Do Sejmu trafił projekt ustawy zwalniającej od odpowiedzialności karnej samorządowców, którzy w 2020 roku przed niedoszłymi wyborami kopertowymi udostępnili Poczcie Polskiej spisy wyborców. W całej Polsce w tej sprawie trwa kilkaset postępowań.
Kwiecień 2020 roku. W trakcie pierwszego lockdownu związanego z pandemią koronawirusa obóz rządzący dąży do tego, by mimo wprowadzanych obostrzeń doszły do skutku planowane na 10 maja wybory prezydenckie. Mają się one odbyć w formie korespondencyjnej, a za ich organizację odpowiadać ma Poczta Polska. Dlatego państwowa spółka zwraca się do wójtów, burmistrzów i prezydentów miast z prośbą o udostępnienie spisów wyborców.
Prawnicy alarmowali wówczas, że takie działanie nie ma podstawy prawnej i nosi znamiona przestępstwa. Ostatecznie na 2,5 tys. polskich samorządów dane zdecydowało się przekazać zaledwie 470. Wobec ich wszystkich zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa złożyła Sieć Obywatelska Watchdog Polska. Do tej pory zapadł jeden wyrok.
W marcu tego roku Sąd Rejonowy w Wągrowcu (woj. wielkopolskie) uznał, że wójt gminy Wapno dopuścił się przekroczenia uprawnień. Postępowanie zostało umorzone na rok próby, a wójtowi nakazano zapłatę 2 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
„Nie powinniśmy zwlekać”
Podobnych spraw jest więcej, ale najprawdopodobniej samorządowcy, którzy dwa lata temu spełnili prośbę Poczty Polskiej, unikną odpowiedzialności i chodzenia po sądach. W ubiegłym tygodniu do Sejmu wpłynął złożony przez grupę posłów Prawa i Sprawiedliwości projekt ustawy abolicyjnej. Czytamy w nim, że „nie popełnił przestępstwa wójt, burmistrz lub prezydent miasta, który w czasie stanu epidemii przekazał operatorowi wyznaczonemu spis wyborców w związku z wyborami powszechnymi w 2020 r.”. Ponadto projekt zakłada umorzenie trwających postępowań w tej sprawie i zatarcie wydanych wcześniej wyroków.
– Ustawę będziemy procedować jak najszybciej. Sądzę, że na następnym posiedzeniu Sejmu. Nie powinniśmy zwlekać. Trzeba przeciąć dyskusję nad tymi orzeczeniami. Musimy budować zaufanie do państwa polskiego, dlatego wprowadzamy kontratyp, który jednoznacznie wskazuje, że nie było działania niezgodnego z prawem – mówi w rozmowie z Interią reprezentująca wnioskodawców posłanka PiS Anna Milczanowska.
Niezrozumiała linia, czy niedorzeczny pomysł?
O komentarz poprosiliśmy lubelskich polityków. Jan Kanthak z wchodzącej w skład obozu Zjednoczonej Prawicy Solidarnej Polski zgadza się z zapisami wspomnianego projektu.
– Dotyka on istoty sprawy, która była zupełnie niezrozumiała dla przeciętnego obywatela, kiedy niektóre samorządy próbowały przeciwstawiać się i blokować próbę przeprowadzenia demokratycznych wyborów. Do tego mamy niezrozumiałą linię orzeczniczą sądów, dlatego trzeba się pochylić nad problemem i w ramach prac parlamentarnych wypracować odpowiednie regulacje, które w przyszłości nie pozwalałyby karać samorządów, które wykonywały swoje konstytucyjne obowiązki – mówi nam Kanthak.
Ale przedstawiciele opozycji na pomyśle nie zostawiają suchej nitki.
– Niedorzeczny – tak komentuje go lubelska posłanka Polski 2050 Joanna Mucha. – Równie dobrze można wydać dekret mówiący, że funkcjonariusze PiS nie popełnili przestępstwa, niezależnie od tego, co zrobili.
– Włos jeży się na głowie. To próba zabawy w niezależne sądy i wyręczania wymiaru sprawiedliwości. Czy to znaczy, że PiS ustawą chce decydować o tym, czy ktoś popełnił przestępstwo i to jeszcze działając wstecz? – pyta z kolei poseł Koalicji Obywatelskiej Michał Krawczyk.
„Dmuchanie na zimne”
Na przygotowanej przez Watchdog Polska mapie znajdziemy kilkadziesiąt samorządów z województwa lubelskiego, które udostępniły poczcie spis wyborców. Jak ich szefowie komentują projekt ustawy abolicyjnej?
– Zdania nie zmieniłem. Uważam, że nie naruszyliśmy praw – mówi nam krótko Wojciech Żukowski, burmistrz Tomaszowa Lubelskiego. I dodaje, że nie ma żadnych informacji o trwającym w tej sprawie postępowaniu.
Więcej wie za to burmistrz Świdnika. – Odpowiadaliśmy na pytania policji, ale nie wiem, co jeszcze wydarzyło się w tej kwestii. Moim zdaniem ta abolicja to dmuchanie na zimne – twierdzi Waldemar Jakson i przekonuje, że kierowany przez niego samorząd przekazując dane dochował należytej staranności. – Z tego, co pamiętam, był to cały proces. Na pierwszego maila od Poczty Polskiej nie zareagowaliśmy. Zrobiliśmy to dopiero wtedy, kiedy dostaliśmy pismo z podpisem kwalifikowanym, odnoszące się do decyzji premiera. Dane przesłaliśmy w formie zaszyfrowanego pliku, zabezpieczonego dodatkowym hasłem. W oddzielnym wniosku poprosiliśmy pocztę o zwrócenie się do nas o jego udostępnienie. Nasi prawnicy interpretowali, że wszystko jest zgodnie z prawem, tylko trzeba to zrobić w odpowiedni sposób – podsumowuje burmistrz Świdnika.