Ludzie wymiotowali, mdleli, część z nich ratowano w szpitalu. Tak ciężkie objawy zatrucia dotknęły kilkadziesiąt osób korzystających ze stołówki w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach. Większość z nich to inspektorzy weterynarii.
– Kilka godzin wymiotowałam. Kiedy w końcu byłam w stanie wyjść z łazienki od razu zadzwoniłam po pogotowie. Moi koledzy mieli też bardzo silne objawy zatrucia: gorączkę, dreszcze, wymioty, biegunkę, a nawet drętwienie rąk i nóg. Niektórzy mdleli. Jedna osoba straciła przytomność i tak nieszczęśliwie upadła, że wybiła sobie zęby – zaalarmowała nas w piątek jedna z uczestniczek szkolenia dla inspektorów weterynaryjnych, które zostało zorganizowane w ubiegłym tygodniu w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach. – Szkolenie zaczęło się w poniedziałek, a już we wtorek wieczorem część osób wylądowała na szpitalnym oddziale ratunkowym puławskiego szpitala. Zostaliśmy położeni w izolatce, wszystko odbyło się bardzo sprawnie, opieka była bardzo profesjonalna.
W szkoleniu brało udział 58 osób, które przyjechały do Puław z całej Polski. – Objawy zatrucia m.in. biegunki, wymioty, gorączka, dotyczyły 48 osób, z czego ogromna większość - ponad 30 - to uczestnicy szkolenia, a pozostałe to osoby korzystające ze stołówki na terenie PIWet-u. 9 osób było hospitalizowanych – informuje Piotr Pietura, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Puławach, która prowadzi sprawę zbiorowego zatrucia.
– Wezwaliśmy pogotowie i razem ze współpracownikami zorganizowałem doraźną pomoc. Na polecenie służb medycznych chorzy zostali zgrupowani w jednym miejscu. Została dostarczona woda i herbata – relacjonuje Krzysztof Niemczuk, dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach.
Dyrektor powiadomił policję i sanepid. – Trwają czynności zmierzające do ustalenia przyczyn, czy zdarzenie może mieć bezpośredni związek z prowadzoną przez podmiot zewnętrzny na terenie Weterynaryjnego Centrum Kształcenia Podyplomowego PIWet-PIB działalnością gastronomiczną – zaznacza dyrektor Niemczuk. – Od wyniku postępowania epidemiologicznego uzależnione jest wyciągnięcie ewentualnych konsekwencji i wdrożenie środków skutecznie zapobiegających takim zdarzeniom.
– Objawy nie dają nam jednoznacznej odpowiedzi co do potencjalnej przyczyny zatrucia. Braliśmy m.in. pod uwagę norowirusa, ale wyniki badań u trzech osób nie potwierdziły tego. Czekamy na wyniki badań pozostałych próbek – mówi dyrektor puławskiego sanepidu.
Inspektorzy pobrali próbki do badań od części uczestników szkolenia (część pobrał też puławski szpital, do którego trafili chorzy) oraz personelu stołówki, a także próbki posiłków i wymazy czystościowe ze sprzętów używanych w stołówce.
– Firma z Radomia, która była odpowiedzialna za żywienie w stołówce nie ma obowiązku przechowywania próbek żywności, więc mieliśmy ograniczoną możliwość ich pobrania. Udało się to w przypadku ciast oraz pozostałości niektórych potraw. Pobraliśmy też próbki wody – tłumaczy dyrektor Pietura i dodaje, że wszystkie próbki są badane w wojewódzkiej oraz powiatowej stacji w Lublinie. – Wyniki mają być znane w najbliższym czasie i mam nadzieję, że pozwolą ustalić co było przyczyną zatrucia. Uczestnicy szkolenia przyjechali z różnych części Polski, więc poinformowaliśmy stacje sanitarno-epidemiologiczne działające w miejscu ich zamieszkania, żeby objęły te osoby nadzorem epidemiologicznym – informuje Piotr Pietura.
Do czasu wyjaśnienia przyczyny zatrucia stołówka będzie zamknięta. – Zostanie otwarta dopiero po przeprowadzeniu dezynfekcji, a także uzyskania ujemnych wyników badania na nosicielstwo u personelu i jednoznacznym potwierdzeniu, że nie ma zagrożenia dla zdrowia – mówi dyrektor Pietura.