ROZMOWA Z Konradem Czerniakiem, mistrzem Europy w pływaniu, najpopularniejszym sportowcem 2014 roku w województwie lubelskim
• Zwycięstwo w naszym plebiscycie to już kolejne podobne wyróżnienie w pana karierze. Czy takie nagrody mają w ogóle znaczenie dla sportowca, który regularnie staje na podium mistrzostw Europy i świata?
- Tak, oczywiście każda taka nagroda i wyróżnienie mają dużą wartość, działają motywująco, a także dzięki takim inicjatywom czuje się doceniany oraz wiem, że wiele osób jest ze mną i mnie wpiera.
• To wyróżnienie to nagroda od kibiców, którzy głosowali w naszym plebiscycie wysyłając sms-y i wypełniając kupony. Dzięki ich głosom o kilkadziesiąt punktów wyprzedził Pan Pawła Fajdka.
- Dziękuję wszystkim, którzy oddali na mnie swój głos oraz że ci najwierniejsi kibice są zawsze ze mną i niosą mnie po wodzie.
• Można powiedzieć, że dokłada pan obowiązku rodzicom, bo znów nie mógł się pan stawić na gali i musieli pana reprezentować.
- Życie sportowca jest pełne wyrzeczeń, ciężkich treningów. Niestety, choć bardzo byśmy chcieli, nie zawsze możemy być na takich imprezach. Akurat podczas gdy trwała piątkowa gala, ja startowałem w Luksemburgu na zawodach „Euro Meet”. Na szczęście rodzice zawsze chętnie zastępują mnie na takich spotkaniach i mam nadzieję, że dla nich to też coś miłego, a ja im bardzo dziękuje, że zawsze mnie tak wspierają.
• Podsumowując miniony rok trzeba powiedzieć, że był jednym z najbardziej udanych w pańskiej karierze. Czy pan również podobnie to odbiera?
- Najważniejsze zawody minionego roku - Mistrzostwa Europy w Berlinie - były dla mnie bardzo udane. Wywalczone złoto i obroniony tytuł na moim koronnym dystansie 100 m stylem motylkowym oraz srebro na 50 m stylem dowolnym sprawiło, że byłem po zawodach bardzo zadowolony.
• Któryś z wywalczonych medali było szczególnie trudno zdobyć?
- Najtrudniej było wywalczyć mi kwalifikacje do finału na 50 m stylem dowolnym podczas ME, ponieważ start miałem zaraz po zdobyciu złota, ale udało się, a dzień później wywalczyłem na tym dystansie srebro.
• W jednym z wywiadów mówił pan, że ten drugi medal był dla pana po części niespodzianką.
- Właśnie dlatego, że starty odbywały się jeden po drugim. Najważniejsze w tym wypadku było dostanie się do tej decydującej rozgrywki. Kiedy już miałem zapewniony start w finale byłem przekonany, że będzie dobrze.
• Wspólne treningi z Pawłem Korzeniowskim i Otylią Jędrzejczak naprawdę tak dużo dały?
- Każdemu brakuje rywalizacji z mocnym sparingpartnerem, a my z Pawłem przez cztery, czy pięć tygodni mieliśmy taką możliwość i myślę, że obaj na tym skorzystaliśmy. Natomiast od Otylii dostałem sporo cennych rad. Nie tylko, jeżeli chodzi o tematy czysto sportowe, ale także zachowanie przed i po zawodach. Chociażby, jak rozmawiać z dziennikarzami. Jestem za to wszystko bardzo wdzięczny i dumny, że mogłem z nią ćwiczyć.
• Pod koniec sezonu niespodziewanie opuścił pan Wisłę Puławy, przenosząc się do AZS AWF Katowice.
- Dostałem naprawdę dobrą propozycję z Katowic. Zależało mi na tym, żeby rozpocząć studia, a mieszkając na stałe w Hiszpanii to nie takie proste. Na AWF dostałem taką szansę. Poza tym współpraca z działaczami Wisły nie układała nam się najlepiej, nie do końca byli chyba zainteresowani przedłużeniem mojej umowy. Uważam, że dałem z siebie wszystko nie tylko w wodzie, ale również w licznych próbach wyjaśnienia sytuacji z prezesami klubu. Niestety, nie dostawałem w zamian żadnego wsparcia.
• Podobno wysokość pańskiego stypendium była uzależniona od wyników sportowych piłkarzy Wisły.
- Ciężko było mi zaakceptować takie warunki. Dostawałem wiele obietnic w ostatnich paru latach odnośnie zmiany sytuacji, niestety nic z tego nie wyszło.
• Powrót do Wisły jest jeszcze możliwy?
- Zawsze będę puławianinem. Jest też takie powiedzenie: nigdy nie mówi nigdy. Dlatego nie wykluczam takiej możliwości i być może kiedyś znowu będę reprezentował klub, w którym się wychowałem i spędziłem tyle wspaniałych lat.
• Po tak wyczerpującym sezonie miał pan trochę czasu, żeby odpocząć?
- Miałem trochę wolnego od treningów po mistrzostwach Europy w wakacje oraz niedawno podczas Świąt Bożego Narodzenia. Dzięki temu udało się zregenerować siły.
• W wolnej chwili znajduje pan też chwilę, żeby wyskoczyć na mecze Atletico?
- Mieszkam bardzo blisko stadionu i któregoś razu postanowiłem się wybrać na mecz. Od tej pory zaliczyłem kilka spotkań, mam też koszulkę tego klubu. Wkręciłem się w kibicowanie Atletico. Szczególnie zapadł mi w pamięci mecz Ligi Mistrzów przeciwko Zenitowi St. Petersburg. Atletico wygrało chyba 4:1, a atmosfera na trybunach była po prostu niesamowita. Byłem pod ogromnym wrażeniem.
• Jakie ma Pan plany sportowe na najbliższe tygodnie i miesiące?
- Najważniejszym startem są mistrzostwa Świata w Kazaniu w sierpniu, a po drodze mistrzostwa Polski oraz Hiszpanii.
• Pana Tato, odbierając statuetkę, powiedział, że teraz jego marzeniem jest, żeby w 2016 roku został pan wyróżniony jako mistrz olimpijski. To realne marzenie?
- Każdy sportowiec w swojej karierze marzy o olimpijskim medalu, nie ukrywam, że ja też i do tego dożę, a każdy kto staje na słupku startowym ma równe szanse. Mam swoje cele w życiu i staram się je osiągnąć.