

(fot. KAJTEK KAJRUNAJTYS)
Nie można się bać nawiązywania do kultowych projektów czy artystów i ich twórczości – wywiad z Piotrem Schmidtem, trębaczem, kompozytorem, liderem i producentem muzycznym. Pod koniec minionego roku ukazała się płyta „Młynarski. Bynajmniej”. Za jej produkcję, jak i partie solowe trąbki odpowiada właśnie nasz rozmówca

• Jaka jest historia projektu „Młynarski. Bynajmniej”?
– Pomysłodawcą i inicjatorem jest mój przyjaciel, Michał Kalita, który wspiera mnie od kilku lat w różnych projektach płyto-wych. Prywatnie przedsiębiorca – meloman, Michał spytał kiedyś czy nie chciałbym stworzyć projektu z tekstami Wojciecha Młynarskiego. On na tej muzyce i tekstach się częściowo wychował. Pomyślałem, że to ciekawy pomysł i od razu pomyślałem też, że jak są teksty to musi być też i wokalista, a któż by inny mógł to tak pięknie zrobić jak nie „the one and only” Wojciech Myrczek, z którym też się przyjaźnię od lat. Myrczek od 7 lat jest notowany jako Wokalista Jazzowy Roku przez magazyn Jazz Forum, jest też fanem m.in. Młynarskiego, tak więc padło na podatny grunt. I tak to się zaczęło.
• Twórczość Wojciecha Młynarskiego otoczona jest kultem. Nie baliście się konfrontacji z jego legendą? Tym bardziej, że po-kazujecie go nam od innej, mniej znanej – jazzowej – strony?
– Gdyby artyści się bali działać artystycznie i podejmować ciekawe wyzwania to by nic nie mogli w życiu zawodowo robić. Nie można się bać nawiązywania do kultowych projektów czy artystów i ich twórczości, jak ma się wyśmienitych muzyków, wybitne jednostki, to wiadomo, że raczej to dobrze wyjdzie i można zrobić coś naprawdę kreatywnego z taką muzyką, a fajnie przecież by muzyka taka, szczególnie po śmierci oryginalnego twórcy, wciąż żyła i to najlepiej twórczo, np. w postaci interesujących aranżacji czy opracowań innych wybitnych artystów. A to, że to ma iść w stronę jazzu i to bardziej otwartego, to była sugestia Michała Kality, która mnie ostatecznie przekonała, by się tym projektem zająć. Aranżacje powierzyłem Krzysztofowi Herdzinowi oraz Sabinie Meck, nakreśliłem im sugestie w którą stronę chcę by ta muzyka szła i po paru miesiącach aranżacje powstały. Punkt pierwszy do dalszych nagraniowych rozważań.
• Sięgnęliście po utwory mniej popularne. Dlaczego te, a nie inne?
– Wybraliśmy utwory, które są mniej lub bardziej znane nie sugerując się kluczem popularności, a raczej estetyki i tego co od-powiada Michałowi i Wojtkowi. Ja nie brałem udziału w doborze piosenek, a jedynie sugerowałem kierunek muzyczny. Jeden utwór w ogólnie nie miał wcześniej muzyki, jest całkowicie nieznany, natomiast muzykę do niego za zgodą spadkobierców napisała moja żona, pani doktor kompozycji: Joanna Szymala. Powstała dzięki temu bardzo ładna nowa piosenka na naszą płytę.
Co do utworów które nie zmieściły się na płycie, to akurat w wersji winylowej i w plikach WAV Hi-Res do pobrania ze strony wydawnictwa, jest wszystkie 10 utworów. W wersji CD jest 9 kompozycji, a na streamingu tylko 8. Ilość utworów na streamingach to taki cichy protest muzyków przeciwko tej formie dystrybucji, z której nie mamy praktycznie żadnych pieniędzy.
Zachęcamy zatem słuchaczy by kupowali fizyczne krążki lub ekskluzywne wersje hi-endowych plików cyfrowych wraz z gra-fikami w topowej jakości. Wtedy oprócz lepszej jakości mamy też komplet piosenek.
• Na płycie „Młynarski. Bynajmniej” oprócz wybitnych muzyków jak pan, Krzysztof Herdzin, Andrzej Święs czy Sebastian Frankiewicz, zagrał Mino Cinelu znany choćby z występów z Milesem Davisem. Jak do tego doszło?
