Za kilka tygodni odbędą się uroczystości 55. rocznicy tragicznego wypadku na niszczycielu ORP „Błyskawica”. Służyły na nim także osoby wywodzące się z województwa lubelskiego.
1 października 1935
Po zakończeniu I wojny światowej polska marynarka wojenna chciała wzmocnić swój potencjał militarny. Jak pisze Marek Twardowski w miesięczniku marynistycznym „Morze, statki i okręty” miały to być niszczyciele, podobne jak funkcjonujące już wtedy okręty „Wicher” i „Burza”.
Historia związana z tym pomysłem pokazała, że powiedzenie „do trzech razy sztuka” sprawdza się w praktyce. O co dokładnie chodzi? Kierownictwo Marynarki Wojennej otrzymało pozwolenie od marszałka Józefa Piłsudskiego na powiększenie istniejącej floty i rozpisało w sumie trzy przetargi – pierwsze dwa, dla francuskich i szwedzkich stoczni, zakończyły się fiaskiem. Interesujące oferty przedstawili Brytyjczycy – jedna stocznia z Southampton miała zbyt wygórowane wymagania finansowe, więc wygrała druga: J. Samuel White z miasta Cowes na wyspie Wight, położonej w południowej części Wielkiej Brytanii, nad kanałem La Manche. Umowa na dostawę dwóch niszczycieli – „Grom” i „Błyskawica” – została zawarta 29 marca 1935 roku. W przypadku drugiego z tych okrętów stępkę położono po kilku miesiącach, bo 1 października.
25 listopada 1937
Od tamtego momentu rozpoczęły się prace nad zbudowaniem niszczycieli dla polskiej floty. Dokładnie rok później odbyła się oficjalna ceremonia wodowania „Błyskawicy”. To było wydarzenie nie tylko wojskowe, ale także towarzyskie. Tak opisuje je miesięcznik „Przegląd Morski” z listopada 1936 roku:
„1 października w południe małżonka ambasadora R.P. w Londynie pani Raczyńska (Cecylia – dop. aut.), dokonała symbolicznego chrztu kontrtorpedowca „Błyskawica”, zbudowanego przez stocznię J.S. White w Cowes. Po szczęśliwym wodowaniu miało miejsce skromne przyjęcie, które zagaił sir Archibald Mitchelson, prezes rady stoczni, wznosząc zdrowie Króla Wielkiej Brytanii i Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Przemawiali następnie – ambasador Raczyński, admirał Fisher, komendant bazy Portsmouth, dyrektor Wall, oraz kilka innych wybitnych osobistości. Wśród obecnych znajdowali się m.in.: Earl Jellicoe (syn wielkiego admirała) z matką, kontr-admirał Turner, generał-major West, konsulostwo Poznańscy, kmdr. Ward, i t.d. Polską marynarkę wojenną reprezentował przewodniczący komisji nadzorczej – kmdr. inż. St. Rymszewicz” (pisownia oryginalna).
Prace wykończeniowe na ORP „Błyskawica” zakończyły się 1 października 1937 roku, próby morskie odbyły się we wrześniu i w październiku. W listopadzie przeprowadzono jeszcze próbę prędkości, a okręt rozpędził się do ponad 40 węzłów (około 74 km/h). Służbę w polskiej marynarce wojennej rozpoczął 25 listopada 1937 roku.
II wojna światowa (1939-1945)
„ORP „Błyskawica” to prawdziwy zabytek klasy zerowej wśród okrętów – uczestników wojen morskich. Jest najstarszym zachowanym niszczycielem – weteranem II wojny światowej i jedynym bojowym okrętem alianckim, który uczestniczył aktywnie w działaniach przez cały okres wojny – od 1 września 1939 r. do 8 maja 1945 r.” – czytamy na stronie Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni.
Można powiedzieć, że w czasach największego konfliktu w historii polski niszczyciel działał na wielu frontach: na Morzu Północnym i Atlantyku, w kampanii norweskiej i ewakuacji wojsk sojuszniczych z Dunkierki, bronił Cowes przed atakami Luftwaffe, operował na Morzu Śródziemnym, wspierając Maltę i działania inwazyjne w Afryce Północnej, osłaniał lądowanie aliantów w Normandii. Z kolei już po wojnie wziął udział w akcji „Operation Deadlight” – niszczenia przejętych niemieckich U-bootów (okrętów podwodnych).
Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni podaje, że w tym czasie przebył niemal 140 tys. mil morskich (według Kroniki Dywizjonu Niszczycieli Marynarki Wojennej, pisanej w czasach PRL w latach 1963-71, było to 146 tys. Mm – większą odległość pokonały jedynie ORP „Piorun” i ORP „Garland”, kolejno 218 tys. i 217 tys.), eskortował 85 konwojów (83 – według KDNMW), odbył 108 patroli bojowych. Do tego zniszczył, albo brał udział w zniszczeniu, 4 samolotów (prawdopodobnie nawet 7), 2 niszczycieli, 2 statków i kilku mniejszych jednostek, walczył także z okrętami podwodnymi (uszkodził 3 z nich, najwięcej z polskiej floty – według KDNMW). Jednak nie obyło się bez strat – „Błyskawica” trzykrotnie była poważnie uszkodzona, zginęło 5 marynarzy, a kolejnych 48 zostało rannych.
