Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Magazyn

1 listopada 2020 r.
13:52

Z aparatem wśród największych religii świata. "W tym momencie wiedziałem, co chcę fotografować"

Ajmer, Rajasthan, Indie 2017
Ajmer, Rajasthan, Indie 2017 (fot. Andrzej Ziółkowski)

Przez sześć kolejnych lat jeździłem do wielu miejsc w Indiach, Nepalu, Tybecie i Azji południowo-wschodniej, które były w kręgu zainteresowań poszukiwań filozoficzno-religijnych ojca Bede’a, a moich fotograficznych. – Rozmowa z Andrzejem Ziółkowskim, fotografem, który przez kilkanaście lat podróżował po Azji, fotografując jej religie.

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

• Jakie miał pan skojarzenia z Azją, jeszcze zanim pan tam pojechał?

– Musimy cofnąć się do 1982 roku, kiedy poproszono mnie, abym wziął udział w wyprawie do Indii i Nepalu, organizowanej przez studenckie biuro podróży Almatur. Potrzebowali przewodnika, głównie kogoś, kto mówi po angielsku. Wyjechaliśmy wtedy na dwa miesiące i zrobiliśmy trasę z Delhi, poprzez północne Indie, Nepal, doszliśmy do Annapurna Base Camp, a stamtąd wróciliśmy do Kalkuty, do Bombaju i z powrotem do Polski. To był mój pierwszy kontakt z Azją. Miałem ze sobą aparat fotograficzny i robiłem zdjęcia. Ktoś mi go jednak ukradł w pociągu i nie zostało mi z tamtej podróży wiele zdjęć.

Po tym wyjeździe był powrót do „szarej rzeczywistości” – lata 80., trwał stan wojenny w Polsce... W 1986 roku wraz z rodziną przeniosłem się do Niemiec i dostałem pracę we francuskim koncernie elektronicznym Thomson. Po sześciu latach pobytu w Niemczech dostałem propozycję pracy w Singapurze. Mieszkając tam, dużo podróżowałem z rodziną i zwiedziliśmy praktycznie całą Azję południowo-wschodnią. Singapur sam w sobie jest kwintesencją Azji, takim kotłem etniczno-kulturowo-religijnym. Smakowałem więc ten region w małych dawkach, bo przy okazji wyjazdów wakacyjnych. Jednak w moim bagażu aparat fotograficzny i kilkanaście rolek filmu należały do niezbędnego wyposażenia.

W tym czasie odkryłem fotografię Steve’a McCurry’ego, który bardzo dużo fotografował w Azji. Jego albumy, które skrzętnie gromadziłem, uczyły mnie patrzeć na Azję okiem aparatu fotograficznego. Często, gdy oglądałem jego zdjęcia, wzdychałem: „Kurczę, chciałbym tam być i zrobić takie zdjęcie”. To pragnienie mnie już nie opuściło.

Ernakulam, Kerala, Indie 2019 (fot. Andrzej Ziółkowski)

• Co najbardziej pana zaskoczyło w Azji?

– Singapur to jest szok kulturowy, religijny i estetyczny, chodzi o zalew barw, dźwięków, smaków i ludzi o różnorodnych twarzach. Przyjechałem tam z „szarej” Europy, w Niemczech wyglądało to trochę lepiej niż w Polsce, ale mimo wszystko był to skok w inny świat. Nagle wpadłem w przestrzeń, gdzie słońce świeciło przez cały rok, było gorąco i parno, wszędzie zielono, ludzie chodzili ubrani bardzo kolorowo. Poza tym, uderzyła mnie mnogość różnych religii, które współistnieją na małym skrawku lądu. Obok siebie stoi mnóstwo świątyń różnych religii. Ja byłem tradycyjnie wychowanym katolikiem, więc dla mnie to wszystko na początku wydawało się być takie „pogańskie”. Myślałem wtedy: „My mamy Chrystusa, Kościół i znamy prawdziwą drogę. Oni chodzą opłotkami i nie wiadomo, czy gdziekolwiek dotrą”. Ich święta religijne traktowałem raczej jako atrakcje turystyczne i patrzyłem na inne religie z pewną wyższością.

• Wygląda na to, że Azja wychowała i ukształtowała pana fotograficznie.

