Rozmowa z Iwoną Janiszewską, studentką filologii angielskiej UMCS, która w ubiegłe wakacje pracowała w Wielkiej Brytanii.
- Wszystko zależy od tego, jaka praca nas interesuje i gdzie jej szukamy. Na pewno trudniej jest w dużych miastach, bo i konkurencja jest tu większa. Ja pracowałam w małej miejscowości turystycznej South Port i nie miałam większych trudności ze znalezieniem pracy.
• Chodziłaś od drzwi do drzwi, czy korzystałaś z pomocy agencji pośrednictwa?
- Starałam się wykorzystać wszystkie możliwości, dlatego zarejestrowałam się w agencji. Ale pracę znalazłam dzięki osobistym wizytom w barach i restauracjach. Tak było prościej, bo pubów było tam zaledwie kilkanaście. Ale w dużych miastach pracy szuka się prawie wyłącznie za pośrednictwem agencji.
• Zaczynałaś od zmywaka?
- Owszem, zmywałam naczynia, obierałam ziemniaki i wykonywałam drobne prace kuchenne. Ale dość szybko awansowałam na barmankę.
• Jak angielscy pracodawcy traktują Polaków?
- Generalnie dobrze, choć można różnie trafić. Opinia o Polakach jest dobra - pracujemy szybciej i wydajniej od innych, jesteśmy godni zaufania.
• Ile można zarobić podczas wakacyjnej pracy w Anglii?
- Typowa stawka dla pracowników restauracji wynosi 5 funtów za godzinę. W małych miasteczkach za mieszkanie płaci się około 25 funtów tygodniowo, w Londynie ceny zaczynają się od 50. Dlatego jeżeli ktoś chce pozwiedzać i spróbować wielkomiejskiego życia, to do kraju wróci z małą gotówką. W mniejszych miejscowościach nie ma gdzie wydawać pieniędzy. I wtedy można więcej zaoszczędzić.