Rozmowa z Veljko Nikitoviciem, kapitanem Górnika Łęczna
• W Szczecinie rozegrał pan setny mecz w polskiej ekstraklasie. To był wymarzony jubileusz?
– Wiadomo, że w takim spotkaniu każdy chciałby wygrać i po to jechaliśmy przez tyle kilometrów. Ale Pogoń to dobry zespół, lepszy niż w ubiegłym sezonie. Dlatego od początku wiedzieliśmy, że przed nami będzie ciężkie zadanie. W tej sytuacji trzeba uznać ten remis i nie narzekać na jeden punkt. Jak nie możesz zwyciężyć, to przynajmniej nie przegraj.
• Pamięta pan swój pierwszy mecz?
– Oczywiście, przegraliśmy na własnym stadionie 0:3 z Legią Warszawa, więc nie wracam za często do tamtych wydarzeń.
• W Szczecinie kibice nie przepadają za Górnikiem Łęczna, a już na pewno za jego bramkarzem Sergiuszem Prusakiem.
– Serek przez wiele lat występował w Świnoujściu, a Flota dosyć często spotykała się z Pogonią, więc zdążyli się dobrze poznać. (śmiech) Poza tym w ubiegłym sezonie dwa razy sprowadziliśmy Pogoń na ziemię. Natomiast w sobotę „sympatie” na trybunach spowodowane były decyzjami sędziego, który chciał uznać gola zdobytego przez gospodarzy po zagraniu ręką. To byłby precedens na skalę ogólnopolską, a z naszego punktu widzenia skandal. Wszyscy na stadionie widzieli tę rękę, tylko sędziowie nie. Mocno protestowaliśmy, w tym Serek, który widział to najlepiej. No i zarobił żółtą kartkę, bo trudno było ze spokojem przyjąć taką decyzję.
• Ostatecznie Mariusz Złotek zmienił swój werdykt, choć trwało to strasznie długo.
– Byłem przy tym blisko, więc wszystko słyszałem. Arbiter boczny od razu przyznał się głównemu, że nie widział tej sytuacji. W końcu o wszystkim rozstrzygnął czwarty sędzia, który chyba dostał jakąś informację z telewizji. Długo to trwało, ale na nasze szczęście zakończyło się pomyślnie, bo prawda zwyciężyła. Sędzia przyznał się do błędu i cofnął wcześniejszą decyzję.
• To kolejny dobry moment, aby zastanowić się, czy nie wprowadzić korzystania z nagrań telewizyjnych również w piłce nożnej. W siatkówce korzystanie z takich możliwości sprawdza się idealnie.
– Z jednej strony tak, a z drugiej nie, bo sędziowie to też ludzie, którzy mogą się pomylić. Ale w Szczecinie nie trzeba było do tego powtórek, to było działanie ewidentne. Nawet piłkarz Pogoni przyznał się do tego zagrania. Mimo to w pierwszej chwili myślałem, że sędzia Złotek będzie chciał uznać gola. Czyliśmy się skrzywdzeni, ale w końcu dotarła odpowiednia informacja. W efekcie zrobiła się nieprzyjemna atmosfera, bluzgali na nas z trybun, choć nie z naszej winy.
• Jurij Szatałow w każdym meczu szuka optymalnego składu. Z Pogonią wystąpiliście w trochę przemeblowanym ustawieniu, w środku pola bez Tomasza Nowaka i Kamila Poźniaka.
– Dlatego trzeba się szybko dostosowywać, a nie każdemu wychodzi to najlepiej. W Szczecinie dobrze prezentowaliśmy się w defensywie, nie pozwalaliśmy gospodarzom na wiele, za to gorzej wyglądaliśmy w konstruowaniu akcji ofensywnych. Po dwóch zwycięstwach apetyty wzrosły, ale porażka z Legią ostudziła niektóre głowy. Dobrze, że ze Szczecina wróciliśmy z jednym punktem.
• Największym zagrożeniem w ekipie miejscowych był Łukasz Zwoliński. Górnikowi gola nie strzelił, ale przyjemnie patrzyło się na jego grę, to napastnik pełną gębą.
– Nie ma co mówić, rok w Łęcznej dobrze mu zrobił. Wracając do Pogoni musiał walczyć o miejsce z Marcinem Robakiem i nie poddał się. W końcu Pogoń postanowiła sprzedać Robaka do Lecha, co było dobrym rozwiązaniem dla „Portowców” i samego Łukasza. „Zwolak” to gość, który może coś osiągnąć w piłce, jest normalny i pracowity.
• I dostał ofertę z Bursasporu, powinien odejść?
– Dobrze prezentuje się w polskiej lidze i by nabrać jeszcze dodatkowej pewności, mógłby zostać w Pogoni do końca roku. Jednak Turcja to nowe wyzwanie, większe pieniądze i szansa dodatkowego rozwoju. Prawie same plusy.
• Już w środę przed Górnikiem kolejne wyzwanie, mecz w Pucharze Polski z Legią.
– Chcielibyśmy odegrać się za porażkę w lidze, choć była zasłużona. Sztab szkoleniowy już nam wytknął błędy, które popełniliśmy w tamtym spotkaniu i teraz trzeba ich uniknąć. Zrobimy wszystko, żeby wygrać, jednak oddajmy cesarzowi co cesarskie – w tej chwili Legia gra najlepszy i najciekawszy futbol, to zespół złożony z indywidualności. Oczywiście puchary żądzą się swoimi prawami i czasami kopciuszek może sprawić sensację. A w tej konfrontacji to my jesteśmy kopciuszkiem.
Rozmawiał Artur Ogórek