W minioną sobotę Motor pokonał na własnym boisku Tura Turek, a poprzedni sukces odniósł... 30 kwietnia, kiedy zwyciężył Pelikana Łowicz.
Trener Ryszard Kuźma i jego zawodnicy złapali lekki oddech. Ostatnie zwycięstwo, tak długo wypatrywane przez sympatyków zespołu, powinno trochę poprawić atmosferę. Ale o spokoju nie ma mowy, a straty wciąż trzeba odrabiać. Szkoleniowiec szuka także innych rozwiązań kadrowych.
W sobotę w podstawowej "jedenastce” ponownie pojawił się Paweł Maziarz. Od pierwszej minuty zagrali Jarosław Pacholarz oraz Łukasz Misztal. Wśród pozostawionych w odwodzie znaleźli się m.in. Rafał Król oraz Janusz Iwanicki. Ten drugi miał odegrać szczególną rolę w konfrontacji z Turem.
Wyjściowy skład gospodarzy musiał się mocno napracować, chociaż efekty jego wysiłków nie były zbyt imponujące. Przyjezdni uważnie grali w defensywie, czekając na okazje do kontr. I trzeba przyznać, że kilka akcji Tura było ciekawie rozwiązanych.
Na szczęście, rywalom brakowało precyzji przy ich wykańczaniu. W 3 min zrobiło się bardzo gorąco na lubelskim polu karnym. Po centrze Przemysław Mierzwa tylko musnął piłkę, która spadła pod nogi Łukasza Cichosa. Najlepszy snajper ekipy gości i czołowy strzelec I ligi (5 goli) uderzył bez namysłu, trafiając w... poprzeczkę. Szanse na pokonanie lubelskiego bramkarza miał też Paweł Olszewski. On także nie wykorzystał dwóch dogodnych sytuacji.
Motor odgryzł się kilkoma dośrodkowaniami, ale to było stanowczo za mało, aby zaskoczyć przeciwników. W tej fazie spotkania bardzo aktywny był Marcin Popławski, który indywidualnymi akcjami próbował rozerwać obronę Tura. Trzeba przyznać, że nasi napastnicy nie mogli liczyć na podania otwierające drogę do bramki, dlatego kapitan Motoru musiał brać się za rozgrywanie.
Poprawa nastąpiła, kiedy trener Kuźma dokonał pierwszej zmiany. Tuż po przerwie Krzysztofa Lipeckiego, który w kolejnym spotkaniu nie wnosił zbyt wiele do poczynań w środkowej strefie, zmienił Rafał Król. Bardziej skoncentrowani lublinianie przystąpili do śmielszych ataków. - W szatni nie mieliśmy ostrej rozmowy. Wręcz przeciwnie, chciałem, aby zespół się uspokoił i zaczął walczyć z większą konsekwencją - powiedział szkoleniowiec lublinian.
W 62 min w znakomitej sytuacji mógł znaleźć się Maziarz, ale nie opanował piłki. Chwilę później do pustej bramki strzelał z 5 metrów Artur Bożyk. Szkoda, że obrońca gospodarzy był bardzo odchylony i piłka poszybowała wysoko nad poprzeczką. Gra Motoru nabrała większych rumieńców, kiedy na murawie pojawił się Janusz Iwanicki, będący jednym z jaśniejszych punktów drużyny z Al. Zygmuntowskich. Jego szybkie akcje komplikowały życie gości, a w 83 min pogrążyły rywali.
Iwanicki początkowo stracił futbolówkę, ale niepewna interwencja obrońcy Tura sprawiła, że szybko ją odzyskał i zdecydował się na strzał z około 20 metrów. Uderzenie piłkarza Motoru było przedniej marki, precyzyjne i gospodarze objęli prowadzenie. Kiedy sędzia odgwizdał koniec spotkania w lubelskim obozie wybuchła euforia. Długo tłumione emocje wreszcie znalazły ujście. Oby sobotni wynik zwiastował nadejście lepszych dni. Trzeba się też spodziewać uzupełnienia kadry o kolejnych piłkarzy.
Motor Lublin - Tur Turek 1:0 (0:0)
Motor: Mierzwa - Zawadzki, Bożyk, Ptaszyński, Misztal - Maziarz, Lipecki (46 R. Król), Żmuda - Pacholarz (75 Kowalczyk), Popławski, K. Król (64 Iwanicki).
Tur: Sabela - Grabowski, Imbiorowicz, Madera, Topolski, Olszewski, Bieniek (74 Derbich), Pruchnik (81 Różycki), Łągiewka (71 Adamski), Kubowicz, Cichos.
Żółte kartki: Zawadzki (M) - Łągiewka, Topolski, Kubowicz (T)
Sędziował: Dariusz Giejsztorewicz (Suwałki).
Widzów: 1000.