Rozmowa z Mateuszem Lutym pilotem bobslejowym AZS UMCS Lublin
• W jaki sposób trafił pan do AZS UMCS Lublin?
- Duża w tym zasługa Rafała Koszyka, z którym kiedyś razem jeździłem w drużynie. On później przeszedł do skeletonu, a teraz jest moim managerem. On mi bardzo pomógł. Dzięki niemu mogłem kontynuować treningi i marzyć o Igrzyskach. Uzyskanie kwalifikacji było bardzo trudne. Głównym problemem były jednak pieniądze, a raczej ich brak. Na szczęście pomocna dłoń Akademickiego Centrum Szkolenia Sportowego w Lublinie pozwoliła mi na kontynuowanie przygotowań do Igrzysk.
• Słyszałem, że kontynuuje pan tradycje rodzinne. Proszę o tym nieco więcej opowiedzieć.
- Mój start w Igrzyskach Olimpijskich jest spełnieniem marzeń mojego dziadka. Jestem trzecim pokoleniem w rodzinie, które dostąpi zaszczytu udziału w tej imprezie. Najpierw był mój dziadek, później wujek, a teraz ja.
• Fakt, że w Polsce nie ma toru nie ułatwia przygotowań?
- Oczywiście. Jest to zwłaszcza problem pod względem finansowym. Musimy wyjeżdżać poza granice Polski, opłacać tam noclegi i ślizgi. Poza tym to ogranicza ten sport, bo młodzi nie mają, gdzie się uczyć.
• Z którym startem wiąże pan większe nadzieje?
- Z dwójką. Mamy w niej lepszy sprzęt, a to w tym sporcie jest bardzo istotne. Krzysztof Tylkowski który ze mną jeździ, jest świetnym rozpychającym i daje dużo mocy na starcie. W tym duecie czujemy się bardzo dobrze, co widać zresztą po wynikach. Byliśmy nawet na 9 miejscu w Altenbergu. Naszym celem na Pjongczang jest miejsce w pierwszej 10. Mocno w to wierzymy, chociaż wiele zależy jaki sprzęt wyciągną z kontenerów nasi rywale.
• Plany czwórki są mniej ambitne.
- Tak, ale cieszymy się z nowego sprzętu. Szkoda tylko, że dostaliśmy go dopiero w połowie grudnia. Nie jest on może najnowszy, ale i tak lepszy od poprzedniego bobsleja. Zobaczymy, jak będzie spisywał się w Korei. W czwórce za dobry wynik uznam miejsce w najlepszej 20.
• W czwórce wystartuje pan wspólnie z Grzegorzem Kossakowskim z AZS UMCS Lublin. Czy może pan przybliżyć jego postać?
- To osoba bardzo zdeterminowana. Aby osiągnąć sukces w tym sporcie, tę cechę po prostu trzeba mieć w sobie. Miał wiele cierpliwości, bo długo czekaliśmy na właściwy sprzęt. Ćwiczyliśmy bardzo mocno, ale wiedzieliśmy, że nie mamy większych szans na dobre wyniki, bo odstawaliśmy pod względem sprzętu. Teraz karta się odwróciła i jestem pewien, że w nowym bobsleju będziemy osiągać lepsze wyniki.
• Jakie zadania w waszej osadzie ma Grzegorz Kossakowski?
- To czwarty rozpychający, który oprócz dobrego rozpędzenia bobsleja na starcie, ma nas też wyhamować na mecie. To również osoba, która kontroluje start. Musi szybko reagować na wszystkie sytuacje niemożliwe do przewidzenia. Czwarty rozpychający musi mieć spore doświadczenie, bo czasami pozostali zawodnicy pchają bobslej zbyt mocno. On musi to kontrolować i wskoczyć do niego w odpowiednim momencie.
• Czy w Pjongczangu nie zje was trema?
- Ciężko powiedzieć. Igrzyska Olimpijskie dla każdego z nas to coś nowego. Nie wiemy, co będzie z naszymi głowami. Traktuję tę imprezę jako kolejne zawody. Oczywiście, dla mnie to spełnienie marzeń, ale staram się nie przesadzać z ekscytacją.
• Jak można scharakteryzować tor w Pjongczangu?
- Tor jest przede wszystkim bezpieczny. Nie jest zbyt trudny technicznie czy szybki. Jest jednak kilka miejsc, gdzie trzeba uważać.
• Jakie czynniki decydują o wygranej w zawodach bobslejowych?
- Na ostateczny rezultat składają się trzy elementy: sprzęt, forma pilota oraz dyspozycja na starcie rozpychających. Dlatego do tego sportu najczęściej trafiają sprinterzy. Muszą być silni i umieć szybko biegać. Kiedy rozpędzą bobslej, to muszą jak najszybciej do niego wsiąść. Najpierw wskakuje pilot, a później rozpychający. Oni też zajmują swoje miejsca w określony sposób. Tylko pilot ma oparcie na plecy, reszta musi się zmieścić za mną. Drugi zawodnik w kolejności trzyma nogi pod brodą, trzeci siedzi okrakiem, a ostatni ma je również na zewnątrz.
• Jak sterować bobslejem?
- Bobslej posiada normalny układ sterowania, tylko zamiast kierownicy są dwie linki. Idealny przejazd to taki, w którym jak najmniej rusza się linkami. Każda korekta powoduje stratę, a na mecie o danym miejscu często decydują tysięczne części sekundy.
• W jaki sposób uczy się pan torów?
- Im pilot jest bardziej doświadczony, tym zna więcej torów. Na torze trzeba działać automatycznie, bo liczy się czas reakcji na każdym zakręcie. Aktualnie znam na pamięć około 10 torów.
• Tor w Pjongczangu też nie ma przed panem żadnych tajemnic?
- Byliśmy w marcu na próbie przedolimpijskiej. Pochodziłem nieco po nim i znam go na pamięć. W tym sporcie trzeba być wzrokowcem. Wskazana jest pamięć fotograficzna.
• Kto wygra zawody w Pjongczangu?
- Myślę, że nie będzie większych zaskoczeń. Liczyć się będą Kanadyjczycy, Amerykanie, Niemcy i Koreańczycy.
• Korea?
- Tak, bo oni doskonale znają swój tor. Nie muszą się liczyć w Pucharze Świata. Są u siebie i to jest ich największy atut.