Tęsknimy za zielenią, naturą i spokojem. Dlatego na całym świecie rozwija się architektura zieleni. Projektuje się budynki ze skomplikowanymi systemami nawadniającymi, w całości obrośnięte zielenią. – Rozmowa z lubelskim architektem Adamem Wójcikiem.
• Korzenie rodzinne?
– Lwowsko-ostrowsko-kieleckie. I ciekawe, różne, powikłane historie rodzinne. We Lwowie jesteśmy od wielu pokoleń. Babcia, rodowita lwowianka, w 1921 roku dostała pracę jako nauczycielka w Ostrowie Lubelskim. W szkole poznała dziadka, który też był nauczycielem w szkole. Mama, jej siostra i brat urodzeni we Lwowie. Ja urodziłem się w Lublinie.
• Edukacja?
– Szkoła podstawowa w Lublinie, potem II Liceum Ogólnokształcące im. Hetmana Jana Zamoyskiego. Dalej architektura w Warszawie, Stany Zjednoczone, Warszawa, Mielec, Lublin.
• Skąd ta Ameryka?
– Spełnienie marzeń. Kiedy kończyłem studia, światem rządziła architektura amerykańska i japońska. Kiedy w latach osiemdziesiątych do Polski miał przyjechać z wizytą prezydent George H. W. Bush, poszedł cynk, że będą dawać wizy. Wszyscy z akademika aplikowaliśmy o wizę do Stanów, dostaliśmy, pojechałem na saksy do Niemiec, żeby zarobić na bilet. Tak się zaczęła moja amerykańska przygoda. Przygotowałem ulotkę i zacząłem szukać pracy. Ulotka wzbudziła zainteresowanie, ale wszyscy rozkładali ręce i mówili: recesja, recesja. Całe szczęście, że byli przyjaciele.
• To była szkoła życia?
– Wielka szkoła życia. Jednym z jej etapów był statek na Alasce, spędziłem na nim pół roku. Niesamowite wrażenia, niesamowite widoki, szkoła przetrwania. Wróciłem do Polski.
• W Warszawie zaprojektowałeś kilka znanych restauracji?
– Warsaw Tortilla Factory z ciepłym wnętrzem istniała przez 20 lat, to było kultowe miejsce. Cały czas istnieje Santorini, były jeszcze pomniejsze projekty w Warszawie, Polsce, także w Lublinie.
• I w Kraśniku, gdzie zaprojektowałeś rewaloryzację pięknego Dworku Modrzewiowego.
– Wspaniała rzecz, trudna realizacja. Rewitalizacja dworku trwała 10 lat, ale sprawa nie została zamknięta, skończyła się gehenną, która jeszcze trwa, ale to osobny temat, wiem, że do końca roku nie uda się zamknąć sprawy i rozpocząć użytkowanie obiektu.
• Jesteśmy w czasie pandemii i o dziwo trwa boom w sklepach budowlanych i ogrodniczych. Jak wytłumaczyć to zjawisko?
– Obserwuję ten trend, bo często bywam w sklepach budowlanych. Mam przeczucie, że izolacja zamknęła nas na zewnątrz, a otworzyła nas na siebie, do środka: do domu, do rodziny, do naszego hobby. Pandemia musi nas czegoś nauczyć.
• Jak zmieniają się architektoniczne gusta Polaków?
– W architekturze mówimy o pewnej cykliczności, która wraca wraz ze stuleciami. Pod koniec każdego stulecia dochodzi do pewnej dekadencji stylów, na przełomie stuleci pojawia się eklektyzm i poszukiwanie nowej formy. Dziś, wraz z dostępnością internetu nadającą tempo życia, na bieżąco otwieramy się na nowe trendy.
• Przykład?
– Wysokie, wąskie okna w domach, od podłogi do sufitu. Szarości, modny beton architektoniczny, aluminiowe panele elewacyjne. Z drugiej strony zaczyna się trend zwrotu do natury. Płytki ceramiczne udające drewno są znakiem tęsknoty za naturą. Taką tęsknotę człowiek ma w genach. Stąd ogrodowe tarasy na dachach budynków w mieście. I drewno w domach, które podświadomie daje impuls ciepła.
• Na szczęście mija tendencja do betonowania miast.
– Do projektowania tkanki miast włącza się architektów krajobrazu, humanistów i psychologów. To, co tworzymy w mieście jest dla ludzi. Kształtujemy oblicze miasta i jego charakter. Miasto ma swoją psychologię, trzeba przyciągać ludzi, a nie ich odpychać. Proces humanizowania przestrzeni miejskich trwa na Zachodzie już wiele lat, w Polsce jeszcze zachłystujemy się nowoczesnością. Przykładem jest przebudowa Alei Racławickich i pierwotna chęć wyniszczenia zieleni, która jest częścią zabytkowej przestrzeni Lublina. Z tą chęcią wygrali mieszkańcy, miasto musiało uwzględnić ich racje.
