Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
Czesław Lang to człowiek, który sprawił, że co roku miliony Polaków mogą obserwować w swoich miastach walkę najlepszych kolarzy świata. W tym roku Tour de Pologne, po wielu latach nieobecności, zagości w Lublinie.
• 15 lat temu rozpoczynał pan swoją inwestycję w Tour de Pologne. Co pan chciał wtedy osiągnąć?
- Chciałem zrobić z polskiego wyścigu imprezę rangi światowej. Ścigałem się wiele lat na Zachodzie i zawsze marzyłem o stworzeniu w naszym kraju imprez podobnych do tych we Francji, Włoszech czy Hiszpanii.
• Jakie były największe problemy organizacyjne w ciągu tych 15 lat?
- Zdecydowanie jest to problem pieniędzy, a raczej ich braku. Wyścig organizowany jest tylko ze środków uzyskanych od sponsorów. Nie mamy żadnych dotacji i zresztą się o nie staramy. Jest to ogromne przedsięwzięcie i zamknąć budżet nie jest łatwo. Co roku podwyższamy poziom naszego Touru i trzeba przyznać, że nagrody również są coraz wyższe. W tym roku przeznaczyliśmy na nie 200 tys. euro. A budżet całego wyścigu wynosi 3 mln euro. Mam jednak dużą satysfakcję, bo należymy do największych imprez kolarskich na świecie.
• Jakie są różnice między naszym wyścigiem, a największymi tourami?
- Organizacyjnie nie ma między nami różnic. Wiadomo, że nasz wyścig jest krótszy. Tour de France czy Giro d`Italia mają 21 etapów, a my tylko 7. Jednak wydaje mi się, że jesteśmy bardziej gościnni i mamy lepsze oznakowanie tras. Jedyne, czego nie mamy, to takie góry jak Alpy. Naszym atutem są rundy, które dzięki nam stają się już popularne na Zachodzie. Pozwalają one na wprowadzenie kolarstwa do miast i pokazanie go szerszej publiczności.
• Który etap jest najtrudniejszy?
- Zdecydowanie będzie to 6 odcinek, gdzie mamy 7 górskich premii, ale aż 9 trudnych podjazdów. Jest to jedyny etap, gdzie nie ma rund, gdyż w górach peleton zwykle przyjeżdża rozciągnięty i mogłoby to doprowadzić do dublowania zawodników.
• Kolarstwo ma duży problem z dopingiem. Jakie sankcje przewidują organizatorzy Tour de Pologne?
- Nie zajmujemy się stroną dopingu. Od tego są specjalni komisarze. Mają oni prawo o każdej porze dnia i nocy skontrolować zawodników. Ze swojej strony musieliśmy na miesiąc wcześniej podać m.in. nazwy hoteli, w których zakwaterowane będą zespoły. Kolarstwo to jedyny sport, w którym zawodnicy maja tzw. paszport biologiczny. Przy określaniu, czy kolarz jest na dopingu czy nie, patrzy się przede wszystkim na jego walory naturalne. Jeżeli ktoś przez całe życie miał niski poziom testosteronu, a nagle ma wysoki, to znaczy, że najprawdopodobniej coś wziął. Walka z dopingiem jest skuteczna, a kary dla oszustów są bardzo wysokie. Ze swojej strony organizujemy i finansujemy badania przeprowadzone w czasie wyścigu.
• A jak wygląda pański dzień na Tour de Pologne?
- To bardzo pracowity dzień. Wstaję zwykle o 6 i sprawdzam przygotowanie poszczególnych ludzi. Kontroluję scenografię na starcie. Dzwonię na metę dowiedzieć się czy wszystko jest "ok”. Później przyjmuję meldunki z trasy. Dopiero potem mam czas na szybkie śniadanie. Następnie czeka mnie odprawa z sędziami i rozmowa z telewizją. Bezpośrednio potem następuje uroczysty start etapu. Po nim wsiadam w samochód, chwilę jadę z wyścigiem i następnie podążam na miejsce mety, gdzie godzinę przed finiszem siadam wśród kibiców i opowiadam im, jak wygląda peleton od środka. Po wyścigu mam jeszcze mnóstwo pracy: dekoracja, konferencja prasowa, spotkanie z władzami miasta.
