Na intensywnej terapii dominują obecnie niezaszczepieni, młodzi ludzie. Leczymy np. 23-letniego mężczyznę bez żadnych chorób towarzyszących – powiedział PAP prof. Mirosław Czuczwar, kierownik Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii SPSK1 w Lublinie
W rozmowie z PAP wskazał, że obecny wzrost zachorowań zaczął się w połowie sierpnia br. Pierwszym pacjentem, który zapadł w pamięć personelowi był zakażony mężczyzna po 40., który wrócił z Wielkiej Brytanii.
„On i jego bliscy mieli dosyć skrajne poglądy. Jak z nim jeszcze rozmawiałem, to tłumaczył, że to +wielka ściema+ i w Anglii nikt nie wierzy w pandemię, a on jest po prostu przeziębiony. Miał ciężką niewydolność oddechową, walczył o każdy oddech i praktycznie do końca starał się nas przekonać, że bierzemy udział w jakiejś inscenizacji albo manipulacji. Zmarł, mimo, że medycyna dała mu wszystko, co ma do zaoferowania. Był to u nas pierwszy pacjent w tak ciężkim stanie, który świadomie unikał szczepień” – powiedział prof. Mirosław Czuczwar.
W jego opinii, poglądy osób kontestujących pandemię wynikają między innymi z braku jasnego stanowiska wielu środowisk, w tym medycznych, bo do pacjentów dociera wiele niejednoznacznych sądów. Jak zwrócił uwagę, ogromnym paliwem dla osób wątpiących w szczepienia są często sami naukowcy, lekarze, decydenci, którzy „zbyt pochopnie mówią o wynikach badań czy prowadzonych obserwacjach, przed ich ostatecznym potwierdzeniem”.
Według prof. Czuczwara, nie wszyscy lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczny, farmaceuci są przekonani do szczepień. „Wydaje mi się to ogromnym problemem dla naszych środowisk. Często pacjenci mówią, że lekarz poradził im, żeby lepiej wstrzymać się ze szczepieniem z powodu potencjalnych działań niepożądanych. Ostatnio usłyszałem, że nie zaszczepił się pan, który starał się o dziecko, bo ktoś mu rzekomo powiedział, że szczepienie może zaburzyć płodność” – wskazał specjalista anestezjologii i intensywnej terapii.
Podkreślił też, że zbyt długo w przestrzeni publicznej tolerowano osoby, które kontestują zdobycze nauki i medycyny. „Ja sam bez przerwy dostaje różne takie maile, listy, telefony od osób, które podpisują się z imienia i nazwiska i wiem, że nie mają żadnego wykształcenia medycznego, żeby się wypowiadać na te tematy. Najczęściej odwołują się do skrajnych opinii, z których wynika, że pandemia jest wymysłem i te wszystkie działania mają na celu destrukcję społeczeństw. Ostatnio dostałem maila o tym, że obecna pandemia jest wynikiem ogólnoświatowego spisku, analogicznie do epidemii świńskiej i ptasiej grypy z przeszłości. Z takimi argumentami naprawdę trudno dyskutować” – powiedział prof. Czuczwar.
Prof. Czuczwar w rozmowie z PAP wyjaśnił, że zakażenia wirusem SARS-CoV-2 to nie jest zwykłe przeziębienie, jak uważają antyszczepionkowcy. Dowodem na to są statystyki przeżywalności w leczeniu metodą pozaustrojowego utlenowania krwi, tzw. ECMO. „Z terapią ECMO na początku pandemii wiązane były duże nadzieje, bo mieliśmy bardzo dobre wyniki leczenia grypowych zapaleń płuc. Przeżywalność przy grypie wynosiła 65-70 proc., a teraz w przypadku COVID-19 mamy umieralność na tym poziomie. Wirus SARS-CoV-2 jest groźniejszy, poza tym jest to nowy wirus, więc układ immunologiczny nie miał tyle czasu - tak jak w przypadku grypy - żeby się z nim oswoić” – zaznaczył kierownik Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii SPSK1.
Zapytany o to, kiedy pandemia koronawirusa się skończy odpowiedział, że zazwyczaj epidemie trwają około dwóch lat, ale pod warunkiem zaszczepienia się społeczeństwa. „Dzisiaj już wiemy, że jest to zbyt optymistyczne podejście, bo tylko połowa Polaków jest zaszczepiona. To, co nas ratuje w pewnym sensie to fakt, że część pacjentów - mimo ewidentnych objawów zakażenia - nie zgłaszała się do służby zdrowia. Tym samym, mamy niedoszacowaną populację ozdrowieńców, którzy posiadają odporność. Problem tkwi tylko w tym, że nie wiemy, jak długo będzie się ona utrzymywać” – podkreślił prof. Mirosław Czuczwar