Dwiema karetkami nie ma kto jeździć, do pacjentów wysyłana jest tylko jedna. W takich warunkach szpital w Bychawie musi obsłużyć sześć gmin. Wszystko z powodu sporu o wyższe płace dla ratowników medycznych. – To dyktat – komentuje wicestarosta.
– Ta sytuacja nie może tak dłużej wyglądać – mówi Piotr Derkaczew, dyrektor bychawskiego szpitala. – Musimy znaleźć jakiś złoty środek. W tym momencie, kiedy na zwolnieniach lekarskich jest 12 z 25 ratowników, a część przebywa na urlopie, skompletowanie obsady dobowej dla jednej karetki graniczy z cudem.
W czwartek rano dłużej musiał zostać w pracy ratownik z nocnego dyżuru, bo początkowo nie było pracowników na kolejny.
Problemy wynikają stąd, że ratownicy medyczni poszli na zwolnienia lekarskie, bo w ten sposób walczą o wyższe płace. – Nie zgadzamy się na nową siatkę płac wynikającą ze znowelizowanej ustawy o najniższych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia, która jest dla naszego zawodu bardzo krzywdząca – stwierdza Mateusz Martyna, przewodniczący związku zawodowego „Jesień 2009”.
Z ustawy wynika, że wynagrodzenie zasadnicze ratownika medycznego po studium medycznym to 3772 zł brutto, a po licencjacie 4158 zł brutto. Dla związkowców te stawki są nie do przyjęcia. – Dyrektor może jednak wprowadzić inne kwoty własnym zarządzeniem – podkreśla Martyna.
Protestujący chcą 5000 zł brutto wynagrodzenia zasadniczego oraz przywrócenia 30 proc. dodatku wyjazdowego. Oczekują też dodatków dla kierowcy i lidera zespołu wyjazdowego oraz dodatku za wyjazd w zespole dwuosobowym. Chcą podniesienia stawki godzinowej dla ratowników medycznych na kontraktach z 27 do 50 zł brutto.
– Dyrektor zna nasze postulaty płacowe i oczekujemy, że się do nich odniesie. Jak na razie nie padły jednak z jego strony żadne propozycje – mówi przewodniczący związku.
Lubelskie starostwo, któremu podlega szpital, deklaruje gotowość do rozmów, ale jednocześnie krytykuje protestujących.
– Kompletnie nie rozumiem postępowania tego związku zawodowego. Począwszy od 18 lipca, w ciągu dwóch dni okazuje się, że 11 ratowników idzie na zwolnienia lekarskie, a pismo z postulatami pojawia się dopiero trzy dni później. To nie jest gotowość do rozmów tylko dyktat – komentuje wicestarosta Andrzej Chrząstowski. – Szpital ma zadłużenie przekraczające 20 mln zł, a żądania ratowników są bardzo kosztowne. W innych szpitalach też toczą się rozmowy płacowe, ale nikt nie naraża pacjentów i karetki jeżdżą normalnie.
Sytuacja jest patowa. – W środę uzgodniliśmy z przewodniczącym związku zawodowego, że zaczniemy rozmowy, a jednocześnie zapewnił mnie, że ratownicy powrócą do pracy. Niestety już po spotkaniu zaczęły się pojawiać kolejne zwolnienia lekarskie. Nie wiem jak będzie wyglądał kolejny dzień – mówi szef szpitala. Dodaje, że ratownicy spoza Bychawy nie są zainteresowani pracą w jego placówce, „żeby nie narazić się na ostracyzm”.