(fot. PSP / archiwum)
Gdy wybucha pożar, naturalną reakcją wielu osób jest chęć niesienia pomocy osobom, które znalazły się w niebezpieczeństwie. Niestety, czasami bohaterska odwaga nie wystarcza. O podejmowanym w takich przypadkach ryzyku mówi rzecznik PSP w Puławach, Krzysztof Morawski.
Do naszej redakcji trafił mail od „strażaka-ochotnika”, który skrytykował niektóre wypowiedzi z-cy komendanta Państwowej Straży Pożarnej w Puławach i rzecznika tej jednostki, bryg. Krzysztofa Morawskiego. Chodzi m.in. o kilka zdań wypowiedzianych w kontekście tragicznego w skutkach pożaru (zginęła jedna osoba), jaki na początku lutego wybuchł w kazimierskim „Batorym”.
– Przypadkowi świadkowie zdarzenia próbowali podjąć jakąś akcję ratunkową, ale niestety, jeśli są to osoby nieprzygotowane odpowiednio, taka akcja nie ma żadnych szans na powodzenie. Co najwyżej można narazić swoje życie i zdrowie – powiedział bryg. Morawski dla jednego z lokalnych mediów.
Według naszego czytelnika, taka wypowiedź nie powinna paść. – Nie można w ten sposób wypowiadać się o osobach niosących pomoc w tak traumatycznej sytuacji – napisał mężczyzna, który mógł być jednym z uczestników akcji.
O komentarz zapytaliśmy rzecznika puławskiej PSP. Czy zdaniem straży, akcje podejmowane spontanicznie przez świadków pożarów są z góry narażone na niepowodzenie?
– Ja miałem wtedy na myśli tamtą, konkretną sytuację. Pożar w Kazimierzu Dolnym był rozwinięty tak bardzo, że bez przygotowania, czyli bez odpowiedniego ubrania ochronnego, ochrony dróg oddechowych i sprzętu gaśniczego, z uwagi na bardzo wysoką temperaturę, nie dało się tej kobiecie pomóc. Ludzie, którzy wybili okno i jako pierwsi próbowali za pomocą wiader z wodą gasić pożar, naprawdę ryzykowali swoim życiem – mówi bryg. Krzysztof Morawski, który zapewnia, że nie chciał nikogo swoją wypowiedzią urazić.
– Znam wiele przypadków, kiedy akcje przeprowadzane przez osoby postronne, przed przybyciem na miejsce służb, kończyły się powodzeniem. Ludzie, którzy się ich podjęli, ryzykując, ratowali życie innych. Dlatego jeśli moja wypowiedź została źle odebrana, śmiało mogę za nią przeprosić – dodaje rzecznik puławskiego PSP.
Jak podkreśla z-ca komendanta, większość tego rodzaju historii niesie ze sobą ryzyko. Chodzi jednak o to, żeby zachowywać rozsądek.
– W niektórych przypadkach, mimo zadymienia, da się wejść do środka i wyprowadzić osoby zagrożone. Istnieją jednak takie sytuacje jak ta z „Batorego”, kiedy temperatura była na to zbyt wysoka. Czasami pożar jest na tyle rozwinięty, że nawet strażacy wyposażeni w ochronne ubrania nie są w stanie wejść. Wtedy osoby niosące pomoc, mimo szczerych chęci, po prostu nie mają żadnych szans – przyznaje.