– Tak. W Europie nie bardzo miałem czas na fotografowanie. Były wtedy dla mnie inne, ważniejsze rzeczy, które mnie pochłaniały. Praca, rodzina, wychowanie dzieci... Dopiero Azja i Steve McCurry, który mnie prowadził przez nią swoimi albumami fotograficznymi, obudziły we mnie pasję fotograficzną. Kiedy jeździ się wakacyjnie z rodziną, nie można sobie pozwolić na wielkie projekty fotograficzne. Ale już wtedy próbowałem, co czasami kończyło się jakąś drobną awanturą, bo ile razy można zrywać wszystkich na kolejny wschód słońca (śmiech).

Kurisumala Ashram, Kerala, Indie 2018

• Steve McCurry jest autorem słynnej fotografii „Afgańska dziewczyna”. On jest dla pana takim guru fotografii?

– Czy guru, to trudno powiedzieć, bo jest to słowo zarezerwowane dla nauczycieli, którzy nas czynnie prowadzą. To jest postać, która mnie wiodła, kusiła swoją twórczością.

• Rozmawiał pan z nim kiedyś?

– Poznałem go osobiście w 2008 roku w Singapurze. Przyjechał na otwarcie wystawy swoich największych zdjęć, zatytułowanej „The Unguarded Moment”. To jest taki moment, jak tłumaczył, w którym fotografowani nie wiedzieli, że on im zrobił zdjęcie. Wystawie towarzyszyły warsztaty, w których wziąłem udział. Steve mówił o swoich zdjęciach, byłem już na to przygotowany, bo napatrzyłem się na nie wcześniej. Jego opowieściom o nich od strony fotograficznej towarzyszył opis sytuacji, kiedy i jak powstały. Były to fascynujące relacje. Na przykład, jak zrobił zdjęcie przez szybę taksówki, do której na skrzyżowaniu podeszła w strumieniach deszczu matka z dzieckiem, prosząca o pieniądze (Matka z dzieckiem patrząca przez szybę taksówki, fotografia zrobiona w Bombaju w Indiach – dop. aut.). Albo historia jego najsłynniejszej fotografii afgańskiej dziewczyny. Chodziło mu o to, żeby po prostu fotografować w każdej sytuacji i uchwycić właśnie ten „moment bezbronności”. Powiedział też: „Żeby fotografować, to musisz wyjść poza próg domu. Nie trzeba wcale od razu jechać do Indii, można pójść na sąsiednią ulicę”. Zapamiętałem też, żeby nie zaprzątać sobie głowy ustawieniami aparatu, fotografować na automacie i skoncentrować się na kadrze i na kompozycji.

Tarn Taran, Punjab, Indie 2017 (fot. Andrzej Ziółkowski)

• Skąd wzięło się u pana zainteresowanie tematyką religijną?

– W Singapurze w 2002 roku znalazłem się w bardzo kryzysowym momencie w moim życiu i żeby sobie poradzić psychicznie i duchowo, zwróciłem się ku medytacji. Na mojej drodze pojawił się wówczas benedyktyn ojciec Laurence Freeman, który przyjechał akurat do Singapuru poprowadzić rekolekcje medytacyjne. Ojciec Freeman naucza medytacji i prowadzi ruch Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej. Informację o rekolekcjach znalazłem na ulotce parafialnej po niedzielnej mszy świętej i postanowiłem wziąć w nich udział. To spotkanie z ojcem Freemanem było punktem zwrotnym w moim rozwoju religijnym i duchowym.
Po pewnym czasie regularnej praktyki medytacyjnej ta moja chrześcijańsko-katolicka „skorupa” nieomylności zaczęła pękać. Zamiast patrzenia z góry i postawy oceniania wyznawców innych religii, zaczęło się we mnie pojawiać zainteresowanie nimi. Medytacja i czas, którym nagle dysponowałem sprawiły, że zacząłem chodzić do ich świątyń oraz na różne kursy dotyczące wiary: do hinduistów, muzułmanów, buddystów, sikhów... W Singapurze byli oni na wyciągnięcie ręki. Po kursach i zawarciu wielu przyjaźni jeździłem z nimi na pielgrzymki do ich świętych miejsc w Azji. I z tej pierwszej ciekawości zaczął się rodzić zachwyt. Nagle zacząłem dostrzegać, że wszyscy mówimy o tym samym, ale innym językiem. Ja i moja katolickość, to było tylko jedno szkiełko w wielkim i różnobarwnym witrażu religijności. Im więcej mi się odkrywał, tym był piękniejszy. Zaczynałem używać pojęć z innych słowników duchowości, a święte pisma innych tradycji, z którymi zacząłem się zapoznawać, rzucały nowe światło na moje wychowanie religijne. To wszystko zaczęło mi się zlewać w wielką mozaikę duchowości Azji. Zniknęło pytanie, kto ma rację i prawdę, tylko jak znaleźć wspólny mianownik.

