Koszykarki Pszczółki Polski Cukier AZS UMCS Lublin nie sprostały Enerdze Toruń we własnej hali – przegrały 61:66. Nie licząc fatalnych czterech minut na początku spotkania, lublinianki rozegrały najbardziej wyrównany mecz w tym sezonie.
Kibice mogli poczuć się trochę zawiedzeni, że nie zobaczyli w akcji nowej środkowej z USA Nikki Greene. Amerykanka rozgrzewała się razem z zespołem i wspierała koleżanki z ławki rezerwowych. Przesądziła jednak biurokracja – list czystości nie dotarł na czas do klubu.
Wbrew pozorom, miało to duży wpływ na grę „Pszczółek”, a nie wyłącznie na marketing. W obliczu kontuzji innej wysokiej – Dominiki Poleszak – do dyspozycji trenera Wojciecha Szawarskiego pozostała tylko Magdalena Szajtauer. 23-latka rozegrała niemal pełne 40 minut, ale poradziła sobie naprawdę dobrze.
Całej drużynie akademiczek należą się pochwały za to, że nie odstępowały rywalek nawet na krok. Na przestrzeni całego pojedynku „Katarzynki” nie wyszły ani razu na dwucyfrowe prowadzenie – ich największa przewaga, jeszcze z drugiej kwarty, wynosiła zaledwie 7 punktów (18:11).
Lublinianki długo szukały swojego rytmu, dlatego na początku raziły tylko zza łuku. Potem jednak dokładały kolejne elementy do tej koszykarskiej układanki i stopniowo niwelowały stratę do gości. Po 10 minutach było 11:12. Do przerwy role się odwróciły. Kanadyjka Nirra Fields starała się utrzymać swój zespół na prowadzeniu, ale Dajana Butulija miała inne zdanie w tym temacie – Serbka trafiła „trójkę” równo z syreną i dała Lublinowi wygraną 29:28 po dwóch kwartach.
Po zmianie stron ciężar zdobywania punktów wzięła na swoje braki Brianna Kiesel. Oba zespoły postanowiły rozwiązać sprawę w bokserskim stylu, dlatego oglądaliśmy soczyste proste i okazjonalne haki na dłuższym dystansie. Gospodynie oraz goście pewnie trzymali się jednak na nogach. Grunt osunął się „Pszczółkom” dopiero na 6 sekund przed ostatnim gwizdkiem.
Po dwóch celnych rzutach wolnych Angeliki Stankiewicz było 64:61 dla Energi. Lublinianki wprowadzały piłkę do gry z linii bocznej. Wspomniana reprezentantka Polski lekko odepchnęła Kiesel, która czekała na podanie. W efekcie Amerykanka się poślizgnęła i straciła piłkę. Stankiewicz popędziła do kontry i ustaliła wynik meczu na 66:61 dla Energi, gasząc jednocześnie nadzieje lubelskich kibiców na pierwszą od miesiąca wygraną ich ulubienic.
===
Pszczółka Polski Cukier AZS UMCS Lublin – Energa Toruń 61:66 (11:12, 18:16, 16:15, 16:23)
Pszczółka: Kiesel 24, Mistygacz 8, Rymarenko 8, Adamowicz 7, Szajtauer 4 (12 zb.) – Butulija 10, Vrancić
Energa: Sarauskaite 2, Trzeciak 5, Svaryte 10 (15 zb.), Fields 21, Skobel – Kunek 6, Stankiewicz 15, Mandić 2, Begić
===
Wypowiedzi pomeczowe
Julia Adamowicz (kapitan Pszczółki Polski Cukier AZS UMCS Lublin)
Cieszy to, że zagrałyśmy całe 40 minut na jednym poziomie. Nie było takich przestojów, jak w poprzednich meczach. Myślałyśmy, że uda się, żeby Nikki (Greene – dop. red.) z nami zagrała. Gdyby była, to udało by nam się uciągnąć to zwycięstwo. Madzia (Szajtauer – dop. red.) musiała grać 40 minut. Wiem, że to jest naprawdę męczące. Potem to zmęczenie wychodzi w końcówce.
Wojciech Szawarski (trener Pszczółki Polski Cukier AZS UMCS Lublin)
Dziewczyny grały naprawdę dobrze przez prawie całe spotkanie. W przedostatniej akcji straciliśmy taką ważną „trójkę” i już nie udało nam się dogonić rywalek. Nie mogę powiedzieć o dziewczynach złego słowa. Ponownie graliśmy w osłabieniu, bo nie dotarł list czystości dla Nikki Greene, a dodatkowo Dominika Poleszak jest teraz w szpitalu. Mieliśmy w zasadzie tylko dwie wysokie zawodniczki, a nawet mimo tak okrojonego składu dziewczyny grały bardzo dobrze.
Brianna Kiesel (Pszczółka Polski Cukier AZS UMCS Lublin)
W ostatniej akcji rywalka trochę mnie popchnęła i przez to się przewróciłam. Ale to jest element gry, sędziowie tego nie odgwiżdżą. Nawet, gdyby wynik był inny. Miałyśmy swoją szansę, ale nie potrafiłyśmy jej wykorzystać, nie oddałyśmy rzutu. Walczyłyśmy jednak przez całe spotkanie. Wcześniej miałyśmy problem, bo albo grałyśmy dobrze w pierwszej albo w drugiej połowie. Jestem dumna ze swojej drużyny.