Wrażenia artystyczne liczą się w łyżwiarstwie figurowym. W piłce nożnej natomiast mają drugorzędne znaczenie. Bo fajnie jest wygrać po ładnej grze, jednak sprawą najważniejszą jest – po prostu wygrać. Z Sandecją to się niestety nie udało.
Dlatego nie ze swojej winy (idiotyczny zakaz nałożony na kibiców przyjezdnych – we wszystkich ligach – firmował swoim "autorytetem” PZPN) nie zobaczyli w 30 sekundzie prowadzenia gości, kiedy Marcin Chmiest zaskoczył Jakuba Wierzchowskiego.
Mecz ułożył się pięknie dla rywali, ale w 8 min rozpoczął się od jakby nowa. Bo po akcji Mariusza Zasady, Ricardinho przyjął piłkę, obrócił się i kopnął do siatki. Obecność dwóch obrońców Sandecji w niczym mu nie przeszkodziła.
A potem gospodarze stworzyli sytuacje, po których powinni cieszyć się z kolejnych goli. Niestety po podaniu Tomasa Pesira Zasada strzelił nad bramką, a w 38 min Racardinho i Pesir nie dali rady Markowi Koziołowi, którym interesuje się krakowska Wisła. Z kolei po drugiej stronie boiska Wierzchowski obronił strzał Vladimira Kukla.
Druga część znowu mogła rozpocząć się fatalnie, bo tym razem bliski powodzenia był Damian Staniszewski, nie tak dawno testowany przez łęcznian. Natomiast kilka minut potem, po stracie Daniela Bożkowa, szansę na bramkę miał Chmiest.
Ale od 53 min to już gospodarze stwarzali większe zagrożenie. Najpierw Rivardinho kopnął w boczną siatkę, po nim Tomasz Nowak strzelił obok słupka, a za chwilę Pesir zmarnował okazję sam na sam z bramkarzem.
Zapały "zielono-czarnych” ostudził nieco Vladimir Kukol, który wyprzedził Mateusza Pielacha, ale świetną interwencją popisał się Wierzchowski. Sygnał ostrzegawczy odniósł krótki skutek, bo na bramkę Sandecji znowu zaczęły sunąć ataki, najczęściej kończone uderzeniami zza pola karnego.
Jednak każde z nich – Bożkowa, Nildo, Ricardinho i Nowaka – mogło rozstrzygnąć losy meczu. Niestety, nie zrobiły tego, bo łęcznianom po raz kolejny zabrakło precyzji i zimnej krwi.
GKS Bogdanka – Sandecja Nowy Sącz 1:1 (1:1)
Bramki: Ricardinho (9) – Chmiest (1).
GKS: Wierzchowski – Bożkow, Magdoń, Sołdecki, Zasada, Sasin, Nowak, Bartoszewicz, Pielach, Ricardinho, Pesir (72 Nildo).
Sandecja: Kozioł – Borovicanin, Zozień, Froehlich, Makuch, Eismann (46 Janić), Gawęcki, Staniszewski (54 Kowalczyk), Berliński, Makuch, Chmiest (87 Trochim), Kukol.
Żółte kartki: Pielach (GKS ) - Borovicanin (Sandecja).
Sędziował: Paweł Dreschel (Gdańsk). Widzów: 650.
Jabłoński: Prędzej czy później musi przyjść przełamanie
• Nie chciał pan zaryzykować i wygrać? Dokonał pan tylko jednej zmiany.
– Już zaryzykowałem z Wartą. Zrobiłem trzy zmiany i one nic nie dały. Nie miałem na ławce rezerwowych zawodników, którzy mogli coś wnieść. Zespół grał dobrze, więc każda zmian mogła być bardziej negatywna. Zmieniłem Pesira, bo dał dużo i był już zmęczony.
• Inni nie byli zmęczeni?
– Na pewno byli, ale już powiedziałem, że nie miałem na ławce zawodnika o sile i atutach ofensywnych, który mógł coś wnieść.
• To po co bierze pan na ławkę zawodników, którzy nie mogą nic wnieść do zespołu?
– Różnie się może ułożyć w meczu, są kontuzje i kartki. Muszą być zawodnicy na poszczególne pozycje. Poza tym w niedzielę jest mecz rezerw i oni tam zagrają. Zapraszam na to spotkanie i wtedy zobaczymy, czy miałem rację czy nie.
• Dejan Miloseski podpadł aż tak bardzo, bo nie było go nawet wśród rezerwowych?
– Tak, Miloseski nie zmieścił się w kadrze na to spotkanie.
• A coś więcej?
– Jeśli zawodnik wchodzi na dwadzieścia minut meczu i po pierwsze, snujemy się po boisku, a pod drugie, bierze się za rzut karny, choć nie był do tego wyznaczony, to muszą być jakieś konsekwencje. Tak jak musi być odpowiedzialność za to co się robi. Nikt się nie może obrażać się za siedzenie na ławie. Każdy kto wchodzi na boisku, musi dać z siebie wszystko.
• "Milo” jest już przekreślony do końca sezonu?
– Nie skreślam go całkowicie. To zawodnik, który potrafi grać w piłkę. Ale on nie może grać dobrze tylko wtedy, kiedy wychodzi w pierwszej jedenastce. A i też nie ma sił na cały mecz.
• Nildo też był obrażony.
– Pierwsze słyszę, rozmawiałem z nim. W poprzednim meczu miałem do niego zastrzeżenie, że nie podjął walki, ale z Sandecją już ją podjął. Był pierwszym obrońcą naszego zespołu. Jak na niego, było to widoczne. Bo znamy też Nildo, kiedy potrafi sobie z przodu przestać.