– Z Mino Cinelu współpracowałem już kolejny raz koncertowo, akurat mieliśmy większa wrześniową trasę. Z nim grałem w sumie 4 koncerty, a ponieważ pomiędzy pierwszym a drugim był dzień przerwy, to spytałem go dosłownie dzień wcześniej, czy nie chciałby pojechać ze mną do studia i dograć się do płyty, nad którą akurat pracujemy. Mino tej muzyki wcześniej nie znał, o Młynarskim nie słyszał, ale puściłem mu pierwsze nagrania sekcji rytmicznej i Myrczka z naszej lipcowej sesji i mu się spodobało, tak więc udaliśmy się do studia i tam wybraliśmy wspólnie 5 z 10 utworów, do których Mino dołożył swoje rewelacyjne perkusyjne trzy grosze.
• Nie boi się pan łatki „Młynarski” na całe życie?
– A dlaczego? To już 17 płyta w moim życiu. Większość to albumy autorskie z własnymi kompozycjami lub utworami kolegów z zespołu, czasami to improwizacje lub przearanżowane zapożyczenia – na płytach „Saxesful” akurat mamy głównie standardy jazzowe w różnych aranżacjach.
Nie przylgnęła do mnie łatka Stańko, nie przylgnęła łatka Komeda, to i nie przylgnie Młynarski.
Zresztą jak już, to taka łatka powinna przylgnąć do Wojtka Myrczka, a nie do mnie, bo to on jest wokalistą, natomiast on jest jednak bardziej przyrównywany do Franka Sinatry. Zachęcam natomiast do zapoznania się z moją twórczością, która prawie w ca-łości jest dostępna na stronie wydawnictwa SJRecords, poza dosłownie kilkoma pierwszymi płytami, kiedy jeszcze to wydawnictwo nie istniało, czyli przed 2011 rokiem. Dużo wspaniałej muzyki nazbierało się tam przez ostatnie 17 lat. Polecam też przy okazji profesjonalnie nagrane i zrealizowane koncerty audio-video na YouTube, szczególnie z okresu lockdownów, tam są projekty do posłuchania, których często nie ma nawet na płytach – z różnymi artystami – bardzo dużo świetnej muzyki.
• Jaka była pańska rola w tym projekcie?
– Oprócz sugerowania muzycznych rozwiązań i charakteru aranżacji, jestem też producentem wykonawczym, producentem muzycznym oraz co-wydawcą tego albumu. Odpowiadałem więc za cały proces produkcji, proces wydawniczy, a także za promocję, choć miałem też trochę osób do pomocy przy tych zagadnieniach.
• Który utwór na płycie jest pana ulubionym?
– Ciężko powiedzieć, one są fantastycznie zrobione, każdy ma w sobie coś interesującego, ale mi osobiście chyba najbardziej podoba się utwór „Bynajmniej” w aranżacji Herdzina oraz „Lubię Wrocny” w aranżacji Sabiny Meck.
• To jednorazowy projekt?
– Wszystkie projekty muzyczne z założenia są jednorazowe. Wprawdzie moja płyta „Saxesful” jest w dwóch voluminach – vol. I i vol. II, ale to ze względu na to, że pierwotne nagrania przyniosły tak dużo pozycji, że nie zmieściłyby się one na jednym krążku, stąd pierwszy album mający prawie 78 minut wypuściliśmy od razu, czyli we wrześniu 2018 roku, a drugi po 3 latach. Nagrania jednak już były i tylko czekały na odpowiednią przestrzeń.
Komeda był jednorazowym projektem, Stańko też, „Dark Forecast”... – to niezwykle unikatowa płyta, uważam, że niedoceniona, a to jedna z moich ulubionych z ostatnich 7 lat. Nigdy coś takiego już się nie powtórzy, ten powiew chwili, tych utworów, tej energii, atmosfery, tych artystów. Oczywiście: można by nagrać drugą płytę z tekstami Młynarskiego, ale byłby to zupełnie nowy projekt, więc na razie nic takiego nie planuję i raczej to się nie wydarzy. Staram się szukać dla siebie nowych wyzwań, a nie umieszczać przed sobą poprzednie.
Ten projekt jest kompletny i zdecydowanie jednorazowy, natomiast promocja koncertowa pewnie potrwa jeszcze z rok czy dwa.
• Mam z waszym projektem nie lada problem, ponieważ nie wiem, co bardziej chwalić: czy teksty autora i ich mistrzowską in-terpretację, czy umiejętności muzyków, czy piękno aranżacji i brzmienia, czy choćby wyjątkową okładkę. Wszystko na tej płycie dopięte jest na ostatni guzik. Czy jest coś na tej płycie, czego nie udało się zrobić albo można było zrobić lepiej?
