Rozmowa z dr. Dominikiem Szulcem, historykiem z Polskiej Akademii Nauk, społecznym opiekunem zabytków powiatu kraśnickiego, rodowitym kraśniczaninem.
- Na jakim dokładnie terenie jest prowadzona inwestycja parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Kraśniku?
– Mowa tu o północnej skarpie Starego Miasta, od strony wzgórza zamkowego. Skarpa ta, co do zasady, ma charakter naturalny, ale na przestrzeni ostatnich kilkuset lat ulegała przeobrażeniom antropogenicznym, a więc dokonanym przez człowieka.
W 2002 roku w tym miejscu, w którym trwają obecne prace, zostały przeprowadzone badania archeologiczne, ale o małym zasięgu. Została wówczas odkryta m.in. półziemianka wczesnonośredniowieczna, która sięgała do głębokości ponad 2 m, od ówczesnego poziomu gruntu. Nad tą ziemianką zarejestrowano młodsze warstwy kulturowe, z późnego średniowiecza czy epoki nowożytnej, świadczące o tym, że ta skarpa pierwotnie, naturalnie była bardziej stroma aniżeli jest obecnie.
W czasach historycznych skarpę próbowano nieco złagodzić, nadsypując ją. To nadsypywanie odbywało się w dość specyficzny sposób, bo nie przywożono tutaj ziemi, tylko nadsypywano ją czymś, co kiedyś uważano za śmieci, a dziś są to zabytki.
- Na przykład?
– Mam na myśli gruz z murów miejskich i fragmenty potłuczonych albo zużytych naczyń, lub tych źle wypalonych. Ze względu na to, że jest to fragment układu przestrzennego miasta, który powstał w średniowieczu, w 1972 roku skarpę tę włączono do obszaru wpisanego do rejestru zabytków.
Podkreślę, że mowa tu nie o umieszczeniu obszaru w ewidencji, a wpisie do rejestru, co oznacza, że mamy do czynienia z zabytkiem o szczególnej wartości.
Dodatkową formą ochrony tego terenu, były ustalenia przyjęte w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego miasta z 2014 r., który został jednak unieważniony w 2018 r. Dziś już więc nie obowiązuje. Zgodnie z ówczesnym planem zagospodarowania, zachowane miało być dotychczasowe ukształtowanie terenu, a zabudowy w tym miejscu zakazano. Gdyby plan ten nadal obowiązywał, prawdopodobnie obecne prace ziemne nie odbyłyby się, a przynajmniej nie w takim zakresie. Inwestor wykorzystał zatem fakt, iż miejscowy plan unieważniono. Jego szczęście to jednak nieszczęście dla dziedzictwa kulturowego Kraśnika. Niezależnie wyjaśnienia wymaga natomiast, czy wobec braku planu miejscowego inwestor nie miał obowiązku wystąpić o wydanie decyzji o warunkach zabudowy, o co jak już wiemy nie wystąpił.
- Był pan na miejscu. Czy pana zdaniem ingerencja w ten teren jest „niewielka”?
– ...a co to znaczy ta „niewielka”? Posiadamy zarówno obraz LIDAR tego terenu, jak też fotografie wykonane z drona w październiku 2019 r.
Na ich podstawie możemy mniej więcej określić gdzie znajdowała się dolna krawędź skarpy. Wychodząc od tego miejsca wymierzyłem zmiany w terenie przy pomocy miarki. Pomiary mogą być więc nieco nieprecyzyjne – różnica może wynosić 2-3 metry. W związku z tym, że skarpa północna w tym właśnie miejscu – przed rozpoczęciem prac ziemnych – miała nieregularny kształt, obecna ingerencja w grunt, na długości ok. 40 metrów, jest nierównomierna. Największa od strony południowej: w przybliżeniu aż 15 metrów, najmniejsza od północnej: ok. 2 metry.
- Archeolog zaczął pracować na miejscu kilka dni temu; w środę, bo jak wyjaśnia Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków, dzień wcześniej został znaleziony fragment ceramiki późnośredniowiecznej.
– Doprecyzuję. Obecny we środę archeolog nie mógł zacząć tego dnia jeszcze żadnych badań w terenie, bo musi się do nich przygotować, a archeolog będący na miejscu we wtorek, to wyczekiwany przeze mnie pracownik WUOZ, który przeprowadził oględziny, znajdując wspomniany fragment naczynia sprzed ok. 500-600 lat, ale badań archeologicznych nie podjął, bo to nie jest jego zadanie.
