(fot. Przemysław Gąbka/gornik.leczna.pl)
Rozmowa Grzegorzem Boninem, piłkarzem Górnika Łęczna
- Za wami okres przygotowawczy. Przed jego rozpoczęciem mówiło się, że z Franciszkiem Smudą to będzie bardzo ciężka zima. I rzeczywiście była cięższa od poprzednich?
– Na pewno były momenty cięższe, były momenty lżejsze. Wszystko było dobrze uregulowane. Na pewno były to inne przygotowania niż z poprzednimi szkoleniowcami. Trener Smuda jest doświadczony, wiedział kiedy trzeba nam dołożyć obciążeń, a kiedy poluzować. Gdy mieliśmy sparingi czy treningi piłkarskie, każdy czuł moc i mam nadzieję, że w lidze to pokażemy.
- Wyniki sparingów nastrajają optymistycznie. Z siedmiu wygraliście pięć, dwa zremisowaliście. To ma dla was znaczenie?
– Na pewno jest gdzieś w głowie, że się wygrywa, ale ja patrzę przede wszystkim na to, jak graliśmy. Na jakość, jaką mieliśmy w grze. Bo przed sezonem też wygrywaliśmy w meczach towarzyskich, ale tej jakości brakowało. Nie było kolorowo. Teraz, te wszystkie mecze, które zagraliśmy w Hiszpanii, były jakościowo na wysokim poziomie. Do tego strzelaliśmy bramki, wygrywaliśmy i z tego na pewno można być zadowolonym. Wróciła radość z gry.
- Tylko, że ci rywale, to nie były żadne tuzy. Ruch i Diosgyori to byli wasi najmocniejsi przeciwnicy, ale w lidze będziecie musieli wygrywać z lepszymi zespołami, chcąc się utrzymać.
– My patrzymy przede wszystkim na siebie i swoje założenia. To, co chcemy realizować, to, co chcemy grać. Te sparingi miały służyć temu, żeby uczyć się nowego stylu. Gramy teraz trochę inaczej. Nie pozbywamy się szybko piłki, próbujemy się przy niej utrzymywać. To daje efekty. Mam nadzieję, że w lidze to się nie zmieni i dalej będziemy grać to, co zakładaliśmy sobie w okresie przygotowawczym.
- Na jakim etapie jesteście obecnie? Czujecie już świeżość czy ona dopiero ma przyjść?
– Hmm, świeżość... Ciężko powiedzieć, co to znaczy świeżość... Na pewno solidnie przepracowaliśmy okres przygotowawczy, teraz jesteśmy już w mikrocyklu meczowym, ale warunki są takie, a nie inne. Nie możemy normalnie trenować na boisku, to na pewno problem. Ciężko ćwiczyć na hali, a później wyjść na murawę i jak równy z równym walczyć z przeciwnikiem, który cały tydzień po niej biegał.
- W tych okolicznościach dobrze się stało, że spotkanie z Zagłębiem zostało przełożone?
– Ciężko powiedzieć. Z jednej strony trenowaliśmy po to, żeby w tym meczu zagrać, każdy nie mógł się już tego spotkania doczekać. Z drugiej, wiadomo, ciężkie warunki, większe ryzyko kontuzji, nie było sensu ryzykować. Ale to były decyzje, które zapadły poza nami. Nie mieliśmy na to wpływu.
- Do tej pory dołączyło do was dwóch nowych zawodników, ale Josimar Atoche póki co nie został zgłoszony do rozgrywek, a Gabriel Matei walczy o skład z Pawłem Sasinem. Wygląda więc na to, że potencjał kadrowy Górnika będzie podobny, jak jesienią. W czym można upatrywać nadziei na to, że zdołacie się utrzymać?
– Póki co, tak to wygląda. Dla nas najważniejsze, że wróciła wiara, w to co robimy, że znów odczuwamy przyjemność z gry. Wierzę, że to co robiliśmy w sparingach, uda się przełożyć także na ligę.