Rozmowa z Jackiem Bąkiem, reprezentantem Polski
- Dobre pytanie, tylko że ja nie znam na nie odpowiedzi. Chciałbym dotrzeć trochę dalej i przynajmniej przejechać przez fazę grupową. Wystarczy mi, że w poprzednich dwóch turniejach - w Korei i Niemczech - odpadaliśmy już po pierwszej części.
• Polska to zespół bardziej przypominający ten ze Stadionu Śląskiego, z meczu z Portugalią (2:1), czy ten z Krakowa, ze spotkania z USA (0:3)?
- W każdym spotkaniu chcemy grać jak najlepiej i wygrywać. Jednak nie zawsze to się udaje. Bo to jest piłka. Czasem ktoś inny jest lepszy. Ale był jeszcze mecz z Czechami i ja chciałbym, abyśmy zagrali w Euro 2008 tak jak przeciwko nim.
• Polacy lubią wpadać w skrajności. Od miłości do nienawiści, czy od euforii do rozpaczy jest krótka droga. Dziś kibice stawiają pomniki, a po porażce z Niemcami szybko mogą je zburzyć. Więc chyba dobrym i zimnym prysznicem była wiosenna porażka ze Stanami Zjednoczonymi, jeszcze w takim momencie.
- Jeśli pan pyta, czy czasem dobrze przegrać, to ja odpowiadam, że zawsze jest lepiej wygrywać. Tylko że tak się nie da. Musi być i przykry przerywnik, kończący dobrą passę. Najważniejsze, to wyciągnąć z tego wnioski i zmobilizować się po porażce.
• Jednak znowu zagramy z gospodarzami turnieju, a to niezmiennie oznacza duże kłopoty. Można już nawet mówić o kompleksach.
- Do tej pory, faktycznie, nie potrafiliśmy grać z drużynami organizującymi turnieje, sam boleśnie odczułem to na własnej skórze. Austriacy też na pewno będą dużo groźniejszą drużyną, niż wielu kibiców się tego spodziewa. Wiadomo, że gospodarzom pomagają również ściany, ale może wreszcie i nam się poszczęści.
• W dodatku ojciec sukcesu Leo Beenhakker wcześniej także nie osiągnął żadnych sukcesów w finałach.
- Jednak to bardzo dobry szkoleniowiec, jeden z najlepszych, z którymi pracowałem. Prowadził miedzy innymi słynny Real Madryt, a tam nie trafia nikt przez przypadek. A podczas meczów należy pamiętać, że to, co się dzieje na boisku, zależy przede wszystkim od nas piłkarzy, a nie trenera. Po pierwszym gwizdku to zawodnicy są już głównymi aktorami.
• Kiedy jechaliście na mundial w 2002 roku, po deklaracjach Jerzego Engela można było odnieść wrażenie, że to będzie film "Złoto dla zuchwałych”. Po czterech latach, kiedy rządził Paweł Janas najpierw było "Spokojnie, to tylko awaria”, a potem "Czy leci z nami pilot”. Teraz zanosi się na "Leo(na) zawodowca”?
- Wolałbym uniknąć takich porównań. Beenhakker to na pewno inna mentalność. I to zespołowi wyszło na dobre. Po raz pierwszy awansowaliśmy do mistrzostw Europy. Holender odkrył wielu nowych zawodników, nie bał postawić się na młodych, którzy mogą odgrywać istotną rolę w eliminacjach do mistrzostw świata. A z ocenami poczekajmy przynajmniej do połowy czerwca.
• Co pana bardziej zaskoczyło w wyborze kadry, że od razu odpali Artur Wichniarek z Arkadiuszem Radomskim, znający realia niemieckiej i austriackiej piłki, czy to, że szansę otrzymali Michał Pazdan z Adamem Kokoszką?
- Nie chcę wypowiadać się na ten temat, bo to należy wyłącznie do kompetencji trenera. Selekcjoner uznał, że ci gracze będą potrzebni drużynie i już. Niech teraz udowodnią, że zasłużyli na Euro.
• I nie brakuje panu nikogo w 23-osobowej kadrze?
- To była długa selekcja i szkoleniowiec wybrał najlepszych, zdrowych i pasujących mu do koncepcji kandydatów. Nikt nie był pewny miejsca w drużynie. Niektórzy grali w eliminacjach i cel, w postaci awansu, osiągnęli. Jednak trener uczulał wszystkich, że to nie koniec układania zespołu.
• Lubi pan niespodzianki, czy mecze z udziałem światowych i europejskich potęg?
- Pewnie, że bardziej przyciągają spotkania, w których grają uznane firmy. Ale piłka nożna dlatego jest tak fajna, że jest nieprzewidywalna. Tak było przed czterema laty, kiedy złote medale wywalczyli Grecy. W meczu Polski z Niemcami faworytem będą rywale i to oni teoretycznie powinni wygrać. Ale czy już teraz można powiedzieć, że Niemcy zwyciężą na sto procent?
• Lothar Mattheus powiedział, żebyśmy nie robili sobie złudzeń. Austriacy pewnie też skaczą z radości, że zagrają z Polakami?
- Wszyscy się cieszą, że zagrają z Polską - Niemcy, Chorwaci i Austriacy. A w Wiedniu ulica mówi, że odpadną gospodarze i my. "Problem” w tym, że futbol jest nieobliczalny, a pewne wydarzenia są niewytłumaczalne w logiczny sposób.
• Więc jaki wynik zadowoli polskich kibiców?
- Wyjście z grupy.
• Kto jest faworytem Jacka Bąka do zwycięstwa w Euro 2008?
- Francja, ale nie tylko z powodów sentymentalnych. Podoba mi się styl tej drużyny i jej mentalność. Francuzi grają w najlepszych klubach i mają naturę zwycięzców.
• Ma pan obsesję liczby 100?
- Nie mam i jeśli w reprezentacji nie wystąpię w tylu spotkaniach, choć brakuje mi naprawdę niewiele, tragedii nie będzie. To byłoby sympatyczne osiągnięcie pod koniec kariery, ale na siłę niczego robić nie mam zamiaru. Jak się uda, będzie super, a jak nie, to trudno. Na razie mam 94 mecze.
• Jak zaplanował pan sobie czas od połowy czerwca, z reprezentacją czy z rodziną?
- Tym razem myślę, że z reprezentacją. Jednak i w przypadku czarnego scenariusza nie będzie mowy o wakacjach, bo w Austrii Wiedeń już wtedy rozpoczną się przygotowania do nowego sezonu. Oby jeszcze beze mnie..