W czerwcu wyrzucił ją ze swojego gabinetu. Kobieta opiekowała się grupą uczniów, którzy przyjechali do Puław na wymianę.
Lekarz żądał od niej opłaty za udzielone świadczenia. Kobieta miała ze sobą polisę ubezpieczeniową, a w dodatku ubezpieczyciel telefonicznie potwierdzał, że zapłaci faktury za leczenie. Ale lekarz żądał gotówki. Jak relacjonowała Białorusinka, kazał jej "wynosić się” ze swojego gabinetu. Zastraszona kobieta zapłaciła 178 zł.
Poszła do I Liceum Ogólnokształcącego, które organizowało wymianę. Kobieta była roztrzęsiona. – Nie chodzi tutaj o pieniądze, ale o zachowanie lekarza. Przecież można to było wytłumaczyć albo zadzwonić do nas, do szkoły. Sąsiadujemy ze szpitalem przez ulicę – mówiła po zajściu Beata Trzcińska-Staszczyk, dyrektor szkoły.
Tuż po awanturze, ordynator szpitalnego oddziału ratunkowego poszedł na urlop. Dyrektor placówki obiecała, że wyjaśni sprawę, gdy tylko lekarz wróci do pracy. Dotrzymała słowa. – Pan doktor, jako ordynator SOR, przeprosił opiekunkę chłopca. Wysłano też pismo do dyrekcji liceum. Pan doktor został zdyscyplinowany – informuje Jolanta Herda, dyrektor SPZOZ Puławy.
Ale chociaż pacjent z Białorusi miał polisę, to dyrektor szpitala podkreśla, że pieniądze za leczenie zostały przyjęte zgodnie z prawem. – Opłata została pobrana zgodnie z procedurami i obowiązującymi zarządzeniami, została zarejestrowana w kasie fiskalnej – tłumaczy Herda.
Wcześniej dyrektor szpitala tłumaczyła, że polisa była napisana po białorusku, a w szpitalu nie było osoby, która znałaby ten język.