– Nasza szczepionka działa podobnie do samego wirusa po to, by go zniszczyć w organizmie zdrowym osobom miałaby zapewnić odporność, a już zakażonym – tłumaczy prof. Andrzej Mackiewicz z Poznania.
Prof. dr hab. Andrzej Mackiewicz jest kierownikiem Zakładu Diagnostyki i Immunologii Nowotworów w Wielkopolskim Centrum Onkologii w Poznaniu oraz Kierownikiem Katedry Biotechnologii Medycznej Uniwersytetu Medycznego im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu. Znany jest m.in. z dokonań dotyczących tzw. szczepionek rakowych.
Pracują Państwo nad szczepionką przeciw COVID-19, która różni się zarówno od tradycyjnych, jak i od nowych preparatów opartych na RNA i DNA. Na czym ta technologia polega?
Prof. dr hab. Andrzej Mackiewicz: To zupełnie inna szczepionka nowej generacji. Jest trochę bardziej skomplikowana, ale posiada szczególne zalety. Przede wszystkim aktywuje szersze spektrum odpowiedzi odpornościowej człowieka. Nasza szczepionka w inny sposób uruchamia dodatkową odpowiedź komórkową. Pobudza komórki, które niszczą wirusa, a ściślej mówiąc - niszczą komórki już zakażone wirusem. Działa więc bardziej podobnie do wirusa, niż inne preparaty.
Jakie to ma znaczenie?
– Jedno z badań przeprowadzonych w Szwecji pokazało, że połowa osób, które wyzdrowiały z COVID-19, nie miała w ogóle przeciwciał przeciw koronawirusowi. To wskazuje na duże znaczenie odpowiedzi komórkowej. To na tyle istotne, że obecnie prowadzi się badania nad podawaniem chorym właśnie komórek pobranych od ozdrowieńców zamiast przeciwciał.
Jak działa Państwa szczepionka?
Mogę powiedzieć, że częściowo wykorzystuje ona opracowywaną przez nas przed wielu laty technologię szczepionek rakowych. Nie mogę zdradzić szczegółów ze względu na ochronę własności intelektualnej.
Zatem jeśli chodzi o walkę z wirusami, jest to jeszcze nowsza technologia, niż szczepionki oparte na mRNA?
– Tak - a jednocześnie warto pamiętać, że choć szczepionki wykorzystujące mRNA dopiero zostały wprowadzone w obliczu pandemii, to badane są już od ok. 20 lat. Ich zalety to duża szybkość wytwarzania i relatywnie niski koszt w porównaniu do bardziej złożonych konstrukcji - także takich, jak nasza.
Jak wygląda kwestia bezpieczeństwa Państwa wynalazku?
– Można powiedzieć, że jesteśmy pewni bezpieczeństwa naszej szczepionki. Oczywiście trzeba jeszcze przeprowadzić niezbędne badania, ale szczepionek czerniakowych podaliśmy już 40 tys. dawek. Tylko w jednym przypadku doszło do krótkotrwałej reakcji alergicznej.
Jakie jest zatem obecny status prac?
– Prowadzimy badania na zwierzętach. Gotowa jest technologia i wytwórnia. Mając fundusze, moglibyśmy równolegle prowadzić produkcję i rozpocząć badania kliniczne. Mamy nawet inny plan prowadzenia 3. fazy badań klinicznych, niż tradycyjny - wymagający zaangażowania 30 czy 40 tys. ochotników. Z naszą metodą może ich być znacznie mniej.
Może Pan powiedzieć coś o tych planach?
– Tak jak wspomniałem, wszystko zależy od funduszy. Niestety, kiedy rząd zakupił zagraniczne szczepionki, zainteresowanie inwestorów naszą technologią spadło. Wszyscy myślą, że problem jest już rozwiązany. Ale to niekoniecznie prawda. Kilka dni temu jedna z firm wstrzymała swoje badania ze względu na niską skuteczność. Dodatkowo my pracujemy nad wykorzystaniem naszych szczepionek nie tylko w profilaktyce, ale także w terapii.
To znaczy?
– Nasze szczepionki rakowe stosujemy u ludzi chorych, jako metodę leczenia. Teraz również nastawiamy się na opracowanie terapeutycznej szczepionki przeciw COVID-19. Mechanizmy tej infekcji są jednak dosyć skomplikowane musimy więc być bardzo ostrożni, aby pacjentowi pomóc, a nie zaszkodzić.
