Widok skrajnie wychudzonej suczki zaniepokoił sąsiadów, którzy zaalarmowali puławską fundację prozwierzęcą "Przyjazna Łapa". Wolontariuszki w czwartek udały się pod wskazany adres i odebrały czworonoga właścicielowi. Mela trafiła do puławskiej lecznicy weterynaryjnej.
Puławski "Zwierzakobus" tym razem udał się do Dęblina. Wolontariuszka fundacji, w asyście miejscowej weterynarz, zastała na miejscu zadbaną, dość bogatą posesję z idealnie przystrzyżonym trawnikiem oraz skrajnie wychudzonego, schorowanego psa.
Suczka Mela kilka tygodni wcześniej przestała jeść. Miała poważne problemy z trawieniem. Jej stan pogarszał się z dnia na dzień. Zwierzę cierpiało, ale jego właściciel postawił na bezczynność. Mimo tego, że zdawał sobie sprawę z poważnej choroby swojego czworonoga, nie zabrał go do weterynarza. Czekał aż umrze. Suczka w niecały miesiąc straciła połowę swojej wagi.
Okazało się, że nie była ani odrobaczana, ani szczepiona przeciwko wściekliźnie. Weterynarza nie widziała od lat, mimo tego, że najbliższy gabinet jest w okolicy. Miała na sobie kleszcze i pchły. Była również poważnie zarobaczona. Znajdowała się na skraju wyczerpania.
- Jej właściciel otrzymał od nas reprymendę. Zrzekł się Meli na rzecz naszej fundacji. Uważam, że to, co zrobił, kwalifikuje się jako znęcanie nad zwierzętami. Nieudzielenie pomocy psu w takim stanie to złamanie prawa - mówi Karolina Stępień, wiceprezes "Przyjaznej Łapy". - Wystąpimy o ukaranie tego mężczyzny. Takie postawy nie powinny być tolerowane w społeczeństwie - dodaje.
Mela tego samego dnia trafiła do lecznicy weterynaryjnej przy ul. Norwida w Puławach. Lekarze zdiagnozowali silną anemię, poważne odwodnienie i szmery w sercu. Do tego zapalenie przewodu pokarmowego i problemy z trzustką. W piątek stan zwierzęcia pogorszył się jeszcze bardziej. Szanse na powrót Meli do zdrowia pozostają niewielkie.