Moim zdaniem, w związku z tym, że jest to teren chroniony poprzez wpis do rejestru zabytków, dotychczasowe prace ziemne w żadnym razie nie powinny odbywać się bez udziału archeologa. Należało zalecić co najmniej badania archeologiczne w formie nadzoru. Czyli archeolog powinien być na miejscu przez cały czas robót ziemnych. A to po to, by mógł je zatrzymać kiedy spostrzeże, iż pojawiają się zabytki: np. fragmenty naczyń, militaria – obok wzniesiono zamek kraśnicki, bądź obiekty archeologiczne, jak na przykład półziemianka średniowieczna, albo chata. W takiej sytuacji trzeba przerwać prace, by archeolog mógł podjąć badania lub zebrać zabytki. W tym przypadku, archeologa od początku nie było na miejscu, ponieważ według mojej wiedzy, WUOZ uznał, że nie było takiej potrzeby.
- Zgodnie z informacjami z WUOZ, ingerencja w teren miała być "niewielka". Co to może oznaczać?
– Przede wszystkim WUOZ winien wezwać wnioskodawcę do uzupełnienia wniosku o wydanie pozwolenia, gdyż termin „niewielka” nie ma swojej definicji legalnej, jest nieostry i dla każdego znaczyć będzie co innego. Na jego podstawie Urząd nie był w stanie określić wpływu planowanych robót ziemnych na historyczny układ terenu. Wracając do owej uznaniowości to dla mnie „niewielką” ingerencję w miejscu wpisanym do rejestru zabytków wyznacza miąższość (grubość) humusu. W tym miejscu humus ma ok. 30 cm. Ingerencja do takiej głębokości jest względnie bezpieczna. W tej warstwie niewiele będzie, a jeśli coś zabytkowego, to można to łatwo zebrać i zabezpieczyć. Wszystko co jest głębiej, wymaga moim zdaniem nadzoru archeologa. Z badań Zbigniewa Wichrowskiego z 2002 r., kiedy kładziono na skarpie kanalizację sanitarną wiemy, że bezpośrednio pod humusem znajdują się już warstwy kulturowe. A więc ingerencja w nie wymaga udziału archeologa.
Ale na tym nie koniec: gdyby się wydarzyło tak, że archeolog zachorował, nie dojechał na miejsce prac czy z jakiegoś innego powodu w danym dniu się nie pojawił, a robotnicy podjęliby prace i natrafili na zabytki, to wykonawca bądź inwestor mają ustawowy obowiązek wstrzymać je i zawiadomić o tym fakcie archeologa i ewentualnie także urząd ochrony zabytków. W tym przypadku to nie nastąpiło, a powinno, skoro pracownik WUOZ sam znalazł w miejscu robót zabytki dzień po ich wstrzymaniu.
- Czy jest możliwe, że podczas prac ziemnych – aż do wtorku – nikt nie natrafił na żadne zabytki?
– Wykluczam taką możliwość, nie tylko z uwagi na powyższe. Dowodzą tego także wyniki wspomnianych już przeze mnie prac prowadzonych w 2002 r. przez Zbigniewa Wichrowskiego. Dokumenty z tego czasu znajdują się w archiwum WUOZ. Posiadam ich kopię. Wichrowski, któremu powierzono nadzór archeologiczny nad budową kanalizacji, obszedł cały teren ogrodu parafialnego na skarpie i z samej tylko jego powierzchni zebrał kilkadziesiąt fragmentów naczyń datowanych przez niego na okres od X do XVIII w. Więc, nie ma takiej możliwości aby po odhumusowaniu nie było absolutnie żadnych zabytków na tym terenie. Sam sfotografowałem 7 października zza ogrodzenia przedmiot tkwiący w skarpie, a przypominający jako żywo duży fragment naczynia siwego. Niestety, po kilkunastu godzinach przedmiot znikł, a brama do ogrodu była otwarta, co uważam za podejrzane, gdyż sam „nóg nie dostał”. O sprawie zawiadomiłem natychmiast WUOZ.
- Z komentarza udzielonego nam przez WUOZ wynika, że przed wydaniem pozwolenia na miejscu odbyły się oględziny, prace prowadzono zgodnie z pozwoleniem, prawdopodobnie nie doszło do zniszczenia zabytków, a teren był już poprzednio przekształcony...