• Budujemy mniejsze domy, najlepiej się sprzedają projekty domów poniżej 100 metrów kwadratowych. Można zbudować tani, energooszczędny dom o powierzchni średniego mieszkania w bloku i być szczęśliwym?
– Zgadza się. Wraca potrzeba piękna, minimalizm jest w cenie. Potężne rezydencje na terenach podmiejskich straciły sens. Dzieci z tych rezydencji chcą szukać swojego miejsca, uciekają w świat. Nie są zdolne do socjalnych więzi z rodzicami. Dzieci odeszły, wielkie domy stały się bardzo smutnymi domami. Moi rówieśnicy przyznają: po co to było?
• Uratowałeś stuletni dom rodzinny w Ostrowie Lubelskim?
– Tak, chałupę, do której przyjechała babcia ze Lwowa. Dom z duszą, a nawet z duszami. Uratowałem dom przed kompletną degradacją, w części izb już wyrastały rośliny. Udało się zrewitalizować budynek i przedłużyć jego życie. Starałem się zachować oryginalny układ chałupy, choć wygodniej by było wyburzyć ściany działowe i stworzyć jedną przestrzeń.
• Z tarasem, na którym pijesz kawę. Dlaczego taras jest ważny i coraz częściej zaczynamy do niego przywiązywać większą uwagę?
– Taras i podcień to ważna część domu. Na przykład taras w architekturze japońskiej jest strefą pośrednią miedzy domem a naturą i do życia w domu niezbędny. To miejsce, na którym – póki nie ma zbyt niskich temperatur – można integrować się z naturą i mieć kawałek nieba dla siebie. W mieście namiastką tarasu są balkony. Jeśli idzie o architekturę ogrodową to ucieka się od oczek wodnych, bo jest to niepraktyczne. Jak i od ogrodowych pieców w altanach. Praktyczniej i prościej jest rozstawić grill.
• Także w miastach przywiązuje się coraz większą wagę do stref relaksu i wypoczynku?
– Zagospodarowując tereny nad rzeką. Każde miasto chce mieć przy rzece swoją plażę, tereny rekreacyjne są dla mieszkańców bloków nieodzowne, bo ich mieszkania praktycznie sprowadzają się do roli sypialni i jadalni.
• Tęsknimy za zielenią, naturą i spokojem?
– Jak najbardziej. Dlatego na całym świecie rozwija się architektura zieleni. Projektuje się budynki ze skomplikowanymi systemami nawadniającymi, w całości obrośnięte zielenią. Żywe, zielone elewacje są na czasie.
• Architekt jest od świeżych pomysłów?
– Tak. Jestem zapraszany do konkretnych projektów, ale także do indywidualnych konsultacji, co oczywiście też kosztuje, ale nie są to jakieś sumy, na które ludzi nie byłoby stać. Architekt jest cennym źródłem inspiracji, ma wyczucie przestrzeni, potrafi ogarnąć wieloplanowość ogródka, zaproponować nasadzenie, które zrealizuje ogrodnik. Tak, by ogród był ciekawy kolorystycznie przez cały rok. Podpowie, jak zaaranżować małą architekturę. Jak najbardziej, wołać architekta na kawę, bo przecież sami sobie zębów nie leczymy.
• Masz dom w Lublinie, a od wiosny do jesieni siedzisz w Ostrowie Lubelskim?
– W Lublinie mieszkam i pracuję na starym poddaszu. Latem komputery po godzinie intensywnej pracy zaczynają padać. Jestem więc zmuszony, by na lato wynieść się na wieś. Ale jest jeszcze magia tej wsi, przyrody i natury. Inne dźwięki, śpiew słowika i hałas traktorów, żurawie na niebie i cisza.
W mieście jest nieustający szum. Tu na wsi trwa walka z naturą, życie wymaga wysiłku, trzeba porąbać drewno, zanieść do kuchni. Tu jestem innym człowiekiem. Spokojnym i szczęśliwym. Pogodnym człowiekiem. Jadę do Lublina i po czterech dniach zamieniam się w kłębek nerwów. Miejskie tempo i wyścig z czasem wyzwala nerwowość. Dlatego jadę na wieś. Tu ciężej się pracuje zawodowo, bo natura jest zachłanna i chce zdobyć cię na dłużej, każdego dnia. Tu trzeba naprawdę bić się ze sobą, żeby usiąść przy komputerze do projektu.