Stal pomału dźwiga się z dołka, a Hetman wciąż sam dla siebie stanowi zagadkę.
W 14 kolejce obaj nasi drugoligowcy będą dysponować atutem własnego boiska. Tylko czy to wystarczy...
W niedzielę zamościanie dostali zasłużone lanie w Stróżach. Zaprezentowali się przy tym szczególnie słabo w drugiej odsłonie spotkania, w której popełnili wszystkie z możliwych boiskowych grzechów.
Do głównych przewinień zamojskiej jedenastki należy nieskuteczność. Owszem, Hetman stwarza sobie sytuacje podbramkowe, lecz w zupełnie niezrozumiały sposób je marnotrawi. Sam za to traci gole w dziecinny sposób. Pozostaje mieć nadzieję, że ostatnia lekcja zostanie odrobiona przed spotkaniem z ŁKS Łomża, bo na nonszalancję i wiarę, że "jakoś to będzie”, nie ma co liczyć.
Zdaje się, że łomżanie zwietrzyli tani łup i przy swoich wcale niemałych kłopotach finansowych, postanowili nadszarpnąć budżet i zmaksymalizować możliwe zyski. Dlatego wybrali się do Zamościa w przeddzień spotkania.
Na porywające widowisko nie ma powodu się nastawiać. Przyjezdnych będzie satysfakcjonował nawet jeden punkt, więc tym chętniej zamurują bramkę. Z kolei Hetman będzie musiał "obsłużyć” przyjezdnych zaledwie dwoma młodzieżowcami. W kadrze zabraknie również kartkowicza Serge'a Kiemy i Radosława Mikołajka. Pod znakiem zapytania stoi ponadto występ Andrzeja Wachowicza.
Kadrowego błogostanu nie ma także w Poniatowej. Grzegorz Komor jeszcze długo nie będzie mógł skorzystać z Bartłomieja Mazurka, a ile znaczy dla Stali ten zawodnik wiedzą najlepiej kibice, którzy przed meczem z Przebojem będą bić się na aukcji o jego koszulkę.
Tymczasem ich idol przeszedł w ubiegłym tygodniu operację łękotki. - Bartka jeszcze długo nie zobaczymy w meczu o punkty. Dopiero za miesiąc wróci do treningów. Z naszą siłą rażenia nie jest najlepiej, ale trzeba sobie jakoś radzić. Potrzebujemy zwycięstwa - mówi Grzegorz Komor, który przyznaje, że szczególną uwagę trzeba będzie poświęcić napastnikom w Wolbromia.
- To piłkarze na dobrym poziomie. Ankowski i Rak udowodnili, że potrafią strzelać. Nie oznacza to, że się asekurujemy. Trzeba wierzyć we własne umiejętności i walczyć, nie kłaść się na boisku - uważa Komor.