(fot. Radosław Szczęch)
Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska nałożył na byłego dzierżawcę ciepłowni w Dęblinie 9 mln zł kary za emisję spalin wykraczającą poza wykupione zezwolenia. Przedsiębiorstwo skierowało sprawę do sądu, ale to nie koniec kłopotów.
Gdyby Lubrem zapłacił 9 mln zł to byłaby to najwyższa kara związana z przekroczeniem emisji zanieczyszczeń, jaką kiedykolwiek nałożył lubelski WIOŚ. I wcale nie chodzi o to, że ciepłownia (zarządzana do końca kwietnia 2019 r. przez Lubrem), nagle zwiększyła ich ilość. Kara wzięła się stąd, że spółka nie wykupiła na czas tzw. uprawnień do emitowania dwutlenku węgla na rok 2017.
Dlaczego tego nie zrobiła? – Dlatego, że ich cena bardzo szybko wzrosła o kilkaset procent. To stało się w ciągu jednego miesiąca. Z tego samego powodu w kłopoty popadło wiele firm, nie tylko nasza. Nie byliśmy w stanie ponieść takich kosztów – tłumaczy Kazimierz Dębski z zarządu Lubremu. Jak przekonuje, przy takich cenach certyfikatów, dalsza działalność w Dęblinie stała się nieopłacalna, w związku z czym firma zrezygnowała z prowadzenia ciepłowni.
Mieszkańcy miasta nie muszą martwić się jednak o zimne kaloryfery. Zakład leży na terenie zarządzanym przez Agencję Mienia Wojskowego, która po rezygnacji Lubremu, podpisała umowę z jej nowym dzierżawcą. Ciepłownię prowadzi obecnie państwowa spółka PGNiG Termika Energetyka Rozproszona. Ta jednak nie przejmie zobowiązań od poprzedników.
– Nasza spółka nie jest następcą prawnym poprzedniego dzierżawcy Centralnej Ciepłowni w Dęblinie i nie odpowiada za jego zaległe zobowiązania finansowe – informuje Mariusz Orzełowski, rzecznik prasowy PGNiG Termiki.
Jak zapewnia, dęblińska ciepłownia pozostaje bezpieczna dla środowiska. – Dotrzymujemy dopuszczalne wielkości emisji określone w pozwoleniu – mówi Orzełowski.
Obecnie Lubrem walczy o to, by nie płacić astronomicznej, jak na swoje finansowe możliwości kary (9 mln zł). Najpierw odwołał się do Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, ale ten decyzję lubelskiego WIOŚ-u utrzymał w mocy.
– Skierowaliśmy więc sprawę do sądu. Zajmie się nią WSA w Warszawie – informuje prezes Dębski. Jego zdaniem firma nie popełniła błędu, a winą za to, co się stało był drastyczny i zaskakujący wzrost kosztów pakietów emisyjnych.
Takie tłumaczenie nie wzrusza jednak lubelskich urzędników, którzy tłumaczą, że nie mieli innego wyjścia.
– Wiemy, że wysokość kary może wydawać się niewspółmierna do przewinienia, ale takie są przepisy, a my musimy działać zgodnie z literą prawa – mówi Grzegorz Uliński, kierownik wydziału inspekcji WIOŚ. – Naszym zdaniem ciepłownia miała czas na to, żeby te certyfikaty wykupić w niższej cenie – dodaje.
Co ciekawe, kara o której mowa, czyli 9 mln zł, dotyczy roku 2017. Lubrem co prawda zdążył już wykupić za tamten rok zaległe pozwolenia na emisję, ale zrobił to tymi otrzymanymi na rok 2018. W związku z tym historia wkrótce może się powtórzyć.
– Wysokość nowej kary będziemy znali w ciągu miesiąca, ale biorąc pod uwagę dane, którymi dysponujemy, wygląda na to, że będzie ona jeszcze wyższa – zapowiada Uliński.
Bez względu na to, jak potoczą się losy Lubremu, w związku z rosnącymi kosztami pozwoleń emisyjnych, cały sektor ciepłowniczy czekają kłopoty. Z roku na rok kurczy się ilość darmowej emisji, w związku z czym, zakłady muszą wydawać więcej na legalizację tej pozostałej. Jeśli zrezygnują z zakupów, czekają ich horrendalne kary. Wyjściem może być zmiana technologii na gaz lub biogaz, co z kolei pociąga za sobą koszty inwestycyjne. Ostatecznie wszystko to odbije się na wysokości naszych rachunków.