– Bardzo dziękuję. No napracowaliśmy się przy tym albumie, nie ukrywam, chyba wszystko zaczęło się rok wcześniej, plany, aranżacje i dopiero gdzieś od lipca 2024 roku zaczęły się nagrania. Okładka to dzieło mojego grafika, który jest też wspaniałym malarzem – Tomka Olszewskiego, na co dzień etatowego grafika Filharmonii Śląskiej. Cieszę się, że udało mi się połączyć tych wszystkich artystów, wybitną orkiestrę AUKSO, Mino Cinelu czas, studia nagraniowe, miksy, okładkę itd... by ostatecznie powstało to dzieło w takiej formie w jakiej je możemy oglądać i słuchać. Nie ukrywam dużej satysfakcji.
• Oprócz Mino Cinelu, moim cichym bohaterem są dźwięki zagrane przez orkiestrę AUKSO. Czy ta orkiestra od samego początku była brana pod uwagę przy początkowych namysłach nad płytą?
– Nie od samego początku, ale dosyć szybko wpadłem na ten pomysł. Może 2-3 miesiące od pierwszych rozmów z Michałem Kalitą. To też był pomysł związany z Herdzinem, bo już wiedzieliśmy z Wojtkiem, że chcemy go zaprosić do składu na fortepian, a mając go na fortepianie w sumie można go jeszcze poprosić dodatkowo o napisanie aranżacji na orkiestrę smyczkową. Herdzin ostatecznie napisał sześć aranżacji, Sabina Meck trzy. Utwór napisany przez Asię Szymalę nie ma aranżacji na orkiestrę, bo powstał na ostatnią chwilę, natomiast jak się słucha całego albumu to nawet się tego nie zauważa, że tej orkiestry chwilowo nie ma. W innych utworach też są dłuższe momenty, choćby improwizacji solistów, gdzie orkiestra nie gra.
• Utwór „Polska miłość” w oryginale jest melancholijną piosenką, z której zrobiliście fajny, lekko dynamiczny utwór. Podobnie jak z utworem „Taka piosenka, taka ballada” – moim ulubionym na całej płycie – w którym pan i Krzysztof Herdzin gracie piękna sola.
– Cieszę się, że te aranżacje się podobają. Zauważyłem, że fanom Młynarskiego, którzy nie wyobrażają sobie innych wykonań niż oryginalne, jednak zupełnie nie przeszkadza Wojtka interpretacja, która jest jego, ale oddaje też hołd specyfice gatunku i hi-storycznej poprawności, a więc wyrasta z tradycji.
Także fani jazzu, którzy sięgają po ten album ze względu na nazwiska wyśmienitych artystów sugerujące dobre jazzowe granie, są bardzo zadowoleni z tego albumu, nawet jeśli nie są fanami Młynarskiego i jego twórczość jest dla nich mało istotna. Jest na tej płycie tyle świetnego jazzu, że fani ci mają pełnię satysfakcji z jego odsłuchu. Wiadomo, że nigdy się wszystkich nie zadowoli, ale zawsze można próbować.
• Ma pan dar zaskakiwania. Tak było z serią „Saxeful”, z projektem elektrycznym, a teraz z płytą „Młynarski. Bynajmniej”. Za-stanawiam się, co teraz? Nad czym pan teraz pracuje?
– Chwilowo nad niczym, ale mam chyba trzy płyty w zanadrzu, już nagrane, które mógłbym w przyszłości wydać. Teraz jednak o tym nie myślę. Skupiam się na koncertach promujących nasz najnowszy album. Ewentualnie koncertach z poprzednim materiałem, z którego też jestem bardzo zadowolony – „Komeda Unknown 1967” / „Hearsay”. Obie te płyty długo gościły w moim repertuarze koncertowym, bo prawie 3 lata, natomiast ten materiał jest świetny i warto do niego wracać. To moje priorytety na dziś. A co będzie dalej, zobaczymy!
Przy okazji zapraszam wszystkich na moją nową stronę internetową pod nową domeną – piotrschmidt.eu – jest tam też zakładka „koncerty” gdzie informujemy o najbliższych koncertach, na które bilety można już kupić. Te informacje też są w zakładce „wydarzenia” na moim fanpage’u na Facebooku „PiotrSchmidtMusic”, zapraszam więc i tam.