Znalazłem go w 2014 roku podczas jednej z podróży fotograficznych do Indii. W chrześcijańskiej aśramie, koło Kanchipuram, odkryłem książkę kolejnego benedyktyna – Bede’a Griffithsa – „Universal Wisdom: A Journey Through the Sacred Wisdom of the World” (z ang. „Wieczysta mądrość religii świata” – dop. aut.). Była to dziwna książka: bardzo gruba, ale jego własnych słów było tam tylko około 50 stron wprowadzenia. Pozostałe 500 stron zapełniały wypisy z ksiąg mądrościowych siedmiu wielkich tradycji religijnych. W wieku około 50 lat wyjechał on z Anglii do Indii i przez następne ponad 30 lat żył tam jako pustelnik i studiował systemy filozoficzne Azji. Jego testament duchowy zawarty w książce to przekonanie, że jeżeli uda nam się dotrzeć w każdej religii do tego, co jest jej sednem, wówczas zewnętrzne różnice przestaną być podziałami i spotkamy się w miejscu, które jest dla nas wspólne.

W tym momencie wiedziałem, co chcę fotografować. Przez sześć kolejnych lat jeździłem do wielu miejsc w Indiach, Nepalu, Tybecie i Azji południowo-wschodniej, które były w kręgu zainteresowań poszukiwań filozoficzno-religijnych ojca Bede’a, a moich fotograficznych. Ten album, który teraz powstaje ze zrobionych tam zdjęć, będzie otwierał wstęp ojca Bede’a Griffithsa i będzie jakby fotograficznym odbiciem przesłania jego książki.

Tiruvannamalai, Tamil Nadu, Indie 2019 (fot. Andrzej Ziółkowski)

• Czy rytualizm religijny jest wdzięcznym tematem dla fotografa?

– Bardzo, ale jednocześnie jest to trudny temat. Wchodzimy w przestrzeń, gdzie człowiek jest w bardzo specyficznej sytuacji. Jest to moment bezbronności i intymności jednocześnie. Ja swoją fotografię chciałbym właśnie określić jako „The Intimate Moment”, czyli moment, w którym cały człowiek – czy to sam, czy w grupie – próbuje wejść w relację z sacrum, różnie nazywanym w różnych religiach.

Chodzi generalnie o dotarcie do źródła naszego istnienia. O tyle jest to trudne, że fotograf musi bardzo uważać, żeby nie wejść w tę przestrzeń z butami.

• Nie czuje się pan jak intruz, kiedy próbuje pan utrwalić na fotografiach tę duchową intymność?

– Nie, dlatego że za każdym razem czułem się jednym z nich – pielgrzymem w drodze do tego samego miejsca, chociaż na innej ścieżce. Ta ciekawość innego, która z czasem przerodziła się w zachwyt, sprawiła, że czułem się z nimi współpielgrzymem. Oni chyba też to wyczuwali, że nie kierowało mną tylko zwykłe turystyczne podglądanie. Kiedy wchodzę do świątyni sikhów, buddystów czy hinduistów, oddaję cześć ich bóstwom, tak samo jak oni. To jest kwestia szacunku, wyrażanego mową ciała. Pokłon, złożenie rąk, zdjęcie butów, odpowiedni ubiór... We wszystkich świątyniach czuję się jak w moim kościele. I oni to od razu wyczuwają. To z kolei dawało mi legitymację do fotografowania. Chciałem opowiedzieć o każdej religii w taki sam sposób, że jesteśmy równoprawni, równorzędni, że naszym ludzkim wysiłkiem dążymy do tego samego. Nie ma już potrzeby nawracania kogokolwiek.

• Rozmawiał pan z tymi ludźmi, których pan fotografował?

