Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Ten występ nie był rewelacyjny w wykonaniu waszego zespołu, a mimo to zdobyliście pełną pulę.
- To było pierwsze spotkanie, wcale nie łatwe i zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Styl nie był najważniejszy, liczyło się tylko zwycięstwo. Mogliśmy zagrać zdecydowanie lepiej, ale pierwsze koty za płoty.
Zdobyliście gola i wydawało się, że będziecie spokojnie kontrolować mecz, punktując Motor.
- Tak powinno być, ale w naszej grze było dużo nerwowości. Dlatego nie do końca wszystko się potoczyło, jak to sobie wyobrażaliśmy.
Nie wykorzystał pan rzutu karnego, choć wszystko skończyło się happy endem
- Zdarza się każdemu. Ale na szczęście piłka wróciła do mnie i zdołałem ją dobić.
Wydarzenia na trybunach nie wpłynęły na grę?
- Wiadomo, że tam toczyło się drugie spotkanie, więc siłą rzeczy trochę to obserwowaliśmy. Szkoda, że nie wszyscy wiedzą, o co chodzi w piłce nożnej. Oby to się wreszcie poprawiło. Niech kibice swoje argumenty przerzucają w dopingowanie. Jeszcze dobrze się nie rozkręciliśmy, a już sędzia musiał przerwać spotkanie. To na pewno trochę nas rozstroiło. Motor pewnie też.
A w takich ciemnościach zdarzało się już panu grać?
- Zdarzyło mi się kiedyś, ale bardzo dawno temu. Nikt nie spodziewał się, że taka będzie pogoda i nadciągną czarne chmury. Mimo to nie było zagrożenia przerwania meczu.
Trochę wcześniej zszedł pan z boiska.
- Było to konsekwencją mojej żółtej kartki, trener nie chciał ryzykować. Jednak każdy chce grać do końca, fizycznie czułem się bardzo dobrze.
Już po pierwszym spotkaniu można powiedzieć, że jesteście faworytem numer jeden do awansu?
- Taki mamy cel, jak najszybciej wrócić do ekstraklasy. Wymienia nas się w gronie faworytów i będziemy chcieli to udowodnić. Ale to jest nowa pierwsza liga i ona będzie rządziła się swoimi prawami.
Dlatego Widzew cały czas wzmacnia skład.
- Już mamy mocny, ale dochodzą jeszcze Maciej Mielcarz i Marcin Robak. To podniesie konkurencję w drużynie. A tak, jak wiadomo, zawsze wychodzi na dobre.