Jak podaje Kronika Dywizjonu Niszczycieli Marynarki Wojennej (ze względu na to, że została wydana w czasach PRL, warto traktować niektóre jej fragmenty z lekką rezerwą), „5 lipca 1947 roku jako pierwszy okręt powrócił z zachodu do kraju ORP „Błyskawica” pod dowództwem kmdr. ppor. Bolesława Romanowskiego. Powrót ORP „Błyskawica” otwiera nową kartę w dziejach polskich niszczycieli w chlubnej służbie dla Polski Ludowej”. Co ciekawe, ten dokument jest pełen szczegółowych opisów tego, co działo się z niszczycielem po II wojnie światowej – chodzi, między innymi, o uroczystości, które odbywały się na pokładzie, reprezentacyjne podróże morskie czy mniej chwalebne wydarzenia, jak zerwanie się tratwy, zalanie urządzeń elektrycznych czy tego, że jedna z torped spadła za burtę w czasie podnoszenia na pokład (sytuacja z 1962 roku: fale były wysokie, ale ktoś musiał po tę torpedę zejść – dokonał tego bosm. zaw. Edmund Wesołowski, zasługując tym samym na „uznanie i pochwałę Dowódcy Dywizjonu”).
9 sierpnia 1967
Jeszcze na długo po zakończeniu II wojny światowej okręt pozostawał w czynnej służbie. Jednak jego stan z roku na rok się pogarszał, mimo wielu remontów, co prawdopodobnie przyczyniło się w pewnym stopniu do tragicznych wydarzeń z 9 sierpnia 1967 roku.
– 9 sierpnia o godz. 8 wyszliśmy w morze całym dywizjonem: „Błyskawica”, „Grom”, „Wicher”. Ja miałem zmianę od godz. 4 do 8, także jak wyszliśmy, to miałem w pomieszczeniu G wolną wachtę i odpoczywałem, zdrzemnąłem się – wspomina Edward Gawenda, który służył na okręcie ORP „Błyskawica”. – Kiedy byliśmy pod Helem, to zaczął z komina lecieć czarny dym. Dowódca powiedział: „Kotlarze, nie dymcie!”. Wtedy podporucznik Malinowski wszedł do kotłowni, żeby sprawdzić, co się dzieje. O godz. 9.07, widziałem, bo zegar wisiał na ścianie, był wybuch.
Do eksplozji doszło w kotłowni. Potem wszystko działo się bardzo szybko: marynarze mieli otworzyć zawory bezpieczeństwa, zamknąć dopływ wody zasilającej oraz zamknąć pompy, które dostarczały paliwo.
– Dowódca działu szóstego, Bronisław Przybyła, otworzył właz do kotłowni i ta para, bo wytworzyło się ogromne ciśnienie, wypchnęła go na zewnątrz. Oparł się o relingi, twarz miał całą poparzoną. Kolega drenażysta podłączył wąż i prądownicę, ale bał się chyba trochę wejść, więc ja to od niego przejąłem. Zacząłem polewać kanały wentylacyjne, żeby skraplać parę. Schodziłem po trapie coraz niżej i na pierwszym stanowisku leżał jeden kolega, cały poparzony, nieżywy. Zszedłem na poziom kotłowni, a tam leżały ciała. Krzyczałem: „Koledzy, koledzy!”, ale nie było odzewu. Wyszedłem cały mokry, psychicznie byłem roztrzęsiony. Dowódca okrętu się mnie spytał, co się stało. Powiedziałem tylko: „Koniec” i w tym momencie zemdlałem – opowiada Edward Gawenda.
Siedem ofiar
Zarówno na Wikipedii, jak na stronie Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni, można przeczytać, że pękł przewód parowy (możliwe, że więcej niż jeden). Dlatego zaczęła się tak gwałtownie wydobywać gorąca para.
– Anglicy łączyli kołnierze z rurą na gwint, tak zwany, stożkowy. Pojawiła się korozja, bo ta para miała temperaturę 350 st. C, 25 atmosfer. To był nieszczęśliwy wypadek, zmęczenie materiału. Czytałem publikację, że już wcześniej „Błyskawica” powinna zostać wyłączona z okrętu liniowego – twierdzi Edward Gawenda.