– Bardzo często. Podróżowałem sam i jeździłem do miejsc, w których rzadko pojawiał się „biały” przybysz z aparatem. Będąc sam, nie miałem wokół siebie żadnej bariery grupy. Ja byłem ciekawy tego, co widzę, a oni byli ciekawi mnie. Z reguły takie poznawanie zamieniało się w dyskusję filozoficzno-religijną. Pytali, jak ich odnalazłem i co mnie do nich sprowadziło. Ja z kolei chciałem dowiedzieć się o ich wierze, święcie religijnym czy danym obrzędzie. Takie spotkania często kończyły się przyjaźniami, które trwają do dziś i powrotami do tych samych miejsc.

Wystawa przed Centrum Kultury w Lublinie

Zdjęcia Andrzeja Ziółkowskiego można oglądać na wystawie przed Centrum Kultury w Lublinie, zorganizowanej przez Akademię Odkryć Fotograficznych. Fotograf publikuje swoje prace także na stronie na Facebooku: „Andrzej Ziolkowski Fotografie”

Zanskar, Ladakh, Indie 2018 (fot. Andrzej Ziółkowski)
e-Wydanie

Pozostałe informacje

Marcin Romanowski

Zwrot w sprawie Marcina Romanowskiego. Prokuratura nie odpuszcza

Prokuratura wydała Europejski Nakaz Dochodzeniowy wobec posła PiS Marcina Romanowskiego - poinformowała w środę rzeczniczka prokuratora generalnego Anna Adamiak. Treść wniosku nie jest na ten moment znana.

Wymiana drzwi zewnętrznych - praktyczny poradnik

Wymiana drzwi zewnętrznych - praktyczny poradnik

Wymiana drzwi zewnętrznych to inwestycja, która znacząco wpływa na bezpieczeństwo i estetykę domu lub mieszkania. Drzwi wejściowe stanowią nie tylko funkcjonalny element budynku, ale również wizytówkę domu. Właściwy wybór oraz prawidłowy montaż drzwi zewnętrznych pozwoli nam cieszyć się komfortem i bezpieczeństwem przez długie lata. Niezależnie od tego, czy wymieniasz drzwi wejściowe w domu jednorodzinnym, czy w bloku, ten poradnik przeprowadzi Cię przez najważniejsze aspekty tego procesu.

Z Jarosławem Niemcem o kopalni "Bogdanka"
Dzień Wschodzi
film

Z Jarosławem Niemcem o kopalni "Bogdanka"

O przyszłości kopalni „Bogdanka”, wielkim proteście w Lublinie i wielu innych tematach rozmawiamy z Jarosławem Niemcem, związkowcem przewodniczącym Związku Zawodowego „Przeróbka”

Nowy Starbucks znajduje się przy Krakowskim Przedmieściu 12

Pierwszy na Lubelszczyźnie Starbucks otwarty

Starbucks, jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek na świecie, otwiera swoją pierwszą kawiarnię w Lublinie. Już od 2 kwietnia będzie można cieszyć się kultowymi napojami w nowoczesnym wnętrzu przy ul. Krakowskie Przedmieście. Na pierwszych gości czeka niespodzianka.

Jak działają systemy bezpieczeństwa w nowoczesnych samochodach?

Jak działają systemy bezpieczeństwa w nowoczesnych samochodach?

Motoryzacja przeszła prawdziwą rewolucję w zakresie bezpieczeństwa kierowcy oraz pasażerów. Pojazdy wyposażone są w zaawansowane technologie elektroniczne i sensory, które nieustannie monitorują otoczenie oraz zachowanie samochodu na drodze. Inteligentne systemy potrafią wykrywać potencjalne zagrożenia na długo przed tym, jak dostrzeże je ludzkie oko, a w razie potrzeby – błyskawicznie interweniują. Dzięki połączeniu nowoczesnych czujników, kamer oraz systemów komputerowych, podróżowanie stało się znacznie bezpieczniejsze niż jeszcze kilkanaście lat temu.

Kolonie letnie 2025 – lato, które zapamiętasz na długo

Kolonie letnie 2025 – lato, które zapamiętasz na długo

Wakacje to wyjątkowy czas, który każde dziecko powinno spędzić aktywnie i w inspirującym towarzystwie. Kolonie letnie 2025 z Kogis to gwarancja niezapomnianych przygód i rozwoju pasji w najpiękniejszych zakątkach Polski. Nasz zespół doświadczonych wychowawców i animatorów przygotował bogaty program, który łączy zabawę z nauką i poznawaniem świata. W nadchodzącym sezonie szczególną popularnością cieszą się wyjazdy nad polskie morze, gdzie dzieci mogą cieszyć się plażowaniem i kąpielami pod okiem ratowników, a także uczestniczyć w fascynujących zajęciach tematycznych. Równie atrakcyjne są pobyty na Mazurach i Kaszubach, gdzie natura i przygoda łączą się w jedną, niepowtarzalną całość.

