FOT. ARCHIWUM
W sobotę startują mistrzostwa świata. Impreza tym razem zostanie rozegrana w Pekinie. Reprezentacja Polski wystawia do walki 50 zawodników. W tym gronie jest tylko jeden przedstawiciel klubu z woj. lubelskiego – Paweł Fajdek z Agrosu Zamość
Mamy tylko jednego zawodnika w kadrze biało-czerwonych, ale akurat Fajdek wydaje się pewniakiem do medalu. I trudno się dziwić, bo w tym sezonie zdominował rywalizację w rzucie młotem. Wielokrotnie przekraczał już granicę 80 metrów, a w 2015 roku ta sztuka... nie udała się nikomu innemu.
– Nie wybieram się do Pekinu bić rekordy. Chcę po prostu zrobić swoje. Mam nadzieję, że to oznacza zdobycie złota – przyznaje zawodnik Agrosu. I dodaje, że bez względu na to, jak radził sobie w tym sezonie podczas konkursu, to nie będzie miało większego znaczenia. – Decydująca może być dyspozycja dnia. Teoretycznie najgroźniejszym rywalem będzie Kristian Parsz, ale niewykluczone, że nagle pojawi się ktoś jeszcze. To jest tylko sport, a dodatkowo wszyscy są po trzech tygodniach przerwy, więc trudno mówić, w jakiej są formie. Wszystko okaże się podczas konkursu.
Podopieczny trenera Czesława Cybulskiego doskonale spisał się przy okazji próby generalnej przed mistrzostwami świata. Podczas Memoriału Janusza Kusocińskiego uzyskał świetny wynik 83,93 metra i znowu poprawił rekord kraju. Nie mógł dać przeciwnikom bardziej wyraźnego sygnału, że to on jest numerem jeden. – Cieszę się, że tak wyszło w tym ostatnim starcie. Udało się wykonać plan. Zdaję sobie jednak sprawę, że łatwiej jest zdobyć tytuł mistrza, niż go obronić. Nie rozmyślam jednak o tym całymi dniami, nie odczuwam też wielkiej presji. Teraz skupiam się na sobotnich eliminacjach i na zaliczaniu każdej kolejnej próby – wyjaśnia Fajdek.
Dwa lata temu podczas MŚ w Rosji Polacy wywalczyli trzy krążki. Oprócz sensacyjnego złota właśnie dla zawodnika Agrosu, który został najmłodszym mistrzem w historii konkursu rzutu młotem na podium stawali również Anita Włodarczyk i Piotr Małachowski. Oboje wracali do domów ze srebrnymi medalami. Teraz również liczymy przede wszystkim na ten tercet.
– Mówi się o różnych szansach. Wiadomo jednak, że Fajdek, Włodarczyk i Małachowski powinni być naszymi pewniakami – mówi w rozmowie z tvp.sport.pl Jerzy Skucha, prezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Zauważa jednak, że kandydatów do czołowych lokat mamy więcej. – W tym gronie są dwa 800-metrowcy: Adam Kszczot i Marcin Lewandowski, a także Kamila Lićwinko. To w sumie sześć realnych szans na medal. W tej sytuacji trzy lub cztery krążki byłyby dobrym wynikiem.