Był piątek, 8 września 1939 r. Od tygodnia prasa i radio donosiły o zawziętych walkach z niemieckim najeźdźcą. Mieszkańcy niewielkiego Markuszowa śledzili postępy wojsk niemieckich. Słyszeli o atakach niemieckiego lotnictwa na puławski most na Wiśle. I z niepokojem oczekiwali na rozwój wypadków…
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Od 6 września w Markuszowie przebywali żołnierze z dywizjonu artylerii motorowej, w pobliskim Olesinie stacjonowało dowództwo Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej. Żołnierze pytali mieszkańców o zaznaczoną na mapach drogę z Markuszowa w stronę Abramowa, która niestety nie istniała. Wojska polskie dawały nadzieję na obronę przed najeźdźcą. Zwątpienie przeplatało się z nadzieją. Poprzedniego dnia Francuzi rozpoczęli działania zaczepne wobec Rzeszy, w kilku miejscach przekraczając granicę i zajmując kilka wsi, tego samego dnia jednak w końcu skapitulowała polska obrona Westerplatte.
Niemieckie wojska zbliżały się coraz bliżej linii Wisły, polskie oddziały rozpoznawcze donosiły o pierwszych zagonach pancernych zbliżających się rankiem 8 września do Zwolenia.
– Piękny, wrześniowy dzień zakłóciły nagle nadlatujące od wschodu niemieckie samoloty – mówi Sławomir Łowczak, znany regionalista. – Bombowce nurkujące Ju 87 Stuka zrobiły pętlę okrążając od południa Markuszów, lecąc nad Zabłociem zaatakowały miejscowość od strony Przybysławic. Zaskoczeni polscy żołnierze niewiele mogli zrobić, część z nich znajdująca się po wschodniej stronie Markuszowa, niczym na ćwiczeniach sprawnie ukryła się na poboczu brukowanej drogi. Kilku żołnierzy znajdujących się w momencie ataku w centrum miejscowości zginęło, zginęło także wielu cywilów. W krótkim okresie czasu, sztukasy z potwornym rykiem syren atakowały kilkukrotnie centrum Markuszowa obracając je w gruzy. Prawie w całości została zniszczona dzielnica żydowska zajmująca środek miejscowości. Nad Markuszowem rozszalał się ogromny pożar. Odlatujące samoloty zostawiły po sobie zrujnowane, okaleczone miasteczko. Wojna wkroczyła do Markuszowa z całą brutalnością.
W sobotę, 9 września o poranku żołnierze z Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej opuścili miejscowość. Tego dnia natarciem w kierunku Strykowa rozpoczyna się pierwsza faza największej bitwy kampanii polskiej 1939 r., znanej później jako bitwa nad Bzurą. W Markuszowie pozostawionym samemu sobie dzień minął na gaszeniu pożarów, grzebaniu zmarłych.
Wojna tu i teraz
Niedziela, 10 września przynosi informacje o sukcesach polskiego natarcia nad Bzurą. Nacierające polskie wojska odbijają szereg miejscowości, doszczętnie rozbijają niemiecką 30 Dywizję Piechoty, biorą do niewoli ok. 1000 niemieckich żołnierzy. Mieszkańcy Markuszowa udają się do kościoła, tam szukają wsparcia i pokrzepienia. Na głównym trakcie biegnącym przez Markuszów pojawia się coraz więcej uciekinierów, uchodzących z zachodnich terenów kraju zajmowanych kolejno przez Niemców. Wojna już nie jest czymś co dzieje się gdzieś daleko – ona jest tu i teraz. W niedzielne popołudnie nagle wdziera się znany już odgłos sztukasów, rozpoczyna się kolejny niemiecki nalot.
