Start Lublin po raz pierwszy w tym sezonie przegrał na własnym parkiecie. Pogromcą okazał się UMKS Kielce, główny kontrkandydat w walce o awans do pierwszej ligi.
Początek spotkania nie wskazywał na smutny koniec. Dobra gra na deskach wysokich zawodników sprawiła, że po pięciu minutach podopieczni Piotra Karolaka prowadzili 14:9. Niestety, chaos w końcówce tej odsłony sprawił, że goście dogonili lublinian.
Gra punkt za punkt trwała do połowy trzeciej kwarty, kiedy kielczanie wrzucili wyższy bieg. Świetna skuteczność w rzutach za trzy punkty sprawiła, że po 30 minutach podopieczni Grzegorza Kija prowadzili 64:58. W czwartej kwarcie strzelecki koncert gości trwał nadal. Dość powiedzieć, że w całym meczu trafili oni szesnaście "trójek”, z czego aż sześć było autorstwa Łukasza Pileckiego, najlepszego gracza spotkania.
- Przyszła kryska na matyska. Bozia musiała nas w końcu pokarać za lekceważenie niektórych przeciwników. Chociaż z Kielcami wydaje mi się, że coś takiego nie nastąpiło. Chłopaki nie zrealizowali moich założeń. Mieliśmy odcinać rywali od trójek, a pozwoliliśmy im rzucać z czystych pozycji. Jeżeli zawodnik trafia, to albo się go mocniej kryje albo fauluje. Wierzę jednak, że jesteśmy mocni psychicznie i podniesiemy się po tej porażce - podsumował Piotr Karolak, opiekun Startu.
- Nie szło nam pod koszem, więc musieliśmy szukać sobie miejsca na obwodzie. Mimo porażki, lublinianie nadal pozostają naszym najpoważniejszym kontrkandydatem do awansu do pierwszej ligi - skomentował Grzegorz Kij, grający trener UMKS Kielce.
Mimo przegranej, startowcy utrzymali pozycje lidera drugoligowych rozgrywek, co daje im przewagę własnego parkietu w fazie play off. Do pierwszej ligi promocję uzyska tylko jeden zespół.
79:87 (23:21, 19:21, 17:22, 21:23)
Kielce: Bacik 7, Makuch 8, Jurczyk 7, Jastrząb 1, Gil 8, Pilecki 22, Kij 15, Miernik 1, Kasperzec 12, Fąfara 6.
Sędziowali: Kuniec i Kasprzyk. Widzów: 400.