ŁKS nie zasłużył na to co dostał. Pokazał jednak, że zawsze trzeba grać do końca. O starych piłkarskich prawdach zapomina natomiast zespół Mirosława Jabłońskiego. Między innymi o takiej, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Wiosną „zielono-czarni” już trzykrotnie popełnili ten grzech. I jeśli tak dalej pójdzie, będę mieli kłopoty z utrzymaniem.
Można było odnieść wrażenie, że sprzyja gościom, którzy na stadionie przy. Al. Jana Pawła II grali słabo i wszystko wskazywało na to, że po raz drugi w tym sezonie doznają porażki.
Kilka decyzji, w tym czerwona kartka dla Radosława Bartoszewicza i niepodyktowanie rzutu karnego, odmieniły losy meczu. W doliczonym czasie ŁKS zdobył dwa gole i punkty pojechały do Łodzi.
Kontrowersyjna praca sędziego zrobiła swoje. Ale czy całą winę można zrzucić na arbitra? Oczywiście, że nie. Wystarczyło, aby gospodarze podwyższyli na 2:0 i żadna pomoc łodzianom nie byłaby już potrzebna. Mecz zostałby rozstrzygnięty. Piłkarze GKS też o tym wiedzieli.
– Kolejny raz mamy problem z dobiciem rywala – przyznał Dejan Miloseski. Wtórował mu Sergiusz Prusak.
– Po meczu w Katowicach powinniśmy mieć trzy punkty, tak samo z ŁKS, a mamy zero. Mogliśmy strzelić na 2:0, 3:0 i teraz nie byłoby narzekania, że sędzia nas skrzywdził – stwierdził golkiper na oficjalnej stronie klubu. A doliczając nieskuteczność w Niecieczy, wiosną łęcznianie powinni mieć piętnaście „oczek”, zamiast tylko siedmiu.
W sobotę gospodarze nie mieli aż tylu okazji, co w poprzednich spotkaniach, ale w sam raz by zwyciężyć. Nawet w drugiej połowie, słabszej w wykonaniu, dwukrotnie wychodzili z kontratakiem, po którym wystarczyło dokładnie rozegrać piłkę.
Niestety raz Tomasz Nowak podjął złą decyzję, a raz Nildo niedokładnie podał. To kwestia egoizmu, bo każdy chce zdobywać gole, czy może brak odpowiedzialności? W każdym razie reakcja ze strony szkoleniowców powinna być natychmiastowa.
Niestety, sztab szkoleniowy czasem sprawia wrażenie, jakby miał kłopoty z szybkim reagowaniem. Przysypianie na ławce drogo kosztuje.
Przecież Paweł Kaczmarek powinien wcześniej opuścić boisko, Ricardino również nie wytrzymał trudów spotkania. W dodatku kiedy sędzia wyrzucił Radosława Bartoszewicza należało w tej samej chwili wzmocnić grę w defensywie i bronić prowadzenia.
Przecież na ławce siedzieli wysocy Wallace Benevente i Mateusz Pielach, a ŁKS ewidentnie szukał stałych fragmentów gry. Zawsze też do środka pomocy można przesunąć Dawida Sołdeckiego.
Zabrakło takiej reakcji, więc teraz trzeba jechać do walczącego o życie KSZO. Każda kolejna porażka może oznaczać gigantyczne kłopoty. A na pomoc sędziów nie ma co liczyć.