Kamil Łączyński ma skręcony staw skokowy i jego występ w niedzielnym meczu z King Szczecin jest mocno zagrożony
Zaledwie 63 sekundy wytrzymał w niedzielę na boisku Kamil Łączyński. Doświadczony rozgrywający Pszczółki Start w jednej z indywidualnych akcji krzywo postawił stopę na parkiecie.
I po chwili Łączyński z grymasem bólu usiadł na ławce rezerwowych. Nie podniósł się z niej już do końca spotkania, a na boisku musiał zastąpić go Lester Medford.
Niestety, na razie nie wiadomo czy Łączyński zdąży się wykurować na niedzielny mecz z King Szczecin. 31-latek jest poddawany zabiegom rehabilitacyjnym, ale na razie jeszcze nie podjął normalnych treningów. Decyzja o jego występie ma zostać podjęta w dniu meczu. Nawet jeżeli Łączyński pojawi się na parkiecie, to jednak trudno przypuszczać, aby był w optymalnej formie.
Ewentualna absencja popularnego „Łączki” będzie oznaczała kolejną szansę dla Lestera Medforda. Amerykanin przychodził do Lublina jako kandydat na gwiazdę całej Energa Basket Ligi. Wysokie oczekiwania wobec niego były zresztą jak najbardziej uzasadnione. 27-latek prowadził grę kilku klasowych zespołów, w tym węgierskiego Falco-Vulcano Energia KC Szombathely czy łotewskiego VEF Ryga.
Szybko jednak okazało się, że aktualna forma Medforda jest bardzo niska. Amerykanin miał przede wszystkim gigantyczne problemy z trafianiem do kosza. Do czasu spotkania z GTK Gliwice trafił jedynie 13 z 52 rzutów z gry, co dla rozgrywającego jest wynikiem tragicznym. Nic więc dziwnego, że wypadł z meczowej rotacji, a w spotkaniu z HydroTruck Radom spędził na boisku zaledwie 5 min. Nic więc dziwnego, że w środowisku zaczęto spekulować o tym, że klub pożegna się z rozgrywającym.
Sytuacja z kontuzją Łączyńskiego zmusiła jednak sztab szkoleniowy Pszczółki Start do dania Medfordowi jeszcze jednej szansy. Ten wykorzystał ją znakomicie, chociaż Pszczółka starcie z GTK przegrała. Do Medforda nie można mieć jednak większych pretensji, ponieważ rozegrał najlepszy mecz w tym sezonie – zdobył 20 pkt, grał na wysokiej skuteczności, miał 6 asyst, a także wiele dobrych momentów w defensywie. Być może pozytywnie wpłynął na niego fakt, że grał ze świadomością, że nawet jeden czy dwa błędy nie spowodują, że usiądzie na ławce rezerwowych, bo na niej po prostu nie było dla niego zmiennika.
Niezależnie od tego, pozostawienie Medforda w drużynie w obecnej sytuacji kadrowej Startu jest niemal koniecznością. Zwłaszcza, że upadł już temat transferu A.J. Slaughtera. Za rozegranie może wziąć się wprawdzie Sherron Dorsey-Walker, ale szkoda obciążać go dodatkowymi obowiązkami. On przecież najlepiej czuje się w roli egzekutora. W kadrze są jeszcze Bartłomiej Pelczar i Michael Gospodarek. To jednak typowi gracze zadaniowi, którzy na boisku mogą pojawić się na kilka minut.