Kontrakt Estończyka został rozwiązany za porozumieniem stron
25-letni podkoszowy był pierwszym Estończykiem, który związał się z lubelskim klubem od czasu jego powrotu na najwyższy szczebel rozgrywkowy. Ten mariaż okazał się jednak bardzo nieudany, chociaż w teorii ten związek był skazany na sukces. Do Lublina trafił bowiem zawodnik, który w minionych latach dość regularnie grał w reprezentacji swojego kraju. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że ostatnie sezony nie były najlepsze w jego wykonaniu. Hermet nie zachwycał w Kalevie Tallin i nie przełamał się także w Lublinie. Zagrał w 8 spotkaniach, z czego 3 rozpoczął w pierwszej piątce. Zdobył w nich 44 pkt, co daje 5,5 pkt na mecz. Dość przeciętnie spisywał się także na tablicach, gdzie zbierał niewiele ponad 3 piłki na mecz. Wyraźnie brakowało mu niezbędnej w Energa Basket Lidze fizyczności, co sprawiało, że od wielu przeciwników w strefie podkoszowej po prostu się odbijał. O pożegnaniu z Hermetem mówiło się już zresztą od dłuższego czasu, więc decyzja klubu nie jest dla nikogo zaskoczeniem.
Trzeba jednak mieć nadzieję, że klub ma przygotowane zastępstwo za niego. W niedzielnym meczu z Legią Warszawa Estończyk nie został już wpisany do meczowego protokołu. Kontuzjowany jest Michał Krasuski, problemy zdrowotne ma także Klavs Cavars, chociaż ten akurat z Legią jeszcze zagrał. Artur Gronek musiał więc wstarciu z warszawianami poruszać się tylko w obrębie ośmioosobowej rotacji, co skutkowało tym, że „czerwono-czarnym” w drugiej połowie zabrakło sił. – Legia zagrała dobre spotkanie. My jednak jej na to pozwoliliśmy. Zbyt dużo popełniliśmy błędów w defensywie. Przegrywaliśmy prawie każdą akcję 1x1. W naszej grze nie było osoby, która pomogłaby w defensywie koledze. Mieliśmy też problem z obroną zasłon, a także z powrotem do obrony. Ten ostatni element mnie zaskoczył, bo pracujemy nad nim praktycznie na każdym treningu – mówił na konferencji prasowej Artur Gronek.
Start obecnie zajmuje dopiero 11 pozycję. 3 zwycięstwa w 9 spotkaniach to wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań. Drużyna, która przed sezonem była typowana jako murowany kandydat do gry w fazie play-off dość nieoczekiwanie musi zacząć oglądać się za siebie, aby drugi raz z rzędu nie zaplątać się w walkę o utrzymanie w Energa Basket Lidze. Tak może się stać, bo sprzymierzeńcem Startu nie jest też kalendarz rozgrywek. Już w sobotę „czerwono-czarni” pojadą do Włocławka, gdzie zmierzą się z miejscowym Anwilem. Faworytem będą gospodarze i każdy inny wynik niż spokojny ich triumf będzie sporym zaskoczeniem. Kolejne tygodnie to konfrontacje z King Szczecin i Grupą Sierleccy Czarni Słupsk, gdzie również to rywale będą typowani jako zwycięzcy. Może okazać się, że seria meczów bez zwycięstwa wydłuży się do 7, bo realna szansa na poprawienie sobie nastrojów nadarzy się dopiero tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, kiedy do hali Globus zawitają Twarde Pierniki Toruń. Jeżeli wówczas nie uda się wygrać, to trzeba będzie już nie tylko bić na alarm, ale zacząć odgrywać pogrzebowy marsz. – Musimy spojrzeć na naszą grę, stawać się lepszymi na każdym treningu, trzymać się razem i kontynuować walkę – powiedział po meczu z Legią Sherron Dorsey-Walker.