ROZMOWA Z Jackiem Łączyńskim, dyrektorem sportowym Red Bull King of The Rock oraz trenerem koszykówki
- Jak ocenia pan lubelską edycję Red Bull King of The Rock?
– Bardzo lubię przyjeżdżać do Lublina, bo pamiętam wspaniałe czasy koszykówki w tym mieście. Organizacja naszej imprezy pod murami Zamku była świetnym pomysłem. Poziom był bardzo zróżnicowany. W zawodach Red Bull gra się jeden na jednego, a amatorzy mogą spotkać się z zawodowcami. Ci, którzy na co dzień nie grają profesjonalnie, mogą zobaczyć, w którym znajdują się miejscu. To bardzo wymagający turniej, bo rozegranie kilku spotkań w formule jeden na jednego jest morderczym wysiłkiem. Niektórzy, mimo że posiadali odpowiednie umiejętności, nie potrafili przezwyciężyć problemów kondycyjnych.
- Czy Dariusz Sarnacki, zwycięzca lubelskiej edycji ma szanse w finale ogólnopolskim w Warszawie?
– Oczywiście, chociaż trzeba zaznaczyć, że z każdym rokiem poziom naszego turnieju się podnosi. Cieszę się, że coraz więcej osób chce próbować swoich sił w grze jeden na jednego. Nie każdy ma w sobie tyle odwagi, żeby się u nas pojawić. Tutaj niczego nie można ukryć, bo nie ma kto ci pomóc, jeżeli przegrasz sytuację.
- Czy za rok Red Bull znowu zawita do Lublina?
– Nie mogę nic obiecać, bo ja o tym nie decyduję. Myślę jednak, że warto pojawić się znowu w Lublinie, bo to miasto z wielkimi tradycjami koszykarskimi. Pamiętam jeszcze, kiedy grałem przeciwko Startowi Lublin z Kentem Washingtonem. To był zawsze trudny przeciwnik.
- Kilkanaście dni temu zakończył się sezon Tauron Basket Ligi. Jak pan oceni minione rozgrywki?
– Faworyt nie zawiódł. Stelmet Zielona Góra od początku sezonu był typowany do mistrzostwa. On miał ogranych w Europie zawodników i wygrał zasłużenie. Za plecami zielonogórzan trwała jednak wyrównana walka. Podobały mi się takie zespoły jak Anwił Włocławek, Rosa Radom czy Energa Czarni Słupsk. Wiadomo, że takie zespoły jak Śląsk Wrocław, Trefl Sopot czy Start Lublin przeżyły w tych spore rozczarowanie. To znak, że w tych klubach muszą nastąpić zmiany. Myślę, że nie możemy za to narzekać na poziom rozgrywek. Widać, że w tej materii coś drgnęło. Nie podobają mi się za to częste zmiany w klubach. Po sezonie w wielu ekipach wymienia się większość zawodników. To sprawia, że kibice nie mogą się identyfikować z koszykarzami. Kiedyś było zupełnie inaczej.
- Ostatnio bardzo głośno mówi się o wprowadzeniu spadków z ligi. Jak pan ocenia ten pomysł?
– Kiedyś byłem za zamknięciem ligi i do tego przyznaję się. Uważałem, że kiedy nie będzie stresu na dole tabeli, to drużyny będą dużo bardziej spokojnie budowane. Niestety, obecnie zdarza się, że sporo meczów jest o przysłowiową pietruszkę, dlatego uważam, że trzeba przywrócić spadki. To zmobilizuje zespoły do lepszej gry.