Motor Lublin w pierwszym meczu ligowym, w 2025 roku zremisował z Lechią Gdańsk 1:1. Jak trenerzy obu ekip oceniają sobotnie spotkanie?
John Carver (Lechia Gdańsk)
– To był dobry mecz, mi się podobał, zwłaszcza w końcówce. Nawet pomimo tych przerw. Mecz był bardzo wyrównany. My zaliczyliśmy strzał w słupek, a Motor miał swoją sytuację, kiedy trafił w poprzeczkę. Rywale objęli prowadzenie, a równowaga w naszej grze została zachwiana. Szybko jednak wyrównaliśmy z rzutu karnego, który moim zdaniem był zasłużony. Oglądałem kilka meczów Motoru i podoba mi się ich styl gry oraz to, jak trener zarządza swoim zespołem. Szczerze mówiąc przypomina mi mnie, kiedy byłem kilka lat młodszy. Uważam, że Motor ma przed sobą naprawdę ekscytujący czas, bo ma bardzo innowacyjnego trenera. Jeżeli chodzi o nas, to podobała mi się nasza energia, jak byliśmy dobrze zorganizowani. To było dobrym rozwiązaniem, żeby zagrać na dwóch napastników. Wypracowaliśmy sobie więcej sytuacji niż w poprzednim meczu. Niewiele osób dawało nam szanse, że będziemy w stanie osiągnąć w Lublinie dobry wynik, a na pewno ten mecz był pozytywny. My na razie musimy robić małe kroczki. Licząc sparingi mamy obecnie pięć meczów bez porażki, a to daje zespołowi i sztabowi więcej pewności siebie.
Mateusz Stolarski (Motor Lublin)
– Pierwsza połowa była taka, jak każdy widział. Myślę, że drużyną, która mogła prowadzić była Lechia. My nie stworzyliśmy żadnej sytuacji. To było spowodowane wieloma stratami w środkowej strefie boiska lub brakiem aktywności w tej strefie zmiany tempa gry. Mieliśmy dwie okazje po zmianie strony, gdzie dwa razy weszliśmy w pole karne. To było jednak zdecydowanie za mało. W drugiej połowie już bardziej przypominaliśmy Motor, do którego przyzwyczailiśmy kibiców. Mieliśmy przed przerwą na race stuprocentową sytuacje, może gdyby obrońca czy bramkarz nie dotknęli, to Jacques mógł ją swobodnie trafić. Niestety, nie udało się. Później była przerwa na race, ale czuliśmy, że narzucamy swój styl gry. Nie przełożyło się to na sytuacje, ale czułem, że mamy częściej piłkę na połowie rywali i może się coś z tego urodzić. I trafiła się akcja na 1:0, gra przez środek, zmiana strony, wejście w drugie tempo i dobre podanie Filipa Wójcika. Próbowaliśmy atakować dalej, nie cofnęliśmy się. Przegrany pojedynek w bocznym sektorze spowodował, że przeciwnik wszedł w pole karne, dośrodkował i był podyktowany karny. Przeciwnik odrobił straty, ale potem, jak ktoś miał strzelić, to raczej my. Trochę byliśmy za pasywni, bo mogliśmy szybciej atakować i być bardziej agresywni. Kiedy się to zdarzało, to graliśmy, jak przeciwnikowi było wygodnie, bo byli nastawieni na kolejną kontrę. Wiedzieli, że będziemy chcieli wygrać i że oni będą mieli okazje. Mamy zwieszone głowy, bo chcemy wygrywać, natomiast musimy pamiętać, że to szósty mecz bez porażki tej drużyny. Szkoda, że nie zdobyliśmy na Arenie trzech punktów. To było pierwsze spotkanie, jedziemy dalej.
Brak ryzyka w doliczonym czasie gry...
– W pierwszym tempie gra do tyłu była planowana, bo przeciwnik stał nie chciał nas pressować. Myśleliśmy, że ich trochę do tego zachęcimy. Musimy się dostosowywać do przeciwnika. Rywal raczej był nastawiony na odbiór w średniej strefie, mam uwagi o to, że nie byliśmy agresywni w tym pasywnym bloku Lechii i że nie ryzykowaliśmy mocniej naszą grą do ofensywnych pomocników czy dziewiątki, żeby otworzyć przestrzeń. To mnie denerwowało, oczekiwałem większej agresywności, ale były sytuacje, kiedy tacy byliśmy. Wchodziliśmy w pole karne częściej niż w pierwszej połowie, o której będziemy rozmawiać. Ja lubię opierać się o to, co dobre, to światełko w tunelu i że ten rytm, który łapaliśmy po przerwie będzie rytmem Motoru, który będzie częściej stosowany w kolejnych spotkaniach.
Nieobecność Sergi Sampera...
– Nie zmieniamy taktyki ze względu na nieobecność zawodników. Zastąpił go Kuba, który grał pierwszy mecz po półrocznej przerwie, nie pamiętam, kiedy zagrał ostatnie spotkania. Miał sporo dobrych zagrań, parę strat, które są naturalne. Przypominam, że Sergi ćwiczył z nami cztery tygodnie zanim zagrał, a Kuba musiał od razu wejść do składu i zastąpić kluczowego zawodnika. Wytrzymał ponad 60 minut. Jeżeli on wróci do swojego normalnego rytmu gry, gdzie rozegra parę minut więcej, to myślę, że te rzeczy, które robił dobrze, będą bardziej powtarzalne w kolejnych spotkaniach.
Ocena nowych zawodników?
– Wkomponowanie się w zespół jeszcze trochę czasu im zajmie. Nie jesteś w stanie wejść w system Motoru w dwa tygodnie. Stąd tylko jedna wymuszona zmiana w pierwszym składzie, czyli Kuba. Reszta zasłużyła na to w poprzedniej rundzie. Kuba miał bardzo dobre fragmenty i swoje przestoje, ogólnie poprawny występ i można patrzeć z optymizmem w przyszłość. Antonio przyzwyczaił, że jest w stanie zdecydowanie lepiej wykonać stałe fragmenty, ale dał dwie-trzy piłki przeszywające. To zawodnik, który dopiero nam wszystkim pokaże prawdziwe oblicze, jak dobrze wejdzie do zespołu.
Sytuacja z rzutem karnym...
– Ciężko mi mieć pretensje do zawodnika, bo: kibice, sztab szkoleniowy i mam wrażenie, że osoby odpowiadające za prowadzenie meczu, wszyscy nie do końca wiedzą, kiedy jest rzut karny. „Scali” najpierw dotknął piłkę nogą, odbiła się od nogi i potem trafiła w rękę. Nie mogę mieć pretensji, że próbował interweniować i piłka trafiła go w nogę. Lechia zasłużyła na bramkę, uważam, że wynik remisowy nie krzywdzi żadnej ze stron, bo po tym, co zobaczyłem na gorąco, jeżeli chodzi o liczby, to goście zasłużyli na bramkę, Lechia miała swój dobry plan. Jeżeli sędzia jest wołany do VAR-u i sprawdza jeszcze dwie minuty czy jest ręka, to oznacza, że sami nie wiemy czy ona jest, czy nie. Mathieu zrobił wszystko to, co trzeba było zrobić, żeby uratować zespół od straty bramki.