Tak całe to zdarzenie zostało opisane w Kronice Dywizjonu Niszczycieli Marynarki Wojennej:
„Około godz. 9.02, nastąpiło gwałtowne wydobywanie się pary z kotłowni Nr. 2. Całe śródokręcie napełniło się szybko dużą ilością pary. Równocześnie w wyniku wdarcia się pary do tub głosowych, została przerwana łączność z kabiną OPA (obrona przeciwawaryjna – dop. aut.), a kotłowniami. Natychmiast przystąpiono do akcji ratunkowej. Otworzono z pokładu zawór bezpieczeństwa na kotle nr. 2 z obu burt, oraz zamknięto dopływ paliwa. Otwarto włazy do kotłowni nr. 2 z obu burt. Odstawione zostały turbiny główne i mechanizmy pomocnicze zasilane parą, w maszynowniach nr. 1 i 2. Rozpoczęto zraszanie z węży ppoż. kotłowni Nr. 2. Gdy temperatura opadła na tyle, że zaistniała możliwość wejścia do kotłowni, rozpoczęto ewakuację. Po wydobyciu wszystkich porażonych na pokład, lekarz okrętowy stwierdził zgon u czterech osób. Pozostałe trzy, zdradzały jeszcze oznaki życia. Natychmiast przetransportowano porażonych na ORP „Wicher”, a następnie na kutry torpedowe, skąd zabrano ich do 7 Szpitala Marynarki Wojennej. Niestety, pomoc lekarska okazała się bezskuteczna. Również i te trzy osoby zmarły” (pisownia oryginalna).
Dalej wymienia się nazwiska tych marynarzy, którzy zginęli: podporucznik Jerzy Malinowski, bosmanmaci Ignacy Kondrat i Kazimierz Marulewski, starsi marynarze Roman Jurczyga, Stefan Kowalczyk, Stefan Lepczyński oraz Edward Stachniuk. Pisze się też o tym, że zostali pośmiertnie awansowani i odznaczeni. Są również zdjęcia z ich z uroczystości pogrzebowych.
Naprawy nie miały sensu
Zniszczenia były na tyle rozległe, że naprawy nie miały większego uzasadnienia. Swoją młodość okręt miał już za sobą. 12 grudnia 1969 roku ORP „Błyskawica” została przeklasyfikowana na okręt obrony przeciwlotniczej i przydzielona do 8. Flotylli Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. W 1974 roku statek przejął od ORP „Burza” funkcję okrętu-muzeum w Gdyni. W 1987 roku niszczyciel został odznaczony Krzyżem Złotym Orderu Virtuti Militari, a 25 lat później Medalem „Pro Memoria”.
W Kronice znajdziemy też informację, że 12 października 1967 roku ośmiu marynarzy, w tym nasz rozmówca, zostało odznaczonych „za bezinteresowne oddanie sprawie ratowania życia ludzkiego, w wypadku jaki miał miejsce na ORP „Błyskawica” oraz za przykładną służbę dla narodu i umacnianie obronności kraju”: kmdr ppor. Bronisław Przybyła (Złoty Krzyż Zasługi) oraz kmdr ppor. Jan Oleksiak, kpt. mar. Bogusław Gruchała, kpt. mar. Tadeusz Pawelec, st. bsm. Franciszek Szeliga, st. mar. Edward Gawenda, st. mar. Mirosław Jankowski i st. mar. Jerzy Młotek (wszyscy Srebrny Krzyż Zasługi).
9 sierpnia 2022
Cała ta tragiczna historia ma wspólny, bardziej współczesny mianownik. W 2008 roku Edward Gawenda odsłonił tablicę pamiątkową na śródokręciu „Błyskawicy”, na której wygrawerowane są nazwiska tych marynarzy, którzy zginęli w wybuchu w kotłowni. Natomiast 9 lat później zorganizował uroczyste obchody 50. rocznicy tragicznych wydarzeń z 1967 roku. Za nieco ponad miesiąc, 9 sierpnia, minie 55 lat, a w Gdyni planowane są kolejne uroczystości.
Edward Gawenda urodził się w Janowcu nad Wisłą. Pobór do wojska dostał w Warszawie – jego starszy brat był w „desancie”, więc on wybrał marynarkę. 20 października 1965 roku zameldował się w Ustce (jak sam wspomina: „Ustko moja kochana i te pola zaorane przez moje kolana”), a 28 grudnia był już w Gdyni. Szkolił się na ORP „Gryf”, potem dostał przydział na „Błyskawicy”. Oprócz niego, służyło tam około 160 osób, w tym inni marynarze z województwa lubelskiego.
– Był Mirosław Jankowski z Lublina, był kolega z Kazimierza Dolnego, z Puław. Lubelszczyzna była reprezentowana – przyznaje Edward Gawenda. – Zależy mi na tym, żeby za pana pośrednictwem zwrócić się do mojego kolegi, Mirosława Jankowskiego, albo do jego rodziny. Chciałbym się z nim skontaktować. Dyrektor Muzeum Marynarki Wojennej i dowódca „Błyskawicy” są zainteresowani, żeby poznać tego człowieka – podkreśla.
Członkowie rodziny lub osoby, które znają Mirosława Jankowskiego, byłego marynarza z Lublina, proszone są o kontakt pod numerem: 697-770-355 lub na adres: krzysztof.kurasiewicz@dziennikwschodni.pl.
===
Źródła:
- pl.wikipedia.org, hasło: ORP Błyskawica
- Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni
- czasopisma: „Morze, statki i okręty” (2000), „Przegląd morski” (1936)
- Kronika Dywizjonu Niszczycieli Marynarki Wojennej (1963-71)