Tym razem ma charakter wyłącznie terrorystyczny, w Markuszowie nie ma żadnych wojsk, żadnych militarnych celów. Tłumy uciekinierów są ostrzeliwane z broni pokładowej atakujących samolotów, bomby spadają wszędzie, zaskoczeni ludzie nie spodziewali się kolejnego ataku. Tym razem bombardowane i ostrzeliwane jest nie tylko centrum, ale cały Markuszów. Na ziemi rozpętuje się piekło, płoną wszystkie budynki, od bomb giną dorośli, dzieci. Jedna z dziewczynek o imieniu Irena ma dwanaście lat, na świadectwie same piątki. Wraz z ciotką Apolonią i rok młodszą kuzynką Halinką chowają się pod drzewem.
Bomba spada dokładnie na nich. Irenę można było później rozpoznać tylko po łańcuszku, który miała na szyi. Nie ma gdzie się schować, nad miasteczko nadlatują kolejne fale bombowców, Markuszów płonie. Łuna pożaru widoczna jest z kilkunastu kilometrów. Ludzie uciekają do sąsiedniego niewielkiego lasu Borek, gdzie przez kilka dni będą koczować obawiając się kolejnych nalotów. Markuszów płonie kilka dni.
Nadchodzi kolejny piątek – 15 września 1939 roku. W Markuszowie dogasają ostatnie pożary po bombardowaniu sprzed pięciu dni, w ruinach kręcą się Żydzi, uprzątane są ciała ofiar nalotów – zostają pochowane w zbiorowej mogile przy kościele św. Ducha, ówczesny proboszcz Stanisław Soszyński w księdze zmarłych, drżącym charakterem pisma robi pierwsze wpisy o poległych ofiarach nalotów, gdy po brukowanym trakcie od strony Lublina zbliżał się duży oddział wojska. Byli to Niemcy.
Rolnik jadący wozem konnym ul. Lubelską wprost na nich, bał się zawrócić, w obawie, że zaczną do niego strzelać. Z duszą na ramieniu mijał maszerującą kolumnę wojska. Niemcy przeszli obok uszkodzonego nalotami kościoła św. Ducha i wkroczyli do centrum doszczętnie zniszczonej miejscowości. Żydzi przeszukujący ruiny w poszukiwaniu resztek zniszczonego i spalonego dobytku patrzyli posępnie na sprawców ich tragedii.
Żołnierz z aparatem
– Młodzi, niemieccy żołnierze byli zaciekawieni, zachowywali się jak turyści na wycieczce – dodaje Sławomir Łowczak. - Jeden z nich wyciągnął aparat i zaczął robić zdjęcia. Udało mu się uchwycić moment wkroczenia do Markuszowa, las kominów w spalonej miejscowości, spalony żydowski Dom Modlitwy zwany Bejt Tefila a także Żydów stojących w śród ruin. Główne siły powędrowały dalej w stronę Kurowa, a mniejszy oddział skręcił w lewo, w stronę doskonale widocznego wśród ruin kościoła parafialnego św. Józefa. Żołnierze zatrzymali się w pobliżu klombu znajdującego się pomiędzy kościołem a plebanią.
Dowódca, wraz z tłumaczem zaczęli dobijać się do drzwi plebanii. Otworzył im ks. Soszyński, w środku, na plebanii został poinformowany o zajęciu miejscowości przez Wehrmacht i obowiązkowi podporządkowania się wszystkich mieszkańców nowym władzom. Moment w którym dowódca z tłumaczem, wychodzili z plebanii, został uchwycony przez niemieckiego fotografa, podobnie jak odpoczywający pod kościołem niemieccy żołnierze.
Zdjęcia zostały później wywołane w kilku odbitkach, na papierze Agfa Lupex, część z nich przetrwała wojnę i jest wymownym świadectwem dokumentującym tragiczne wydarzenia sprzed 77 lat. Fotografie można zobaczyć w Domu Kultury w Markuszowie, wystawa dostępna były również w markuszowskich kościołach podczas nabożeństw w intencji pierwszych ofiar II Wojny Światowej w Markuszowie.