ROZMOWA Z Pawłem Sasinem, obrońcą Górnika Łęczna
Pod koniec minionego sezonu wskoczył pan do podstawowej jedenastki i na początku nowego nie oddaje miejsca konkurentom. Miła odmiana po dłuższym okresie siedzenia na ławce czy wchodzenia do gry jako rezerwowy?
– Na pewno tak. Oba poprzednie sezony w ekstraklasie kończyłem w pierwszym składzie, ale zaczynałem na ławce rezerwowych. Nie grałem za dużo i nie ukrywam, że ta sytuacja nie do końca mi odpowiadała. Teraz wreszcie to miejsce w wyjściowej jedenastce wywalczyłem i mam nadzieję, że długo go nie oddam. Ale rywalizacja wciąż trwa. Na każdym treningu muszę udowadniać trenerowi, że zasługuję na to, żeby grać.
Czym przekonał pan do siebie Andrzeja Rybarskiego?
– To pytanie raczej do trenera. Ja ze swojej strony robiłem na pewno wszystko, żeby postawił na mnie. Czy to na sparingach, czy na treningach zawsze daję z siebie sto procent. Cieszę się, że trener to dostrzegł i mi zaufał.
Zadanie ułatwiła panu nieco kontuzja Łukasza Mierzejewskiego, ale w kadrze jest przecież jeszcze Adrian Basta. Prawa obrona to chyba najmocniej obsadzona pozycja w Górniku.
–Do tej pory – z powodu zerwania więzadeł przez Adriana – było tak, że ta rywalizacja o miejsce w składzie odbywała się głównie między mną, a Mierzejem. Teraz Łukasz doznał kontuzji, ale Adrian wraca do treningów na pełnych obrotach po swoim, bardzo poważnym urazie i jest w coraz lepszej formie. Mam nadzieję, że Mierzej także szybko do nas dołączy, bo większa rywalizacja zawsze mobilizuje do jeszcze mocniejszej pracy i pozwala robić postęp. W klubie jest nas trzech nominalnych prawych obrońców, ale każdy z nas może grać również na innych pozycjach i jeśli wszyscy będziemy prezentowali odpowiednią wysoką formę, trener może znaleźć dla każdego miejsce w pierwszym składzie.
Szkoda, że podobnego bólu głowy trener nie ma w przednich formacjach. Tam każda kontuzja oznaczać może poważną zagwozdkę, bo wartościowych zmienników brak.
– Tak to wygląda, ale trener na pewno ma wizję, jak ustawić zespół w razie kontuzji czy kartek. W Chorzowie weszli z ławki Bartek (Śpiączka – red.) i Slaven (Jurisa – red.), obaj dali dobre zmiany i pomogli nam w ofensywie. Oby dalej naciskali jak najmocniej, to pole manewru będzie większe.
Jeśli do drużyny nie dołączą nowi piłkarze może być wam jednak ciężko wytrzymać sezon z tak wąską kadrą.
– Kilku zawodników odeszło, ale ktoś na pewno jeszcze do nas dołączy. Na tę chwilę problemu nie ma, bo kontuzje szczęśliwie nas omijają, a to jeszcze nie ten etap sezonu, żeby pauzować za kartki.
Spotkanie w Chorzowie, mimo niekorzystnego wyniku, pokazało, że w pierwszej jedenastce Górnika jest jakość na Ekstraklasę.
– No tak, pierwsza połowa była mocno średnia, żeby nie powiedzieć słaba, ale w drugiej pokazaliśmy, że umiemy grać w piłkę. Osobiście jestem bardzo zły, bo z boiska czuliśmy, że zasługujemy nawet na zwycięstwo, a wróciliśmy do domu bez punktów. Niemniej, nasza postawa po przerwie może być podstawą do optymizmu na dalsze spotkania. Jeżeli z Lechią znów będziemy potrafili stworzyć sobie tyle sytuacji w ofensywie, ale poprawimy skuteczność, powinno być dobrze.
Pan nie miał czasu, żeby długo przeżywać niepowodzenie w meczu z Ruchem, bo już w niedzielę musiał pan stawić się na kolejnym spotkaniu kursu trenerskiego.
– Tym razem to była taka kursokonferencja dla trenerów z całej Polski. Był selekcjoner Adam Nawałka, byli trenerzy z klubów ekstraklasy, włącznie z naszym szkoleniowcem Andrzej Rybarskim, Darkiem Mrózkiem i Sławkiem Nazarukiem. W sumie 600 czy 700 osób. Ja byłem tam dlatego, że razem z Łukaszem Mierzejewskim od blisko roku uczestniczymy w kursie trenerskim UEFA A. Jesteśmy w grupie czynnych zawodników, więc zajęcia są dostosowane do terminarza Ekstraklasy. Spotykamy się najczęściej w przerwach na reprezentację. Razem z nami w zajęciach uczestniczą m.in. Arkadiusz Głowacki, Radosław Sobolewski czy Rafał Boguski. Koło października będziemy kończyć kurs i mam nadzieję, że uda się zdobyć licencję.
Wiąże pan swoją przyszłość z pracą jako szkoleniowiec? Widzi pan siebie w przyszłości na ławce jakiegoś ekstraklasowego zespołu?
– Powoli łapię trenerskiego bakcyla. Na dzień dzisiejszy ciężko jeszcze powiedzieć, czy to będzie praca z młodzieżą, czy z seniorami, ale bardzo chciałbym przy piłce zostać.