzie na poziomie 32-35 decybeli czyli tyle co wentylator klimatyzacji czy rozmowa szeptem – tłumaczy dyrektor z PWP.
Zazdrość i tyle
– Mieliśmy mieć komisję wspólną przed sesją absolutoryjną, gdy przyszła liczna grupa mieszkańców pytać o sprawę wiatraków. Nie wiedziałem wówczas i nadal nie wiem nic o lokalizacji tych urządzeń. Inwestor złożył jedynie wniosek obszarowy bez wskazania konkretnych działek. To, że naszym terenem interesują się firmy wiatrakowe nie jest tajemnicą, już w 2013 roku szukano miejsca. W tym przypadku do rozpoczęcia procedowania jest bardzo daleko. Najpierw musimy wprowadzić zmiany, którymi zajmujemy się teraz, by zabrać za kolejne. Zwłaszcza, że nawet nie ma gotowej ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych. Nie wiadomo kiedy będzie i kiedy prezydent ją podpisze – mówi Grzegorz Kapica, burmistrz Józefowa nad Wisłą, który uważa, że całe zamieszanie z wiatrakami i emocje, które wzbudziły to kwestia zazdrości o to gdzie turbiny mają być. Choć jeszcze nie wiadomo gdzie zostaną zlokalizowane i czy w ogóle.
– Wszystko zależy od tego, ile umów dzierżawy gruntu podpiszemy, przy dwóch czy trzech turbinach inwestycja się nie będzie kalkulowała. Dopiero wówczas zacznie się planistyczna procedura. Ją także mieszkańcy mogą zablokować wnosząc uwagi. Później decydujący głos będą mieć radni – wyjaśnia dyrektor Szaj, który potwierdza informacje mieszkańców, że pracownica gminy reprezentuje inwestora.
– Naszą praktyką, jest, że na danym terenie szukamy kogoś, kto umawia spotkania, dysponuje dokumentami. Trudno nam być w tylu miejscach. Czasami to ktoś bezrobotny, czasami pracownik mleczarni, obojętnie – dodaje zapewniając, że absolutny przypadek sprawił, że w Józefowie to pracownica gminnego Referatu Inwestycji, Planowania Przestrzennego, Działalności Gospodarczej i Ochrony Środowiska.
Petycja-nie-petycja
– Mnie wiatraka nikt nie proponował, mam za małą działkę i nie leży ona w obszarze zainteresowania inwestorów. Ale nie widzę problemu w tym gdyby mój sąsiad wydzierżawił grunt i bym miał w okolicy to urządzenie. Zresztą sądzę, że by przyszedł zapytać co sądzę na ten temat, bo jesteśmy w dobrych stosunkach – uważa burmistrz, który tłumaczy, że wszyscy wiedzą, że OZE to zbawienie świata.
Dlatego na przykład zabiegał o fundusze na fotowoltaikę czy solary.
Grzegorz Kapica pytany o petycję, którą przynieśli przeciwnicy wiatraków mówi, że dokument trudno nazwać petycją, to podpisane przez kilkadziesiąt osób pismo adresowane do niego i radnych w którym autorzy wskazują na szkodliwość zdrowotną turbin. Korespondencją zajmie się stosowna komisja, która zadecyduje gdzie ją skierować.
I teraz coś takiego
– Mnie to młodych żal, dzieci, wnuków. Mnie już nic nie zrobią, choć perspektywa, że będę cały czas widział z okien migające śmigła nie jest dobra. Teraz mam sady, pola, uprawy. Potem tylko te błyski i pewnie szum. Młodych mi szkoda. Pobrali kredyty, zainwestowali, zaczęli budować dom. Mówiłem, idźcie do pracy, po ośmiu godzinach nic was nie będzie obchodziło, jak się maszyna psuje, to fabryka się martwi. Zostali, ciężko pracują całymi dniami i teraz coś takiego – mówi jeden z gospodarzy, który narzeka, że rolnicy są zostawieni sami sobie.
– Burmistrz mówi, że nie jest stroną, że to kwestia inwestora i właściciela ziemi. Oczywiście, ale pomocy prawnej nie mamy żadnej. Co się stało w sąsiedniej gminie, która nie uchwaliła zmian w planie, bo radni byli za ludźmi. Wiatraków tam nie postawili, tylko, że rolnicy podpisali z inwestorem umowy zanim rada podjęła decyzję. Ale umowa obowiązuje, w księdze wieczystej jest adnotacja i w efekcie chyba przez ponad 20 lat nie mogą ziemi sprzedać, wydzierżawić ani nawet przepisać na dzieci. Ludzie się o tym dowiadują, gdy chcą coś załatwić – relacjonuje mieszkaniec gminy Józefów nad Wisłą.
Szczecińska firma, która proponuje 120 tysięcy zł rocznie za dzierżawę 4 hektarów jest polskim przedsięwzięciem, właścicielem jest Niemiec, który od wielu lat mieszka i pracuje w Polsce. Wiatraki mają powstać dzięki niemieckim i szwajcarskim funduszom. Polish Wind Power ma przygotować inwestycję i obsługiwać urządzenia w ruchu.