W ostatnim meczu w tym roku Górnik pokonał Tychy 2:0 i zakończył 2013 rok na pierwszym miejscu w tabeli I ligi.
Dzięki temu podopieczni Jurija Szatałowa umocnili się na pierwszym miejscu, z trzema punktami przewagi nad drugim w tabeli GKS Bełchatów. Piłkarze będą odpoczywali na urlopach, za to do ostrej pracy muszą ruszyć działacze i trenerzy.
Zespół na kilku pozycjach wymaga wzmocnień, aby w rundzie rewanżowej z powodzeniem powalczyć o ekstraklasę. Pozycja wyjściowa jest wymarzona.
Ostatni występ w tym roku nie był spacerkiem. Przeciwnie, Jan Żurek odmienił tyszan, którzy z outsidera przebili się do strefy środkowej. Nie przegrali sześciu ostatnich spotkań. To rywal grający niewygodny futbol, stawiający przed własnym polem karnym "autobus”. Podobnie było w meczu w Łęcznej.
http://get.x-link.pl/9bf02454-8de4-e9cc-5967-2e51c8c9c40d,75ad7432-2fac-7fe0-1164-3a767a163333,embed.html
Przyjezdni trafili jednak na bardzo dobrze usposobionego Górnika. Losy rywalizacji miejscowi powinni rozstrzygnąć nawet przed przerwą, a Paweł Zawistowski cieszyć się ze skompletowanego hat-tricka. Niestety pomocnik nie wykorzystał kilku dogodnych okazji, trafił natomiast do siatki w nieoczekiwanych okolicznościach, po strzale "stadiony świata”.
Już pierwsza akcja gospodarzy mogła zakończyć się powodzeniem, lecz Zawistowski zaprzepaścił podanie Pawła Sasina. Potem z 12 m kopnął nad poprzeczką, a w 37 min spudłował w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Zrehabilitował się w 27 min, gdy z 25 m przymierzył w górny róg, a futbolówka w drodze do siatki odbiła się jeszcze od słupka.
To wprowadziło większy spokój, bo mecz cały czas był twardy, z mnóstwem walki i wślizgów. Szanse na zmianę wyniku mieli także Łukasz Zwoliński i Grzegorz Bonin, a Tychy stawały się groźne wyłącznie przy stałych fragmentach gry.
– Koledzy śmieją się ze mnie, że nie umiem strzelić gola z bliska, więc trafiam z daleka – mówił w przerwie przed kamerą Paweł Zawistowski. – Widzieliśmy jak GKS grał z Miedzią i u nas pokazują to samo. Ciężko ruszyć ich obronę, ale udało się. Teraz oni muszą ruszyć do przodu, a my spróbujemy coś ukłuć z kontry – prognozował.
I rzeczywiście, po przerwie przez kwadrans goście rządzili na boisku. – Maciek, ustaw to – wołał do Szmatiuka podenerwowany trener bramkarzy Arkadiusz Onyszko. Za linią boczną pieklił się też Szatałow.
W 64 min zapachniało nawet remisem, jednak Krzysztof Bizacki nie zaskoczył zmarzniętego Sergiusza Prusaka. Wszystko wyjaśniło się kilka minut później, kiedy po indywidualnej akcji Bonina wzdłuż linii końcowej Zwoliński z bliska wpakował piłkę do bramki. A kibice mogli wreszcie zaśpiewać: lider jest nasz, lider jest nasz!
– Trener uczulał nas, żebyśmy cierpliwie szukali swojej szansy i tak się stało – przyznaje młody napastnik. – Czy zostaję w Górniku? Nigdzie się nie wybieram, tym bardziej, że nikt ze Szczecina nie kontaktował się ze mną. Wygraliśmy ważny mecz, jesteśmy na czele tabeli i możemy z powodzeniem walczyć o awans do ekstraklasy – dodał.
Górnik Łęczna – GKS Tychy 2:0 (1:0)
BRAMKI
1:0 – Paweł Zawistowski (27), 2:0 – Łukasz Zwoliński (74)
SKŁADY
Górnik: Prusak – Sasin (70 Kozacuks), Szmatiuk, Kalkowski, Mraz – Bonin, Bielak, Nowak, Zawistowski (87 Nikitović), Szałachowski (73 Niedziela) – Zwoliński.
Tychy: Igaz – Krajanowski, Balul, Masternak, Mączyński – Szczęsny (58 Bizacki), Chomiuk, Zunić, Carnota (46 Gąsior), Dzięgielewski (70 Flis) – Smółka.
Żółte kartki: Sasin, Kalkowski – Carnota. Sędziował: Mariusz Złotek (Stalowa Wola). Widzów: 2500.