Nic dziwnego, że wielkiej radości w Poniatowej nie było. Ku pokrzepieniu serc przypominano jednak ludowe porzekadło o ziarnkach i miarce. Na razie w piłkarskiej miarce poniatowian jest osiem ziarenek, ale jest również nadzieja, że pojawią się kolejne.
Przeciwko Sokołowi zabrakło armat. Duet Butkiewicz - Jabłoński nie miał nawet jednej klarownej sytuacji strzeleckiej, a etatowy napastnik "żółto-niebieskich” Bartłomiej Mazurek, który dzisiaj przejdzie operację łękotki, mógł jedynie wspierać swoich kolegów z trybun.
Na szczęście goście również nie zagrażali bramce Judkowiaka, choć raz, w drugiej odsłonie, po rzucie wolnym i zgraniu głową napastnika Sokoła, piłka prześlizgnęła się po poprzeczce.
- Zabrakło również czterech innych podstawowych zawodników. Nie było ani Szczawińskiego, ani Nowaka - wyliczał trener Grzegorz Komor i dodawał: To był mecz z gatunku tych nielubianych przeze mnie. Oba zespoły nie prowadziły gry, trudno było doczekać się wymiany choćby czterech podań. Była za to gra długą piłką, szarpanie w środku pola i sporo stałych fragmentów, z których niewiele wynikało. U nas brakowało zwyczajnie siły ognia. Biorąc pod uwagę nasze bolączki wypada być zadowolonym z remisu - mówi opiekun poniatowian.
W następnej kolejce Stal zmierzy się z Sandecją. - Znam tą drużynę i pojedziemy w Beskid Sądecki bradzo dobrze przygotowani. Na pewno każdy będzie wiedział, co ma robić na boisku, a walczyć trzeba z każdym, bo nie ma się kogo bać - uważa szkoleniowiec Stali.
Stal Poniatowa - Sokół Aleksandrów Łódzki 0:0
Sokół: Słowiński - Golański, Ziółkowski, Brodecki, Wrześniński, Słyścio, Turek, Olejniczak, Świętosławski (90 Szybrych), Gajewski (64 Grącki), Bartos (84 Krzęsiara).
Żółte kartki: Ziółkowski, Brodecki, Olejniczak (Sokół). Sędziował: Marek Bilmin (Podlaski ZPN). Widzów: 400.