Stand-up w Domu Kultury LSM – wystąpi Błażej Krajewski
stand-up
10 kwietnia 2025, 19:00

Stand-up w Domu Kultury LSM – wystąpi Błażej Krajewski

Początek kwietnia w Domu Kultury LSM będzie odjazdowy. Przygotujcie się na potężną dawkę humoru w wykonaniu Błażeja Krajewskiego. "Human" to jego nowy program, w którym z dystansem i humorem przygląda się temu, co nas wyróżnia jako ludzi.

Schizofrenię da się wyczytać z oczu? Sprawdzają to lubelscy naukowcy

Schizofrenię da się wyczytać z oczu? Sprawdzają to lubelscy naukowcy

Sztuczna inteligencja pomoże zdiagnozować schizofrenię. Lubelscy naukowcy sprawdzają, czy można tego dokonać za pomocą skanowania siatkówki.

Obywatel Rumunii jechał na Białoruś, ale wpadł w Polsce

Obywatel Rumunii jechał na Białoruś, ale wpadł w Polsce

Co obywatel Rumunii na przejściu granicznym w Terespolu miał? Fałszywe prawo jazdy i kradzione BMW. Miał też spotkanie z funkcjonariuszami z Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej.

Wypadek w Chełmie

Tragiczny wypadek nastolatków. Chełm pożegna Filipa i Mateusza

Chełm pożegna nastolatków, którzy zginęli tragicznie w wypadku samochodowym w niedzielę. Pogrzeby odbędą się w środę i czwartek.

Małopolska Hodowla Roślin i Krajowa Grupa Spożywcza strategicznymi sponsorami KPR Padwa Zamość

Małopolska Hodowla Roślin i Krajowa Grupa Spożywcza strategicznymi sponsorami KPR Padwa Zamość

Zamojska piłka ręczna posiada silne wsparcie ze strony liderów polskiego sektora rolniczego i spożywczego. Małopolska Hodowla Roślin sp. z o.o. oraz Krajowa Grupa Spożywcza S.A. to strategiczni sponsorzy Klubu Piłki Ręcznej Padwa Zamość. To ważny krok dla rozwoju klubu i promocji piłki ręcznej w regionie.

Jan Paweł II na tronie papieskim na dziedzińcu KUL w czasie spotkania ze społecznością akademicką
galeria

Już 20 lat nie ma z nami Jana Pawła II. Miał dużo wspólnego z Lublinem

Dzisiaj przypada 20. rocznica śmierci św. Jana Pawła II – papieża, wykładowcy i profesora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Lubelski ratusz przypomina, że był Honorowym Obywatelem Lublina.

zdjęcie ilustracyjne

Linia 18 pojedzie dzisiaj objazdem

Linia 18 pojedzie dzisiaj objazdem. Ma to związek z przebudową drogi w Elizówce.

Dwie wyjątkowe inwestycje Gęsia 26 i Zielona 5A w ofercie Biura Ciesielczuk Nieruchomości
galeria

Dwie wyjątkowe inwestycje Gęsia 26 i Zielona 5A w ofercie Biura Ciesielczuk Nieruchomości

Biuro Ciesielczuk Nieruchomości oferuje możliwość zakupu mieszkań na rynku pierwotnym w dwóch prestiżowych inwestycjach znajdujących się na mapie Lublina: Gęsia 26 oraz Zielona 5A. Obie propozycje wyróżniają się nowoczesnymi, funkcjonalnymi mieszkaniami, które spełnią różne oczekiwania klientów.

Miasto rozdaje pieniądze na imprezy w dzielnicach. Projekt może złożyć nawet 10-latek

Miasto rozdaje pieniądze na imprezy w dzielnicach. Projekt może złożyć nawet 10-latek

Nawet 7 tysięcy złotych wsparcia na projekt. A do wydania jest 400 tysięcy złotych. W Lublinie rusza tegoroczna edycja programu „Dzielnice Kultury/Młodzież Inspiruje Dzielnice”.

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium