Rosnące koszty utrzymania oświaty skłaniają władze gminy Końskowola do szukania oszczędności. Jednym z pomysłów jest rezygnacja z finansowania kuchni w dwóch szkołach podstawowych. Przeciwko cateringowi opowiadają się rodzice, apelując o pozostawienie tradycyjnych obiadów.
Szukając oszczędności, gminy decydują się na coraz drastyczniejsze kroki, nie oszczędzając nawet szkolnych stołówek. W gminie Końskowola, która do oświaty dokłada 7 mln zł rocznie, lokalne władze przymierzają się do rezygnacji z utrzymywania kucharek w dwóch szkołach podstawowych: w Końskowoli i Starym Pożogu.
Czy kuchnie zostaną zamknięte?
– Będziemy o tym rozmawiać podczas kwietniowej sesji poświęconej sytuacji w oświacie. Nie chcemy niczego narzucać, ale obecnie to wygląda tak, że wszyscy mieszkańcy gminy w swoich podatkach zrzucają się poniekąd na to, żeby obiady w tych dwóch szkołach kosztowały około 3 złotych. Rodzice płacą jedynie za tzw. wsad do kotła, a gmina do stołówek dopłaca 870 tys. zł rocznie – tłumaczy Mariusz Majkutewicz, zastępca wójta Końskowoli.
Według władz gminy, ten system podziału kosztów, przy rosnących wynagrodzeniach nauczycieli i braku nadziei na zauważalny wzrost subwencji oświatowej, nie będzie mógł zostać utrzymany w dłuższej perspektywie.
– Musimy szukać oszczędności, chociaż podkreślam, że nie za wszelką cenę – zaznacza Majkutewicz.
Informacje o możliwym zwolnieniu kucharek i zastąpieniu ich firmą cateringową zmroziło rodziców dzieci w Starym Pożogu. Mieszkańcy w ciągu zaledwie kilku dni zebrali 110 podpisów pod petycją sprzeciwiającą się zamknięciu kuchni. Wśród osób, które pomagały w jej złożeniu była Sylwia Jagielska, jedna z mam.
– Nasze obawy budzi spodziewany spadek jakości oferowanych posiłków, wzrost ich ceny, a także utrata wpływu na to, co do jedzenia będą dostawały nasze dzieci. Jeśli koszt obiadu będzie dwukrotnie wyższy, nie wszystkich rodziców będzie na to stać. Poza tym szkolna kuchnia gotuje zdrowe, przygotowywane na miejscu dania, na które nikt się nie skarży. Nie chcemy tego zmieniać – przekonuje nasza rozmówczyni.
– Nie zostawimy dzieci głodnych – zapewnia zastępca wójta, przypominając, że uboższe rodziny mogłyby w takim przypadku liczyć na dotacje z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. To byłoby jednak uzależnione od przyjętych kryteriów dochodowych.
Lokalne władze rozważają różne rozwiązania, m.in. pośrednie pomiędzy typowym cateringiem, czyli dostarczaniem obiadów przez zewnętrzną firmę np. w termosach, a tradycyjną kuchnią. Chodzi o podpisanie umowy z nowym podmiotem, który założyłyby kucharki z obydwu wskazywanych szkół. W tej sytuacji nowa firma swoje obiady oferowałyby w cenach komercyjnych ponosząc jednocześnie pełne koszty działalności. Koszt obiadu mógłby wzrosnąć nawet kilkukrotnie, ale jego jakość powinna zostać na tym samym poziomie. Czy możliwe jest pozostawienie obecnego systemu bez zmian? Zdaniem urzędników tak, ale nie na długo. Chyba, że skokowo wzrośnie subwencja, ale na to się nie zanosi.