• Czy myśli pan o wydłużeniu wyścigu?
- Od przyszłego roku będzie 8 etapów, a sam wyścig zacznie się 2 sierpnia. Jest to lepszy termin dla kibiców, którzy wracając z plaży będą mogli zasiąść przed telewizorami i obejrzeć relację z Touru. Meta będzie wyznaczona około dwóch godzin później. Będziemy również bardziej atrakcyjni dla kolarzy, bo nasz wyścig nie będzie pokrywał się z Vuelta a Espana. Zaczniemy 10 dni po zakończeniu Tour de France, a zakończymy kilka dni przed rozpoczęciem Tour of Benelux.
• Kto jest pana faworytem do zwycięstwa w Tour de Pologne?
- Jest to ciekawy wyścig i ciężko jest wytypować jednego faworyta. Przyjeżdżają bracia Schleckowie, Cadel Evans czy Fabian Cancellara. Wyścigi w ostatnim czasie są bardzo nieprzewidywalne, a w największych tourach decydują niuanse i występują sekundowe różnice.
• A Polacy mają największe szanse na zaistnienie w Tour de Pologne?
- Z pewnością powinien to być Sylwester Szmyd, który pokazał, że umie walczyć z najlepszymi. Ciekawi mnie tylko jak Sylwek sprawdzi się jako lider Lampre, bo dotąd był jedynie pomocnikiem. Z pewnością walczyć będzie Darek Baranowski, który ma bardzo duże doświadczenie. Ze sprinterów powinien się liczyć Krzysztof Jeżowski. Najważniejsze jest to, żeby Polacy walczyli, a nie odstawali na wszystkich górkach. Szkoda, że nie jedzie Przemek Niemiec i Tomek Miarczyński. Liczę na dobry występ naszej reprezentacji podczas drużynowej jazdy na czas w Warszawie. To są 4 kilometry, a trasa jest znana. Mam nadzieję, że Polacy nauczyli się jej na pamięć i automatycznie będą wchodzić w zakręty.
• Co sądzi pan o absencji polskich olimpijczyków w Tourze?
- Rozmawiałem z nimi i mówili, że chcą się dobrze przygotować do Mistrzostw Świata. Ale czy Cancellara nie chce dobrze przygotować się do Mistrzostw? Chce, dlatego będzie startował w Polsce. Brakuje mi u naszych kolarzy dumy narodowej. Włosi biją się o start w Giro d`Italia, Francuzi walczą do końca o nominacje na Tour de France, a my rezygnujemy ze startu w naszym narodowym wyścigu. Jeżeli nie ma się w sobie dumy narodowej i chęci pokazania się to nie można wygrać. Mentalność zwycięzcy się kreuje, a Przemek Niemiec miał niepowtarzalną szansę, aby być liderem grupy, która pracowałaby na niego. Mam nadzieję, że Piotr Wadecki wie co robi. Jeżeli Polacy spiszą się słabo, to wspólnie będziemy go krytykować.
• Czy zdradzi Pan plan trasy na kolejne lata?
- Z doświadczenia wiemy, że najlepiej jest jak dana trasa jest powtarzana 2 lata z rzędu. Wtedy kibice z chęcią przychodzą na trasę. Jeden drugiemu przekaże pozytywną opinię i już tworzy się grupka fanów. Zapewne będziemy zwracać się do władz Lublina z zapytaniem o chęć organizacji Touru w przyszłym roku. Ale na to przyjdzie czas później. Marzymy o tym, aby w 2010 r. nasz wyścig zagościł we Lwowie.