Jakie są szanse wprowadzenia Państwa produktu na rynek? Da się je określić?
– Zależy, jak to rozumieć. Jeśli mówimy o produkcie dostępnym w sprzedaży - musi minąć jeszcze trochę czasu. Jeśli zaś chodzi o podawanie preparatu ludziom w ramach badań klinicznych, to przy odpowiednich funduszach mógłby być dostępny za kilka miesięcy.
W międzyczasie pojawiają się nowe warianty wirusa. Jakie jest ryzyko, że Państwa oraz inne szczepionki przestaną w końcu działać wobec nich?
– To ogólny problem, który może dotyczyć wszystkich szczepionek. W przypadku naszego preparatu jest jednak tak, że atakujemy nie tylko miejsce w wirusie, które odpowiada za wnikanie do komórek (tzw. białko spike) - ale przede wszystkim komórki, do których wirus już wniknął. Ostatnie badania wykazują, że te nowe mutacje nie zmniejszają skuteczności. Mamy więc nadzieję, że nasza szczepionka może sobie poradzić z mutacjami - choć nie wiemy tego z całkowitą pewnością.
Badania prowadzone są intensywnie. Na świecie jest wiele zespołów pracujących nad szczepionkami. Jak ocenia Pana szanse powodzenia własnego preparatu?
– Obecnie nad szczepionkami przeciw SARS-CoV-2 pracuje ok. 250 grup. 68 projektów znajduje się już w fazie badań klinicznych. Oprócz tych szczepionek, które są już na rynku, w najbliższym czasie może stać się dostępnych kilka kolejnych. Czas pokaże, jaka będzie ich efektywność. Obecnie widzimy na przykład, że po przechorowaniu odporność utrzymuje się co najmniej przez osiem miesięcy. Pamiętajmy, że chorobę znamy dopiero od roku, zatem prawdopodobnie odporność trwa dłużej. W przypadku pierwszego SARS trwała od 6 do 11 lat.
Czy jeszcze inne grupy stosują podejście podobne do Państwa metod?
– Z tego, co wiem, to nikt. Są za to badane inne metody, na przykład w Indiach i Brazylii wykorzystuje się atenuowane, czyli zabite wirusy, które wstrzykuje się pacjentom. Są też takie projekty, w których używa się fragmentów wirusa.
Czy dzięki tak wielu pracom można liczyć na większą dostępność szczepionek?
– Widzimy, jak to obecnie działa w praktyce. Można było przewidzieć, że mogą być kłopoty z dostawami do Polski bo Ameryka, jak zresztą pewnie każdy kraj, swoich obywateli chce zabezpieczyć w pierwszej kolejności. Dobrze, że w rozmowy nt. dostaw szczepionki zaangażowała się Unia Europejska. Skala problemów może się powiększyć, jeśli się okaże, że np. w związku z mutacjami musimy się szczepić co roku czy co dwa lata.
Pojawiają się też opinie, że pierwsza fala szczepionek stanowi tzw. „rozpoznanie bojem” i dopiero kolejne generacje będą te ostateczne.
Odnośnie tych szczepionek, które już są, ludzie mają różne obawy. Jedna z nich jest taka, że kod zapisany w mRNA wbuduje się do genomu.
– Takiego niebezpieczeństwa nie ma z różnych przyczyn. Po pierwsze, zastosowane jest RNA jednoniciowe, a żeby się coś działo musiałoby być dwuniciowe Po drugie, aby do czegoś takiego doszło musi być obecny wirus, który jest odpowiednio uzbrojony.
Niedawno opublikowane badanie wskazało, że być może wirus jest w stanie przepisać swoje RNA na DNA, które ulegnie integracji z genomem. Były to jednak badania prowadzone in vitro, choć naukowcy podejrzewają taką możliwość także w organizmie. Dotyczyło to jednak wirusa powodującego COVID, a nie RNA szczepionki.
Podsumowując, Czy Polska powinna postawić na własną szczepionkę na koronawirusa?
– Szkoda, że tylko czekamy na to, co wydarzy się na świecie. W Polsce jest wielu mądrych ludzi - trzeba im stworzyć odpowiednie warunki i dać szanse naszej polskiej populacji do rozwoju intelektualnego.