– Z moich zgłoszeń do WUOZ wynika, że przed wydaniem pozwolenia na roboty budowlane oględziny się nie odbyły, bo nie jest to obligatoryjne. Odbyły się dopiero 11 października po moich dwóch interwencjach wskazujących zasięg niwelacji i nieobecność archeologa na miejscu. Udzielając pani informacji WUOZ miał zatem na myśli tylko oględziny przed wydaniem pozwolenia na wycinkę drzew.
Jeżeli z kolei zezwolono na roboty ziemne bez udziału archeologa i bez precyzyjnego określenia ich zasięgu w obszarze wpisanym do rejestru zabytków to rzeczywiście, roboty odbywały się zgodnie z pozwoleniem, które jednakowoż zezwalało inwestorowi prawie na wszystko bez kontroli. Co do nie zniszczenia zabytków to przypominam – skarpa jest częścią średniowiecznego układu przestrzennego miasta wpisanego do rejestru. Gdy usuwa się odcinek skarpy, usuwa się w tej części układ przestrzenny miasta prawem chroniony. Nie można zatem mówić, że nie zniszczono zabytku, a zwłaszcza warstw kulturowych czyli historycznych nawarstwień terenu z ewentualnymi obiektami archeologicznymi, chyba że WUOZ ma na myśli tylko zabytki ruchome, czego zresztą nie może wiedzieć, bo w tracie robót ich przebiegu nie kontrolował archeolog. Tym sposobem „koło się zamyka”. Wreszcie wspomniane „dawniejsze przekształcenie terenu”. Z badań z 2002 r. wiemy, że stratygrafia (układ) warstw kulturowych na skarpie był wyraźny i nie został zaburzony. Z wygenerowanego przeze mnie tzw. Numerycznego Modelu Terenu także nie wynika, aby był znacząco „przekształcony” – skarpa wysoczyzny zachowała zasadnicze ukształtowanie. Gdyby „przekształcenia” terenu miały faktycznie miejsce jak twierdzi WUOZ, obowiązujący do 2018 r. miejscowy plan zagospodarowania nie zakazywałby zmiany jego ukształtowania, bo to już uległoby zmianie! Jedyne „przekształcenia” skarpy (w formie wklęśnięcia na kierunku bliskim N-S) widoczne w obrazie LIDAR sugerują, co winny wyjaśnić badania archeologiczne, że było to tzw. międzywale.
Czego dotyczy sprawa?
Inwestor: Parafia pw. Wniebowzięcia NMP w Kraśniku. Stawia na skarpie staromiejskiej (teren objęty nadzorem konserwatora) instalację fotowoltaiczną, która ma liczyć ok. 100 paneli i mieć moc 50 kW. W związku z inwestycją zostało wyciętych kilkanaście drzew. Montaż paneli się już rozpoczął po przeprowadzeniu wcześniejszych prac ziemnych. Proboszcz parafii ks. kan. Jerzy Zamorski twierdzi, że wszystko obywa się zgodnie z prawem – "procedurami i pozwoleniem od konserwatora zabytków, które w tym przypadku jest najistotniejsze".
Wydający pozwolenia na prowadzenie prac i wycinkę drzew: Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Lublinie poinformował, że w złożonym wniosku była mowa o "niewielkiej niwelacji terenu", w związku z czym inwestor nie miał obowiązku zatrudnienia archeologa, który pełniłby nadzór nad prowadzonymi pracami ziemnymi. Po interwencji dr Dominika Szulca, społecznego opiekuna zabytków powiatu kraśnickiego, na miejscu był pracownik WUOZ (we wtorek). Roboty zimne zostały wstrzymane. Mogą być prowadzone prace związane z montażem paneli fotowoltaicznych. Na miejscu pracuje też archeolog, który ma przekazać zebraną dokumentację WUOZ. Wszystko po to by ustalić zakres ingerencji w grunt i to czy rzeczywiście był on "niewielki".
Parafialną inwestycją zajmuje się też Urząd Miasta Kraśnik. Działka, na której mają stanąć panele fotowoltaiczne nie jest objęta miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. Jak wyjaśniła Katarzyna Piecyk, kierująca Referentem Rozwoju Przestrzennego, "określenie zakresu prac jaki można wykonać na nieruchomości oraz określenie parametrów jakie może przyjąć planowane zamierzenie inwestycyjne wskazuje się w decyzji o ustaleniu warunków zabudowy". Inwestor o taką decyzję nie wystąpił. I decyzja taka nie została wydana.