Koszykarki Pszczółki Polski Cukier AZS UMCS Lublin przygotowują się do drugiego sparingowego sprawdzianu, tym razem w Toruniu. Warto jednak skupić się na tym, co zobaczyliśmy podczas pierwszych spotkań towarzyskich w Lublinie
Rywalem akademiczek była drużyna, która ubiegły sezon zakończyła w dole tabeli Energa Basket Ligi Kobiet, czyli PGE MKK Siedlce. Zgodnie z oczekiwaniami kibiców, „Pszczółki” dwukrotnie pokonały gości – 86:63 i 81:79. Dostarczyły też sporo materiału do analizy.
Po pierwsze, pytanie, które pojawia się przy okazji każdego sezonu – czy w zespole wyklaruje się lider? Odpowiedź może być jednak zdecydowanie prostsza niż się wydaje. W obu spotkaniach w taką rolę wcieliła się Brianna Kiesel. Amerykańska rozgrywająca była nie tylko najskuteczniejszym strzelcem (21 i 19 punktów), ale również dobrym duchem zespołu. Przybijała piątki na rozgrzewce, miała dużo luzu i radości z gry. Kiedy siedziała na ławce rezerwowych, to celebrowała każdą udaną akcję koleżanek – tak się właśnie buduje chemię w drużynie.
Lubelskich kibiców ucieszą nie tylko efektowne akcje, ale również dobra skuteczność z dystansu. W końcówce poprzedniego sezonu to była prawdziwa zmora akademiczek. Teraz jednak ten element może nawet być ich mocną stroną. W dwumeczu z Siedlcami gospodynie trafiły 15 „trójek” (7 w pierwszym i 8 w drugim spotkaniu). Ta sztuka udała się Julii Adamowicz, Dajanie Butuliji, Katerynie Rymarenko oraz Dorocie Mistygacz.
Momentami obrona lublinianek wyglądała naprawdę dobrze, szczególnie w pierwszym starciu. Kiesel potrafiła wyłuskać piłkę z rąk rywalek, Magdalena Szajtauer przeszkadzała rywalkom pod koszem. Swoje robiła też obecność „w pomalowanym” potężnej Kai James. W rewanżu formacja defensywna miała już zdecydowanie więcej luk.
Na uznanie zasługuje również Dominika Poleszak, która zanotowała wyraźny progres. Trener Wojciech Szawarski ma do dyspozycji trzy takie młode zawodniczki: właśnie skrzydłową oraz rzucającą Ulianę Datsko i rozgrywająca Kaję Grygiel. Największym zaufaniem szkoleniowca cieszy się ta pierwsza – z Siedlcami zdobyła w sumie 14 punktów.
Minusów w grze lublinianek jednak nie brakowało. Największym z nich był chaos w grze ofensywnej – „Pszczółki” miały spore problemy z organizacją gry i z szybkim przemieszczaniem się między koszami. Cierpiał na tym atak, ale również obrona. Bez Amerykanki James brakowało im też wsparcia na zbiórkach. Rywalki miały wiele okazji na ponawianie akcji. Zaskakująco słabo wypadła rozgrywająca Irena Vrancic. Bośniaczka ma być zmienniczką Kiesel, ale póki co nie wnosi dużo do zespołu – dość powiedzieć, że zdobyła zaledwie punkt, a rezerwy nie podtrzymywały poziomu gry pod jej przewodnictwem.
Lublinianki już w piątek rozpoczną III Memoriał Profesora Stanisława Łęgowskiego. Pierwszego dnia zmierzą się z gospodarzem – Energą Toruń, potem z białoruskim Tsmoki Mińsk, a na koniec z Arką Gdynia.