Jeszcze zanim minęła godzina gry drużyna z Radzynia Podlaskiego prowadziła w derbach z Podlasiem 2:0. W końcówce goście napędzili rywalom trochę stracha, ale ostatecznie, to podopieczni Artura Bożyka zgarnęli trzy punkty po wygranej 2:1.
Przed pierwszym gwizdkiem było trochę zamieszania odnośnie derbowego spotkania. Orlęta ze względu na środowy występ w Pucharze Polski liczyły, że uda się przełożyć zawody z soboty na niedzielę. Bialczanie nie przystali jednak na propozycję sąsiadów zza miedzy. Efekt? Po dwóch dniach odpoczynku Orlęta znowu musiały pojawić się na boisku.
Mimo wszystko od 23 minuty to gospodarze wyszli na prowadzenie. Wszystko zaczęło się od wyrzutu z autu i krycia na radar ze strony przyjezdnych. A skończyło pewnym strzałem Karola Kality z kilku metrów. Pierwsze 25 minut, to sporo udanych akcji ofensywnych ze strony piłkarzy trenera Bożyka, ale do przerwy wynik nie uległ już zmianie.
Po pierwszej, nieudanej części derbów dużo lepiej w drugą odsłonę mogli wejść piłkarze Władimira Geworkjana. Olaf Martynek w jednej akcji oddał dwa strzały, ale za każdym razem górą był Bartosz Klebaniuk. Najpierw obronił główkę rywala, a potem dobitkę nogą. Bialczanie tym bardziej mogą pluć sobie w brody, że kilkadziesiąt sekund później zamiast 1:1 zrobiło się 0:2. Maciej Wojczuk ładnie odwrócił się z piłką i strzelił do siatki. W tym momencie wydawało się, że ekipa z Radzynia Podlaskiego ma już trzy punkty w kieszeni.
W samej końcówce Gabriel Mierzwiński zaliczył jednak kontaktowe trafienie w swoim ligowym debiucie. Nastolatek sam rozpoczął akcję dobrym, dalekim podaniem, a później wykończył wszystko w polu karnym. Ostatnie minuty to szansa Kamila Kocoła z rzutu wolnego, a do tego porządny „kocioł” w szesnastce Orląt. Gospodarze dowieźli jednak trzy punkty.
– Cieszy komunikat, jaki wysłał zespół w obszarze przygotowania motorycznego. Zdecydowanie zaprezentowany został progres. To nie byłoby możliwe, gdyby nie uporządkowanie taktyczne i współpraca między formacjami. Przede wszystkim fazie posiadania piłki, ale i tej kiedy musieliśmy o nią walczyć. Cieszy mnie gol na 2:0 Maćka Wojczuka, bo przez cały mecz mocno na bramkę pracował i po prostu na nią zasłużył. W końcówce nie ustrzegliśmy się błędu i zapłaciliśmy za niego wysoką cenę. Rywale mieli jeszcze szansę na wyrównanie i na pewno zrobiło się zbyt nerwowo – ocenia Artur Bożyk, trener Orląt.
Niedosyt mają za to przyjezdni. – Nie chodzi o samą końcówkę spotkania. Bardziej o sytuację Olafa Martynka, bo zamiast wyrównać, to po chwili przegrywaliśmy dwoma bramkami. W pierwszej połowie Orlęta miały więcej z gry i były groźniejsze. My nie mogliśmy zawiązać żadnego ataku, popełnialiśmy też proste straty. Po przerwie było już lepiej, ale to nie wystarczyło, żeby wracać do domu choćby z jednym punktem – wyjaśnia Przemysław Skrodziuk, asystent trenera Geworkjana.
Orlęta Spomlek Radzyń Podlaski – Podlasie Biała Podlaska 2:1 (1:0)
Bramki: Kalita (23), Wojczuk (56) – Mierzwiński (87).
Orlęta: Klebaniuk – Nowosadko (57 Idzikowski), Kursa, Chyła, Szymala, Kot (67 Rycaj), Kobiałka, Kamiński, Syryjczyk (67 Kuźma), Kalita, Wojczuk (90 Korolczuk).
Podlasie: Kasperek – Marczuk, Kosieradzki, Chmielewski, Całka (73 Jemioł), Szabaciuk, Nieścieruk, Kocoł, Martynek (84 Mierzwiński), Zabielski, Dmitruk (62 Golba).
Żółte kartki: Kot, Nowosadko – Całka, Nieścieruk, Kosieradzki, Szabaciuk, Chmielewski, Zabielski, Kocoł.
Sędziował: Adam Jamka (Kielce).